moja polska zbrojna
Od 25 maja 2018 r. obowiązuje w Polsce Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych, zwane także RODO).

W związku z powyższym przygotowaliśmy dla Państwa informacje dotyczące przetwarzania przez Wojskowy Instytut Wydawniczy Państwa danych osobowych. Prosimy o zapoznanie się z nimi: Polityka przetwarzania danych.

Prosimy o zaakceptowanie warunków przetwarzania danych osobowych przez Wojskowych Instytut Wydawniczy – Akceptuję

Peleliu – piekło marines

Pod hasłem „II wojna światowa na Pacyfiku” wymieniane są najczęściej starcia w Pearl Harbor, o Midway, na Guadalcanal i Okinawie. Do tego podręcznikowego zestawu warto dodać bitwę na wyspie Peleliu, która zapisała się jako jedna z najkrwawszych w całej historii Korpusu Piechoty Morskiej Stanów Zjednoczonych.

Peleliu to jedna z wysp archipelagu Karolinów na zachodnim Pacyfiku. W 1944 roku znajdowała się na niej japońska baza lotnicza z lotniskiem. Ochraniana była przez spory garnizon wojskowy. Jej opanowanie miało gwarantować bezpieczeństwo prawej flanki sił gen. Douglasa MacArthura lądujących na Filipinach. Zdobycie Peleliu powierzono jednej z najlepszych i doświadczonych formacji US Marines (United States Marine Corps – Korpus Piechoty Morskiej Stanów Zjednoczonych) – 1 Dywizji Piechoty Morskiej. Dowódca dywizji, gen. William Rupertus zapewniał swych ludzi, że to będzie kolejny typowy „skok na wyspę”, który skończy się „twardą, ale szybką walką”. Generał swe optymistyczne przewidywania opierał na raportach wywiadu, które zapewniały, że Japończycy nie posiadają na wyspie zbyt wielkich sił do jej obrony, brak jest jakichkolwiek fortyfikacji, a teren jest „w większości równinny”. Wszystko to miało okazać się nieprawdą. Dzięki wcześniejszym starciom z Japończykami, marines spodziewali się, że przez „kilka piekielnych dni” czeka ich odpieranie samobójczych ataków sfanatyzowanych nieprzyjaciół, którzy zostaną wybici do nogi w ogniu karabinów maszynowych. Jednak na Peleliu Japończycy zupełnie zmienili taktykę, co było kolejnym nieprzyjemnym zaskoczeniem dla Amerykanów. W rzeczywistości na górzystej wyspie, porośniętej gęsto dżunglą, 10 tysięcy żołnierzy japońskich i koreańskich robotników przymusowych przez pół roku budowało fortyfikacje i pozycje obronne, które zmieniły wyspę w twierdzę prawie nie do zdobycia.

Niepotrzebna bitwa

Nie posłuchano postulatów admirała Williama „Bulla” Halseya, który kilka dni przed planowanym desantem przesłał głównodowodzącemu Floty Pacyfiku, admirałowi Chesterowi Nimitzowi raport, w którym doradzał rezygnację z ataku na Peleliu i inne wyspy archipelagu. 5 Flota Halseya od tygodni rozbijała japońskie siły wokół Peleliu i Filipin, napotykając znacznie słabszy opór od spodziewanego. Admirał doszedł więc do wniosku, że zamiast zdobywać Peleliu, którego lotnisko Amerykanom już nie zagrażało z powodu zniszczenia japońskiego lotnictwa, lepiej przyspieszyć inwazję na Leyte, która zapoczątkowałaby odzyskanie Filipin. Nimitz przesłał sugestie Halseya do szefów połączonych sztabów. Ci konferowali w tej sprawie z prezydentem Rooseveltem i gen. MacArthurem. Zgodzono się z postulatem Halseya, ale tylko połowicznie. Postanowiono przyspieszyć desant na Leyte o dwa miesiące, ale jednocześnie nie zrezygnowano z ataku na Peleliu i dwie inne wyspy archipelagu – Ulithi i Angaur.

Witamy w piekle

Desant na Peleliu wyznaczono na 15 września 1944 roku. Poprzedził go trzydniowy ostrzał artylerii okrętów US Navy. W ustalonym dniu ku plażom wyspy ruszyły amfibie desantowe 1 Dywizji Piechoty Morskiej. Pierwszy z trzech pułków dywizji, 1 Pułk Piechoty Morskiej pod dowództwem legendarnego w US Marines dowódcy – pułkownika Lewisa „Chesty” Pullera, dotarł do zachodnich plaż Peleliu o godzinie 8.30. Dwa pozostałe pułki – 5 i 7 lądowały za żołnierzami Pullera w drugim rzucie. Japońscy obrońcy z miejsca zaskoczyli Amerykanów zmianą taktyki, o której wspomniałem wyżej. Nie doszło do żadnych szaleńczych ataków na bagnety pod dowództwem oficerów wymachujących samurajskimi mieczami. Zamiast tego piechotę morską przywitał morderczy ogień artylerii, który jeszcze na morzu zniszczył dziesiątki gąsienicowych amfibii (tzw. amtracków).

Japończycy prowadzili też ogień z gniazd karabinów maszynowych umieszczonych wysoko na stokach górujących nad plażami koralowych wzgórz. Po wylądowaniu na plażach, ku zaskoczeniu marines żołnierze japońscy nie ruszyli do szaleńczej szarży na miecze i bagnety, lecz małymi oddziałami przenikali na ich tyły i atakowali je z zabójczą skutecznością. Najbardziej ucierpieli w tej walce ludzie pułkownika Pullera. W ciągu pierwszych 24 godzin boju jego pułk stracił 500 zabitych i rannych. Marines nie mieli spokoju przez całą noc, a rankiem ruszyli do ponownego natarcia. Japończycy wycofali się wtedy na swą główną pozycję obronną, którą stanowiły setki jaskiń najeżonych betonowymi bunkrami i wzmocnionych żelbetem, ukrytych pośród wapiennych wzgórz. Tworzyły one trudną do zdobycia linię umocnień opasującą położoną na samym środku wyspy górę Umurbrogol.

Amerykanie znaleźli się dosłownie w piekle – temperatura w ciągu dnia dochodziła do ponad 40 stopni Celsjusza. Pośród nagrzanych słońcem skał prawie zupełnie brak było słodkiej wody. Po tygodniu zaczęły padać monsunowe deszcze, które wprawdzie przyniosły wytchnienie od prażącego słońca, ale za to zmieniły całą wyspę w wielkie bagno. Marines przebijali się przez gęstą dżunglę i brnęli w mangrowym błocie, niosąc na własnych barkach cały ciężki sprzęt i zaopatrzenie. Atakowani przy tym ciągle przez japońskich żołnierzy, spychani byli z powrotem na pozycje wyjściowe, z których musieli rozpoczynać swój mozolny marsz od nowa. W ciągu sześciu dni walk tylko pułk Pullera stracił ponad 1700 ciężko rannych i zabitych.

Odwrót marines

Mimo ponoszonych strat i niewielkich postępów w natarciu, gen. Rupertus długo opierał się namowom, by jego skrwawione pułki marines zastąpiły oddziały sił lądowych US Army. Dla piechoty morskiej bitwa ta stała się pierwszoplanową ze względu na prestiż. Dopiero osobista interwencja jego przełożonego, gen. Roya Geigera spowodowała wycofanie marines z walk na Peleliu. Żołnierzy piechoty morskiej zastąpiła 81 Dywizja Piechoty i 321 Pułkowy Zespół Bojowy. Do 22 września, czyli momentu zluzowania żołnierzy 1 Dywizji Piechoty Morskiej, zabili oni ponad 4 tys. Japończyków i zniszczyli ponad 200 bunkrów i umocnionych jaskiń.

Po wycofaniu marines z pierwszej linii walki na wyspie trwały jeszcze ponad dwa miesiące. Japończycy walczyli do ostatka, a amerykańskiej piechocie przypadło wówczas zdobywanie głównego bastionu Peleliu – góry Umurbrogol. Żołnierze atakowali pieczarę po pieczarze, bunkier po bunkrze. Wypalali je miotaczami ognia, wysadzali ładunkami wybuchowymi lub zasypywali spychaczami, które zmieniały jaskinie w masowe groby obrońców. Z ponad 10 tysięcy obrońców, w listopadzie 1944 roku poddało się zaledwie kilkudziesięciu, w większości byli to koreańscy robotnicy przymusowi. Starty Amerykanów były niższe, ale także porażające: Marines straciła 7 tysięcy żołnierzy, a siły lądowe 1400. Weteranom walk na Peleliu przyszło później walczyć w kolejnej krwawej bitwie na Okinawie, ale żaden nie uważał jej za przeżycie, które mogłoby się równać z Peleliu. Jeden z nich, Eugene Sledge, szeregowiec z 1 Dywizji Piechoty Morskiej napisał po wojnie o bitwie na Peleliu, że była „piekłem przerażenia, w którym czas nic nie znaczył i życie nic nie znaczyło. Zażarte walki z nas wszystkich uczyniły barbarzyńców”. I to wszystko, by zdobyć nieczynne lotnisko, na którym nie było już ani jednego sprawnego samolotu japońskiego. By przystosować je dla amerykańskich maszyn, potrzebowano ponad miesiąca, co nie miało już większego znaczenia w zwycięskiej kampanii MacArthura na Filipinach.

Bibliografia

J. McCain, M. Salter, Why courage matters. The way to a braver life, New York 2004;
J. Lipiński, Druga wojna światowa na morzu, Gdańsk 1976;
E. Sledge, Ze starą wiarą na Peleliu i Okinawie, Gdańsk 2002;

Piotr Korczyński , historyk, redaktor kwartalnika „Polska Zbrojna. Historia”

dodaj komentarz

komentarze

~bohun
1568547780
Tekst jak film!
15-FB-E0-DE

Morska Jednostka Rakietowa w Rumunii
 
NATO na północnym szlaku
Strategiczna rywalizacja. Związek Sowiecki/ Rosja a NATO
Święto stołecznego garnizonu
Zachować właściwą kolejność działań
Wojna w świętym mieście, epilog
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Kadisz za bohaterów
Gunner, nie runner
Barwy walki
Ramię w ramię z aliantami
Zmiany w dodatkach stażowych
Charge of Dragon
Przygotowania czas zacząć
Puchar księżniczki Zofii dla żeglarza CWZS-u
Wojna w świętym mieście, część trzecia
Lekkoatleci udanie zainaugurowali sezon
Kosiniak-Kamysz o zakupach koreańskiego uzbrojenia
Polak kandydatem na stanowisko szefa Komitetu Wojskowego UE
W Brukseli o wsparciu dla Ukrainy
Koreańska firma planuje inwestycje w Polsce
Wojna w Ukrainie oczami medyków
Sprawa katyńska à la española
Front przy biurku
Cyberprzestrzeń na pierwszej linii
Bezpieczeństwo ważniejsze dla młodych niż rozrywka
NATO zwiększy pomoc dla Ukrainy
Na straży wschodniej flanki NATO
Szpej na miarę potrzeb
Wojna na detale
Tusk i Szmyhal: Mamy wspólne wartości
Kolejne FlyEle dla wojska
Wojna w świętym mieście, część druga
Morze Czarne pod rakietowym parasolem
Przełajowcy z Czarnej Dywizji najlepsi w crossie
Operacja „Synteza”, czyli bomby nad Policami
Aleksandra Mirosław – znów była najszybsza!
25 lat w NATO – serwis specjalny
Wojskowy bój o medale w czterech dyscyplinach
Znamy zwycięzców „EkstraKLASY Wojskowej”
Więcej pieniędzy dla żołnierzy TSW
Jakie wyzwania czekają wojskową służbę zdrowia?
W Rumunii powstanie największa europejska baza NATO
NATO on Northern Track
Rozpoznać, strzelić, zniknąć
Szarża „Dragona”
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Czerwone maki: Monte Cassino na dużym ekranie
Sandhurst: końcowe odliczanie
Polscy żołnierze stacjonujący w Libanie są bezpieczni
Żołnierze ewakuują Polaków rannych w Gruzji
W Italii, za wolność waszą i naszą
Żołnierze-sportowcy CWZS-u z medalami w trzech broniach
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Active shooter, czyli warsztaty w WCKMed
Gen. Kukuła: Trwa przegląd procedur bezpieczeństwa dotyczących szkolenia
SOR w Legionowie
Systemy obrony powietrznej dla Ukrainy
Głos z katyńskich mogił
Strażacy ruszają do akcji

Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO