CZESKI TRENING

Ponad pół tysiąca żołnierzy z dwudziestu państw NATO wzięło udział w międzynarodowym szkoleniu „Ramstein Rover”.

W natowskim szkoleniu wysuniętych nawigatorów naprowadzania lotnictwa (Joint Terminal Attack Controller, JTAC) w Czechach wzięli udział komandosi z Lublińca, GROM-u i Dowództwa Wojsk Specjalnych. Swój zespół wysłały także Wojska Lądowe. Polski skład wzmocniony został przez trzy samoloty Su-22, pilotów i techników lotniczych z 21 Bazy Lotnictwa Taktycznego w Świdwinie.

„To były najlepsze ćwiczenia dla JTAC-ów, w których dotąd brałem udział”, mówi jeden z uczestników szkolenia w Namest. „Takie treningi są dobrą okazją do doskonalenia współpracy. Nawigatorzy naprowadzania lotnictwa i piloci z różnych państw NATO poznają się i wymieniają doświadczeniami, co szybko przekłada się na efektywność naszej pracy na misji.

A to z kolei może zaważyć na sukcesie prowadzonej operacji”.

 

Obraz w trójwymiarze

Wysuniętym nawigatorem naprowadzania lotnictwa (WNNL, najczęściej używa się jednak angielskiego nazewnictwa JTAC) nie może być każdy. Dobry JTAC powinien mieć ponadprzeciętną zdolność koncentracji, wyobraźnię przestrzenną i podzielność uwagi [więcej na ten temat w „Polsce Zbrojnej” numer 7 z 2012 roku].

Naprowadzanie odrzutowców na cel jest niezwykle trudne. Dlaczego? Choćby ze względu na prędkość lecących samolotów, specyfikę lotniczego języka (angielski), w którym prowadzi się korespondencję radiową, konieczność przestrzegania ogromu przepisów i stres pola walki. Od momentu wezwania wsparcia z powietrza do użycia uzbrojenia mija zwykle zaledwie kilka minut. W czasie operacji JTAC odpowiada za ruch wszystkich statków powietrznych w rejonie ich działania: samolotów, śmigłowców, bezzałogowców. „JTAC powinien mieć «trójwymiarowy punkt widzenia»”, mówią żołnierze. „Musi uważać na własne wojska, dobrze wskazać cel ataku i kontrolować przestrzeń powietrzną, aby nie doszło do kolizji”.

 

Z aniołem stróżem

Natowskie ćwiczenia „Ramstein Rover” odbyły się po raz trzeci (pierwsze były w 2010 roku w Stanach Zjednoczonych, a kolejne dwa na czeskim poligonie w Namest). Tegoroczny trening JTAC-ów podzielono na dwie części. Na początku reprezentanci dwudziestu państw NATO na wykładach poznawali dokumenty, które obowiązują żołnierzy w Afganistanie. Czytali instrukcje i przepisy mówiące o użyciu bliskiego wsparcia z powietrza (Close Air Support, CAS), uczyli się zasad użycia siły (Rules of Engagement, RoE).

„Bardzo ważne było szkolenie na konkretnych przykładach”, opowiada jeden z żołnierzy biorących w nim udział. „Wykładowcy pokazywali nam scenariusz i zdjęcia konkretnych sytuacji, a my na podstawie doktryn i narodowych przepisów musieliśmy decydować, jakiego rodzaju wsparcia powinniśmy użyć”.

Teoretyczna część kursu zakończyła się sprawdzianem. JTAC dostali test zbliżony do tego, jaki uzupełniają nawigatorzy naprowadzania lotnictwa tuż po przyjeździe do Afganistanu. Zgodnie z zasadami obowiązującymi na misji dopiero po jego zaliczeniu mogą wykonywać swoje zadania.

Po zajęciach z teorii przyszedł czas na realny trening. Na niebie pojawiły się między innymi samoloty z Czech, Niemiec, Węgier, Słowacji, Słowenii, Turcji i Polski – F-16, Gripeny, L-159, L-39, Learjet, Mi-17, Mi-35, PC-9 Pilatus i Su-22.

„Wczesnym rankiem każdy zespół musiał stawić się na jednym z pięciu wyznaczonych posterunków, a te często oddalone były ponad 100 kilometrów od miejsca pobytu, i stamtąd mieliśmy naprowadzać samoloty”, opowiada JTAC. Dopiero tam żołnierze poznawali scenariusz zajęć, musieli przygotować plan działania (game plan) oraz skoordynować współpracę z dowódcą polowym, którego mieli wspierać.

„Na poligonie zawsze działaliśmy w parach. To taka niepisana zasada obowiązująca także u nas w jednostce. Mówimy, że każdy JTAC musi mieć swojego anioła stróża, który pomoże mu w razie zagrożenia życia”, opowiada Piotr, JTAC z Jednostki Wojskowej Komandosów z Lublińca. Doświadczenie nauczyło go, że dobra współpraca z kolegą może ocalić mu życie. Kiedy JTAC wzywa wsparcie lotnictwa, niemal jednocześnie rozmawia z pilotem i swoim dowódcą. „Czasami bardziej zajmuje nas to, co dzieje się w powietrzu niż na ziemi.

A kiedy koncentrujemy się na swoich obowiązkach, nie widzimy tego, co nam zagraża”. Zdarzyło się już, że medyk, który towarzyszył mu podczas naprowadzania, w ostatniej chwili odepchnął go, ratując przed ostrzałem przeciwnika, w ten sposób ocalił mu życie.

Trening praktyczny w Namest trwał blisko dwa tygodnie. Żołnierze byli podzieleni na zespoły i musieli działać w tandemach. Każdy team codziennie naprowadzał samoloty około dwóch godzin. W sumie wszyscy nawigatorzy wykonali tysiąc kontroli powietrznych, czyli naprowadzeń samolotów na cel.

 

Jak pod Hindukuszem

Scenariusze ćwiczeń podczas „Ramstein Rover” odzwierciedlają wyłącznie realia afgańskie. Żołnierze musieli na przykład osłaniać konwój logistyczny, który na trasie wjechał na minę pułapkę i został ostrzelany przez rebeliantów. Innym razem trzeba było zlikwidować skład broni i amunicji przeciwnika. A jeszcze w innej sytuacji osłaniali konwój z VIP-em albo musieli namierzyć, gdzie znajdują się rebelianci, którzy ostrzeliwali bazę. Dodatkowo większość zadań połączona była z treningiem medycznej ewakuacji rannego żołnierza z pola walki z użyciem śmigłowców.

„Ze wszystkimi zdarzeniami, które trenowaliśmy, spotkałem się już w Afganistanie. To ważne, by w wielonarodowej grupie przećwiczyć pewne schematy. JTAC musi być pewien, że postępuje właściwie. To on ponosi odpowiedzialność za konsekwencje na przykład ostrzelania obiektu”, wyjaśnia Piotr. „Uzbrojenie samolotów jest potężne, ta broń ma wielką siłę rażenia. Mówimy o ostrzelaniu przeciwnika lub zrzuceniu bomb od 125 kilogramów do tony. Użycie siły musi być proporcjonalne do zagrożenia. Wszystko ma być zgodne z prawem i procedurami”.

Piotr w Afganistanie był już sześć razy, ale naprowadzaniem lotnictwa zajmował się na dwóch zmianach. Wykonał wiele misji CAS (Close Air Support). „To jest najważniejsza rola JTAC-a. Musimy zapewnić wojsku bezpieczeństwo, nawet podczas najtrudniejszej misji”, mówi komandos. Wyjaśnia też, że postrzeganie roli nawigatora naprowadzania lotnictwa tylko jako osoby odpowiedzialnej za zrzucenie bomb jest dużym uproszczeniem. W pierwszej kolejności JTAC musi skupić się na wykryciu zagrożenia, dopiero później na ominięciu go lub zlikwidowaniu. „Często samo pojawienie się samolotów w rejonie prowadzenia operacji skutecznie odstrasza rebeliantów od podejmowania jakichkolwiek wrogich działań”.

Żołnierze naprowadzali samoloty i śmigłowce na cel, ale nie zawsze ich praca kończyła się zrzuceniem bomby. Ze względu na duże koszty takiego treningu, niektóre ćwiczenia odbywały się na sucho. JTAC wówczas prowadził taką samą korespondencję z pilotem, samolot dokładnie podchodził do miejsca, które musiał zbombardować, ale jedynie markował użycie uzbrojenia.

 

Wysokie ryzyko działania

W polskich siłach zbrojnych najwięcej żołnierzy uprawnionych do bojowego naprowadzania jest w Wojskach Specjalnych i to właśnie specjalsi mają największe doświadczenie w tej dziedzinie.

W Wojskach Lądowych czteroosobowe taktyczne zespoły kontroli obszaru powietrznego TZKOP (oficer JTAC, podoficerowie: JTAC, operator lasera i kierowca-radiooperator) utworzono pod koniec 1999 roku. W amerykańskich siłach zbrojnych wysunięci nawigatorzy byli na poziomie kompanii, a u nas TZKOP funkcjonowały w batalionach, brygadach i dywizjach.

Obecnie wysunięci nawigatorzy naprowadzania zgromadzeni są w Centralnej Grupie TZKOP, która powstała w 1 Brygadzie Lotnictwa Wojsk Lądowych w Inowrocławiu. Poza Wojskami Lądowymi JTAC służą dziś w Wojskach Specjalnych oraz  w Ośrodku Szkolenia Personelu TZKOP w Dęblinie. W polskich siłach zbrojnych najwięcej żołnierzy uprawnionych do bojowego naprowadzania jest właśnie w Wojskach Specjalnych i to właśnie specjalsi mają największe doświadczenie w tej dziedzinie. W WS podczas operacji JTAC zawsze jest bezpośrednio przy swoim dowódcy. Wynika to z wysokiego ryzyka działań i dużej dynamiki operacji.

W Wojskach Lądowych, ze względu na wielkość sił i małą liczbę JTAC-ów, nie zawsze istnieje taka możliwość. Zdarza się więc, że nawigator naprowadzania lotnictwa pracuje w Tactical Operations Center.

Magdalena Kowalska-Sendek

autor zdjęć: Soyek JWK





Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO