moja polska zbrojna
Od 25 maja 2018 r. obowiązuje w Polsce Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych, zwane także RODO).

W związku z powyższym przygotowaliśmy dla Państwa informacje dotyczące przetwarzania przez Wojskowy Instytut Wydawniczy Państwa danych osobowych. Prosimy o zapoznanie się z nimi: Polityka przetwarzania danych.

Prosimy o zaakceptowanie warunków przetwarzania danych osobowych przez Wojskowych Instytut Wydawniczy – Akceptuję

Osiem dekad szczęściarza

Był jednym z najnowocześniejszych kontrtorpedowców na świecie. Miał zapewnić polskiej marynarce przewagę nad największym, jak wówczas sądzono, wrogiem – Związkiem Sowieckim. 25 listopada 1937 roku do służby wszedł niszczyciel ORP „Błyskawica”. W czasie wojny okręt brał udział m.in. w walkach o Norwegię, ewakuacji Dunkierki i lądowaniu aliantów w Normandii.

– O godzinie 9.30 terytorium polskie powiększyło się znów o 1,5 tysiąca metrów kwadratowych – relacjonował w miesięczniku „Morze” publicysta Julian Ginsbert. – Albowiem o tej godzinie stanął przed wejściem do portu gdyńskiego Okręt Rzeczpospolitej i grzmiąc z dział salut z trzynastu strzałów, oddał się pod rozkazy admirała, dowódcy Floty. „Błyskawica”, siostrzany kontrtorpedowiec „Groma” (…) stanowi z tymże „Gromem” zespół najsilniejszych w swej klasie okrętów na Bałtyku, będąc jednocześnie ostatnim wyrazem techniki wojenno-morskiej – podkreślał Ginsbert.

Był 1 grudnia 1937 roku. Sześć dni wcześniej w brytyjskim Cowes nad pokładem ORP „Błyskawica” po raz pierwszy załopotała biało-czerwona flaga. Oznaczało to, że oficjalnie zakończyła się budowa okrętu. I choć w Gdyni, jak pisał Ginsbert, jednostkę witała zaledwie grupka entuzjastów i sympatyków, nikt kto choć trochę znał się na sprawach morza, nie miał wątpliwości: oto w historii polskiej marynarki otwierał się zupełnie nowy rozdział. Mało kto jednak przypuszczał, że będzie on aż tak długi.

Młot na Sowietów

Tworzenie Marynarki Wojennej RP pod koniec lat dwudziestych wyraźnie przyspieszyło. Wówczas to Polska zamówiła w jednej z francuskich stoczni dwa niszczyciele, w owym czasie zwanych kontrtorpedowcami – ORP „Wicher” i ORP „Burza”. Pierwszy z nich wszedł do służby w 1930 roku, drugi dwa lata później. – Niestety, historia ich powstania mogła stanowić doskonały przykład na to, jak okrętów budować nie należy – przyznaje Tomasz Miegoń, dyrektor Muzeum Marynarki Wojennej w Gdyni. – Francuzi mieli duże opóźnienia, a już w trakcie eksploatacji wychodziły na jaw kolejne wady, takie jak zbyt mała prędkość, czy kiepska stateczność – dodaje. Nie najlepsze wrażenie miały zatrzeć kolejne kontrtorpedowce, zamówione tym razem u Anglików.

Zgodę na zakup dwóch nowych okrętów Generalny Inspektor Sił Zbrojnych Józef Piłsudski wydał w listopadzie 1932 roku. Przetarg został rozstrzygnięty dwa lata później, w lipcu. Wygrała go stocznia z Southampton. Ostatecznie jednak jej oferta okazała się zbyt wysoka i polska armia postanowiła zlecić prace stoczni mieszczącej się w Cowes na wyspie Wight. Brytyjczycy mieli dostarczyć okręty w ciągu 26 miesięcy. Inwestycja była realizowana przy współpracy z zespołem polskich inżynierów, na którego czele stał kmdr inż. Stanisław Rymaszewicz.

Nowoczesne jednostki miały zapewnić Polsce przewagę nad potencjalnymi wrogami. A Warszawa główne zagrożenie widziała w Związku Sowieckim. – Rosjanie mieli do dyspozycji niszczyciele i pancerniki. Były to potężne i silnie uzbrojone, ale stare jednostki. Polskie kontrtorpedowce miały zablokować je w Zatoce Fińskiej, z dala od naszych wód, albo też toczyć z nimi skuteczną walkę na pełnym morzu: zbliżyć się do sowieckiego zespołu, zadać mu możliwie największe straty, a potem maksymalnie szybko odskoczyć – tłumaczy Miegoń. Marynarka Rzeczypospolitej potrzebowała więc okrętów szybkich i silnie uzbrojonych, nie tylko w armaty morskie i torpedy, ale też broń przeciwlotniczą. Do tego musiały mieć one dużą autonomiczność, czyli zdolność do długiego operowania na morzu bez zawijania do portu. – Aby uzyskać wszystkie te parametry, należało zbudować jednostki duże. Dotyczyło to zresztą nie tylko kontrtorpedowców. W tym celu Polacy zamówili też duże, jak na Bałtyk, okręty podwodne – wyjaśnia Miegoń. A co z zagrożeniem ze strony Niemiec? – Kiedy rodził się pomysł, by zamówić niszczyciele, naszym sąsiadem była jeszcze Republika Weimarska, z armią mocno okrojoną przez Traktat Wersalski – przypomina dyrektor gdyńskiego muzeum.

Pierwszy z budowanych w Cowes kontrtorpedowców, ORP „Grom” wszedł do służby w maju 1937 roku. W listopadzie dołączyła do niego „Błyskawica”. Kilka miesięcy później miało się okazać, że okręty będą walczyć nie przeciwko Sowietom, lecz Niemcom. „Grom” tego starcia nie przetrwał – zatonął w 1940 roku. Do „Błyskawicy” szybko przylgnął przydomek „lucky ship”. „Szczęśliwy okręt”...

Wanna? Za burtę!

Wróćmy jednak do roku 1937. ORP „Błyskawica” po raz pierwszy zawija do portu wojennego w Gdyni, a Polska zyskuje jeden z najnowocześniejszych kontrtorpedowców na świecie. Co o tym decydowało? Jak przyznaje kmdr por. Walter Jarosz, obecny dowódca „Błyskawicy”, lista zalet jednostki była długa. – Po pierwsze: duża prędkość. Okręt mógł się rozpędzić nawet do 42 węzłów, podczas gdy maksymalna szybkość ówczesnych jednostek tej klasy oscylowała przeważnie w granicach 30 w. Do tego „Błyskawica” posiadała duże zdolności manewrowe – mówi kmdr por. Jarosz. Oczywiście należy pamiętać, że okręt był duży – liczył 114 m. Mniejsze niszczyciele, choćby te brytyjskie, były bardziej zwrotne.

Atutów było jednak więcej. Choćby silniki. – Dwie turbiny parowe, mające razem 54 tys. KM, rozmieszczono w dwóch niezależnych maszynowniach, przedzielonych grodziami wodoszczelnymi. Dzięki temu okręt mógł przeć naprzód nawet po ewentualnym zalaniu jednej z turbin – tłumaczy kmdr por. Jarosz. ORP „Błyskawica” dysponowała silnym uzbrojeniem. – Artylerię główną tworzyło siedem armat kalibru 120 mm. Załoga mogła korzystać z dwóch potrójnych wyrzutni torped kalibru 550 mm, z reduktorami pozwalającymi na użycie pocisków o innym rozmiarze. Do tego dochodziły dwie rufowe wyrzutnie bomb głębinowych, 60 min kotwicznych wz. 08, dwa podwójne działa Boforsa kalibru 40 mm oraz osiem najcięższych przeciwlotniczych karabinów maszynowych 13,2 mm – wylicza kmdr por. Jarosz. Ciekawy był też rozkład pomieszczeń okrętowych. – Kabiny dowódców poszczególnych działów znajdowały się bliżej dziobu. Chodziło o to, by podczas alarmu oficerowie mogli błyskawicznie obsadzić stanowiska bojowe – wyjaśnia kmdr por. Jarosz. – W tamtym czasie tego typu kabiny z reguły umieszczano bliżej rufy, by zapewnić oficerom większy komfort. Po prostu w tej części okrętu mniej odczuwalne jest kołysanie. Polacy postanowili to zmienić, co wśród konserwatywnych konstruktorów brytyjskich wywołało ogromne zdziwienie – zauważa kmdr por. Jarosz.

Nie oznacza to jednak, że „Błyskawica” była pozbawiona wad. – Niszczyciel miał nie najlepszą stateczność. Na Bałtyku nie stanowiło to problemu, ale na Oceanie Atlantyckim już tak. W czasie wojny doszło nawet do sytuacji, że okręt niebezpiecznie się przechylił – informuje dyrektor Miegoń. Jednostka wróciła do normalnej pozycji, ale by funkcjonować dalej, musiała przejść modernizację. Wiązała się ona z obniżeniem tak zwanego metacentrum. Efekt został osiągnięty między innymi poprzez zdjęcie szalup z górnego pokładu, zmianę masztu, czy kołpaka komina. – Jedna z anegdot mówi, że ówczesny dowódca okrętu do zmian postanowił dorzucić coś od siebie. I zdecydował się na usunięcie żeliwnej wanny ze swojej kajuty – opowiada dyrektor Miegoń.

Lata chwalebnej historii

„Błyskawica” nie wzięła udziału w wojnie obronnej. Kiedy było już wiadomo, że niemiecka agresja jest kwestią dni, niszczyciel w ramach planu „Peking” został wycofany do Wielkiej Brytanii. – We wrześniu 1939 roku spotkało się to z nie najlepszym przyjęciem. Morale załogi spadło. Szybko okazało się jednak, że była to dobra decyzja – przyznaje Miegoń. – Kriegsmarine nie mogła jeszcze nawiązać walki ze światowymi potęgami. Była jednak znacznie potężniejsza od sił morskich Rzeczypospolitej. Starcie z nią mogliśmy wygrać tylko przy wsparciu floty brytyjskiej. Wycofanie do Anglii „Błyskawicy” wraz z dwoma innymi niszczycielami pozwoliło ocalić je na kolejne miesiące i lata wojny – dodaje.

„Błyskawica” u boku Royal Navy uczestniczyła w walkach o Norwegię, ewakuacji Dunkierki, bitwie o Atlantyk. Załoga niszczyciela osłaniała lądowanie wojsk amerykańsko-brytyjskich w północnej Afryce, czy lądowanie aliantów w Normandii. Po wojnie okręt wrócił do Polski. Na morzu służył do 1967 roku, kiedy to pod jego pokładem doszło do poważnej awarii. Na skutek przerwania przewodów parowych poparzeniom uległo i zmarło siedmiu marynarzy. W 1976 roku ORP „Błyskawica” stał się okrętem-muzeum. Dziś pełni też funkcje jednostki reprezentacyjnej Marynarki Wojennej RP. – Z pierwotnej „Błyskawicy” zostało bardzo dużo: całe wyposażenie kotłowni i siłowni, komora amunicyjna, centrala torpedowa i artyleryjska oraz... cała masa chwalebnej historii – podsumowuje kmdr por. Jarosz.

Łukasz Zalesiński

autor zdjęć: Marian Kluczyński, Wikipedia

dodaj komentarz

komentarze


Gunner, nie runner
 
Operacja „Synteza”, czyli bomby nad Policami
Pod skrzydłami Kormoranów
NATO na północnym szlaku
Żołnierze ewakuują Polaków rannych w Gruzji
Morska Jednostka Rakietowa w Rumunii
Systemy obrony powietrznej dla Ukrainy
Koreańska firma planuje inwestycje w Polsce
Wytropić zagrożenie
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Front przy biurku
W Rumunii powstanie największa europejska baza NATO
Lekkoatleci udanie zainaugurowali sezon
Przygotowania czas zacząć
Kosiniak-Kamysz o zakupach koreańskiego uzbrojenia
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Wojna w świętym mieście, część trzecia
Ukraińscy żołnierze w ferworze nauki
Puchar księżniczki Zofii dla żeglarza CWZS-u
Polscy żołnierze stacjonujący w Libanie są bezpieczni
Active shooter, czyli warsztaty w WCKMed
Jakie wyzwania czekają wojskową służbę zdrowia?
Zachować właściwą kolejność działań
W Brukseli o wsparciu dla Ukrainy
NATO on Northern Track
Rozpoznać, strzelić, zniknąć
Sprawa katyńska à la española
Czerwone maki: Monte Cassino na dużym ekranie
Wojskowy bój o medale w czterech dyscyplinach
Gen. Kukuła: Trwa przegląd procedur bezpieczeństwa dotyczących szkolenia
Strażacy ruszają do akcji
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Wojna w Ukrainie oczami medyków
Kadisz za bohaterów
Przełajowcy z Czarnej Dywizji najlepsi w crossie
Donald Tusk: Więcej akcji a mniej słów w sprawie bezpieczeństwa Europy
Wojna w świętym mieście, część druga
Na straży wschodniej flanki NATO
Morze Czarne pod rakietowym parasolem
Wojna w świętym mieście, epilog
Polak kandydatem na stanowisko szefa Komitetu Wojskowego UE
NATO zwiększy pomoc dla Ukrainy
SOR w Legionowie
Charge of Dragon
Ramię w ramię z aliantami
25 lat w NATO – serwis specjalny
Tusk i Szmyhal: Mamy wspólne wartości
W Italii, za wolność waszą i naszą
Zmiany w dodatkach stażowych
Aleksandra Mirosław – znów była najszybsza!
Kolejne FlyEye dla wojska
Wojna na detale
Znamy zwycięzców „EkstraKLASY Wojskowej”
Sandhurst: końcowe odliczanie
Święto stołecznego garnizonu
Żołnierze-sportowcy CWZS-u z medalami w trzech broniach
Szpej na miarę potrzeb
Strategiczna rywalizacja. Związek Sowiecki/ Rosja a NATO
Więcej pieniędzy dla żołnierzy TSW

Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO