Żołnierz godny naśladowania

niedziela, 17 kwietnia 2016

Żołnierzem jest się 24 godziny na dobę i zawsze trzeba być gotowym do działania na rzecz społeczeństwa – mówi o bohaterze z 6 Batalionu Dowodzenia Sił Powietrznych mjr Daniel Dąbek. Jego podwładny pomógł nieprzytomnemu mężczyźnie. Jak się okazało, tylko dzięki szybkiej reakcji żołnierza udało się uratować mu życie.

O wielkim szczęściu może mówić mężczyzna, który zasłabł na śremskim targowisku. Gdyby nie szybka i zdecydowana reakcja sierżanta Rafała Krajczyńskiego z 6 Batalionu Dowodzenia Sił Powietrznych, mógłby on skończyć tragicznie.

Feralnego dnia sierżant Rafał Krajczyński szedł na trening. Przechodząc przez miejskie targowisko, zwrócił uwagę na chwiejącego się mężczyznę. Po chwili człowiek ten stracił przytomność. Upadając, uderzył głową najpierw o krawędź stołu, później o betonowe podłoże. Żołnierz wspomina, że przy poszkodowanym mężczyźnie szybko zebrali się obserwatorzy, ale nikt nie garnął się do pomocy. Jedna ze stojących w tłumie kobiet zadzwoniła po pogotowie, reszta trwała w oczekiwaniu. Tymczasem nieprzytomny mężczyzna zaczął sinieć, a jego ciałem zaczęły miotać konwulsje. – Wyglądało to tak, jakby miał atak padaczki – wspomina żołnierz.

Niewiele się zastanawiając, sierżant odrzucił torbę treningową i podbiegł do poszkodowanego. – Sprawdziłem mu puls, nie oddychał – opowiada. – Chciałem przystąpić do resuscytacji, jednak szczęka mężczyzny była zaciśnięta – dodaje. Okazało się, że mężczyźnie zapadł się język. Reakcja Krajczyńskiego była natychmiastowa – udrożnił drogi oddechowe i wykonał kilka uciśnięć na klatkę piersiową, po czym mężczyzna znowu zaczął oddychać. Żołnierz mógł wówczas ułożyć poszkodowanego w pozycji bocznej ustalonej. Po paru chwilach nadjechało pogotowie. Mężczyzna, już w ustabilizowanym stanie, został zabrany do szpitala.

– Po tej sytuacji dwa dni dochodziłem do siebie – wspomina Krajczyński. Mówi, że podczas samej akcji działał pod wpływem emocji, nie zastanawiał się nad tym, co robi. Wątpliwości nadeszły później – pojawiły się obawy, czy na pewno nie zrobił temu mężczyźnie krzywdy. Aby się upewnić, czy stan mężczyzny się nie pogorszył, zadzwonił nawet do szpitala. – Lekarz dyżurny powiedział mi, że poszkodowany jest w trakcie badań i że mam się nie martwić, bo uratowałem mu życie – opowiada. Te słowa uspokoiły żołnierza. – Przecież nawet gdybym złamał mu żebra, to liczy się to, że go ocaliłem – podkreśla.

A skąd Krajczyński wiedział, jak się zachować? – Nigdy nie przechodziłem specjalnych szkoleń z zakresu udzielania pierwszej pomocy, wszystkiego nauczyłem się podczas kursów profilaktycznych w naszej jednostce – mówi. Zaznacza, że nie czuje się bohaterem, ale jest dumny z siebie, bo był jedyną osobą, która zareagowała i sprostała tej trudnej sytuacji.

Znajomi żołnierza twierdzą, że jego zachowanie nie jest dla nikogo zaskoczeniem. Podkreślają wręcz, że poszkodowany miał szczęście, że trafił właśnie na niego. O akcji, której bohaterem stał się żołnierz 6 Batalionu Dowodzenia Sił Powietrznych, szybko dowiedzieli się jego przełożeni. – Taka postawa jest godna naśladowania – mówi o zdarzeniu major Daniel Dąbek, zastępca dowódcy 6 BDSP. Dodaje, że podoficer „swoim zachowaniem udowodnił, że żołnierzem jest się 24 godziny na dobę i zawsze trzeba być gotowym do działania na rzecz społeczeństwa”. – Tak powinien postąpić każdy obywatel, nie tylko żołnierz – podkreśla.

Sierżant Rafał Krajczyński służy w armii od 18 lat. Jak mówi, od zawsze chciał być żołnierzem, bo to jego tradycja rodzinna. – W wojsku służyli moi dziadkowie, kuzynostwo, oficerem był też wujek – wylicza. W 6 Batalionie Dowodzenia Sił Powietrznych służy od 2002 roku. Do niedawna pełnił obowiązki instruktora wf-u, obecnie jest dowódcą aparatowni RWŁC. Za dotychczasową służbę został wyróżniony Brązowym Medalem za Zasługi dla Obronności Kraju. Prywatnie interesuje się piłką nożną. Po służbie zajmuje się trenowaniem dziecięcych drużyn piłkarskich.

Magdalena Miernicka

autor zdjęć: 6 Batalion Dowodzenia Sił Powietrznych