moja polska zbrojna
Od 25 maja 2018 r. obowiązuje w Polsce Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych, zwane także RODO).

W związku z powyższym przygotowaliśmy dla Państwa informacje dotyczące przetwarzania przez Wojskowy Instytut Wydawniczy Państwa danych osobowych. Prosimy o zapoznanie się z nimi: Polityka przetwarzania danych.

Prosimy o zaakceptowanie warunków przetwarzania danych osobowych przez Wojskowych Instytut Wydawniczy – Akceptuję

„Orlik” nie potrzebuje mitu

24 czerwca 1946 roku w wyniku donosu zginął major Wojska Polskiego Marian Bernaciak „Orlik”, wybitny dowódca największych zgrupowań partyzanckich na Lubelszczyźnie. Polowało na niego kilkanaście tysięcy ubeków i enkawudzistów. Sprawcami jego śmierci zostali jednak żołnierze ludowego wojska. Odznaczeni za to Orderem Virtuti Militari…

Gdzieś, chyba u Bertolda Brechta, znalazłam kiedyś zapadającą w pamięć frazę, że nieszczęśliwy jest kraj, który potrzebuje bohaterów. Na pierwszy rzut oka trudno się nie zgodzić z tym efektownym zdaniem. Jednak, gdyby zmierzyć świat tą miarą, utwierdzilibyśmy się w oczywistym z gruntu przekonaniu, że tylko w biblijnym Edenie lew obok łani w przykładnej żyje symbiozie. A w życiu narodów to właśnie nieszczęście staje się katalizatorem ludzkiego upadku lub wzniesienia się na wyżyny. To przecież bohaterska postawa jednostek wobec nieszczęścia – a dla narodów od wieków jest nim ryzyko utraty niepodległości – staje się zalążkiem wspólnotowego eposu. To dowodzi zatem, że jednak wielki jest kraj, który w nieszczęściu potrafi zrodzić swych bohaterów. Piszę te słowa patrząc na okładkę z pietyzmem wydanego przez IPN albumu autorstwa Krystiana Pielachy i Jarosława Kuczyńskiego: „Do ostatniej kropli krwi. Major Bernaciak „Orlik” 1917 – 1946”. Autorzy wykonali tytaniczną pracę, robi wrażenie edytorski rozmach i bogactwo pomieszczonej tu dokumentacji, zdjęć i odtworzonej historii oddziału Mariana Bernaciaka na tle wojennej i powojennej historii regionu. Warto mieć tę pozycję na półce.

Od zdjęcia „Orlika” trudno oderwać wzrok. Przedwcześnie postarzały mężczyzna, dwudziestoparolatek przecież, patrzy w obiektyw smutno i przenikliwie. Jest w tym synu rymarza coś dostojnego, budzącego respekt, ciekawość. Nie wiem, dlaczego przychodzi mi nagle do głowy noc z „Wesela” Wyspiańskiego i oparty o drzwi „Orlik”, który na wszystko patrzy i nic nie mówi, choć przecież wszystko wie... Spojrzenie ze zdjęcia nie jest złudne, coś musiało w nim być, skoro spotkany przez „Orlika” żołnierz, który zatoczył się po pijanemu w mundurze, nie mógł znieść wzroku swego dowódcy. – Próbował się wtedy postrzelić… Ze wstydu, że go zawiódł, choć dowódca tylko patrzył, nie powiedział ani słowa – opowiadał Eugeniusz Madoń „Rower”, ostatni żyjący podkomendny Bernaciaka.

Przed laty, pod koniec szkoły podstawowej, spędzałam długie godziny wertując zachłannie nieliczne jeszcze wtedy książki, albumy ze zdjęciami powstańców warszawskich i żołnierzy podziemia niepodległościowego. Znałam ich po imieniu. Szukałam być może odpowiedzi na uproszczoną wówczas, dziecięcą jeszcze wizję świata, że ci, którzy opowiadają się po słusznej stronie, mają w spojrzeniu jakiś ślad tego wyboru. Coś szlachetnego. Szukałam w ich wzroku zapowiedzi przyszłego losu, zgody na nagłą śmierć, zapamiętaną chwilę wyjścia z domu, miłości do Ojczyzny, jakkolwiek to ckliwie brzmi. Wszystko to znalazłam właśnie w spojrzeniu „Orlika”. Zawsze miałam przekonanie, że ci ludzie, to sól naszej ziemi. Dziś, gdy otwierane są ich groby, nabiera to szorstkiej dosłowności.

Upamiętnianie żołnierzy wyklętych, sprawiedliwość, która ich spotyka po latach, zderza się czasem z zarzutem, że upowszechnia się ich „kult”. To złe słowo, pełniące funkcję fałszywego opisu świata. Kiedyś według zasady „chcesz zmienić świat – zmień język” próbowano zohydzić żołnierzy podziemia, nazywając ich bandytami lub bardziej protekcjonalnie – „chłopcami z lasu”. Dziś próbuje się niuansować oczywisty przekaz o wyklętych przypisując środowisku, które się z nim identyfikuje, pewną poznawczą naiwność. Kult, jak wiadomo, wynika z kwestii wiary w zjawiska pozostające poza sferą pozazmysłową. Żołnierze wyklęci nie potrzebują kultu. A oficerowie: „Uskok”, „Zapora”, „Orlik” i inni, to nie byli „chłopcy z lasu”.

Podobną funkcję w tej narracji spełnia idące w parze słowo „mit”. Samo operowanie zbitką „mit żołnierzy wyklętych” lub „mit założycielski żołnierzy wyklętych” jest instrumentalnym potraktowaniem pamięci o bohaterach. Ubranie historii „wyklętych” w słowo „mit” czyni z niej opowieść niedookreśloną, zatartą i otwiera tym samym pole do relatywizacji ich ofiary. Odbiera należną im rangę i okrada z powagi. Robi za to miejsce dla wszystkich argumentów z cyklu: „nic nie było takie oczywiste”, „nic nie jest czarno-białe”, „wszystko ma drugie dno”, „takie były czasy” itd. „Orlik” nie potrzebuje mitu. Prawda o nim jest wystarczająco mocna. A przysięga wojskowa, której był wierny, to nie „temat na poemat”, a tym bardziej na mityczną opowieść, w której nigdy nie umiera się tak naprawdę. Wybory, w których ludzie dobrowolnie zastawiają swoje życie, odrzucając osobiste korzyści, nie są wyborami mitycznymi. A nasza wspólnotowa pamięć musi nie na micie, lecz na prawdziwym wątku snuć swój pourywany epos. (Francuzom się poszczęściło i gdzieś w zakamarkach brytyjskich bibliotek odnaleźli swą prastarą „Pieśń o Rolandzie”, najpiękniejszy narodowy epos założycielski). My, niestety, nie mamy swej narodowej pieśni, zaginęła, nie będąc wystarczająco podtrzymywaną. Tak twierdzi Ernest Bryll. Kiedyś w wywiadzie, którego mi udzielił, skreślił tytuł: „O narodzie, który zgubił swą pieśń”, może liczył, że jeszcze ją odnajdziemy?

Figura „Orlika” symbolizuje powtarzający się motyw polskiej walki o utrzymanie niepodległości. I nawet czytelnicy uznający wyższość perspektywy linearnej nad kołową muszą przyznać, że istnieje pewna powtarzalna prawidłowość w dziejach. Zmieniają się didaskalia, ale wybór człowieka w obliczu wojny, zdrady narodowej, terroru i zaprzaństwa zawsze jest zero-jedynkowy. Nawet uchylanie się przed wyborem wzmacnia jedną ze stron. Wiedziała o tym matka podporucznika Mieczysława Bujaka, żołnierza „Orlika”, przy którego ekshumowanych szczątkach znaleziono kartkę zamkniętą w butelce. Matka z kronikarską dokładnością opisała pochodzenie swego syna i jego stopień wojskowy. Opisała też winę, za którą rozstrzelano „z przyłożenia” jej 25-letnie dziecko: „za to, że był Polakiem”. Dodam, że po rozformowaniu oddziału „Orlika”, Bujak zgłosił się na ochotnika do LWP, nie uchroniło go to jednak przed „ludową sprawiedliwością”.

Jest jeszcze podwójna miara, którą przykłada się do wyklętych. Oto bezwzględne realia wojny są okolicznością łagodzącą dla jednych, ale dla żołnierzy podziemia nie stanowią one usprawiedliwienia. Pomordowanych i poległych ogląda się w powiększeniu, szukając dowodów, że nie byli kryształowi. Próbuje się przeciwstawić sobie te dwie siły: sowieckiego najeźdźcę, wzmocnionego polskimi zdrajcami, i żołnierzy podziemia antykomunistycznego w dziwacznym systemie równoważnych idei, niczym Bruegelowską „Wojnę postu z karnawałem”. Przecież to było potężne starcie dwóch porządków świata: ładu i chaosu, które różni do dziś wszystko, i nie łączy nic. Motłoch wyrósł z gawiedzi, gdy rozwlekał królewskie trupy z Saint Denis, lubując się w ich przebieraniu – zawsze mam taką myśl, gdy patrzę na zdjęcie „Roja”, na którego martwą głowę wciśnięto niemiecką furażerkę. Brak szacunku do śmierci, pogarda dla życia. Te światy różni wszystko.

Skąd w chłopskich synach tak głęboka świadomość ciągłości narodowych symboli, zastanawiam się, gdy czytam, że w przegniłym mundurze wykopanym niedawno ze zbiorowej mogiły żołnierzy „Bartka” Flamego wciąż tkwi guzik, na którym czyjaś ręka gwoździem wyryła orzełkowi koronę. Korona na orlej głowie, to nie estetyczny dekor, to ważny symbol suwerenności państwa.

Major Marian Bernaciak „Orlik”, poległy w wieku 29 lat, urzędnik pocztowy z niewielkiej wsi koło Ryk, nie potrzebuje naszej pamięci. Nie potrzebuje też swej chwały. To nam jest potrzebny jego pomnik, symboliczny lub dosłowny. To nam jest potrzebna pamięć o nim i jego chwała. Gdybyśmy nie mieli „wyklętych”, trzeba byłoby ich wymyślić, inaczej musielibyśmy żyć z narodowym brzemieniem wstydu za tych, co „za pieniądze, ordery i stanowiska z rąk sowieckich mordowali najlepszych Polaków” (z odezwy „Łupaszki”). Tych, którzy mają wstręt do „kultu martyrologii”, i tak nie przekonam. Przeestetyzowany świat na każdym kroku domaga się photoshopa. A w historii – rację mają podobno tylko zwycięzcy. A „Orlik”? Zginął. Ale czy przegrał? No jak? Przegrał…?

Anna Putkiewicz , redaktor naczelna portalu polska-zbrojna.pl

dodaj komentarz

komentarze

~Zet
1466797080
"Rower" nie jest jedynym żyjącym podkomendnym "Orlika". Szacunek dla autorki za dobry tekst i znajomość wątku "Gryfa", który co prawda krótko, ale był podkomendnym "Orlika". ;)
2C-DA-1A-AC

Strategiczna rywalizacja. Związek Sowiecki/ Rosja a NATO
 
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Polak kandydatem na stanowisko szefa Komitetu Wojskowego UE
Gunner, nie runner
Operacja „Synteza”, czyli bomby nad Policami
Głos z katyńskich mogił
Charge of Dragon
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Kolejne FlyEle dla wojska
Strażacy ruszają do akcji
Lekkoatleci udanie zainaugurowali sezon
Wojna w Ukrainie oczami medyków
Tusk i Szmyhal: Mamy wspólne wartości
Wojna w świętym mieście, epilog
Zmiany w dodatkach stażowych
Aleksandra Mirosław – znów była najszybsza!
Koreańska firma planuje inwestycje w Polsce
Donald Tusk: Więcej akcji a mniej słów w sprawie bezpieczeństwa Europy
NATO na północnym szlaku
Wojna w świętym mieście, część trzecia
Święto stołecznego garnizonu
Morska Jednostka Rakietowa w Rumunii
Szarża „Dragona”
W Italii, za wolność waszą i naszą
Szpej na miarę potrzeb
Sprawa katyńska à la española
Kadisz za bohaterów
Na straży wschodniej flanki NATO
Przygotowania czas zacząć
SOR w Legionowie
Ramię w ramię z aliantami
Front przy biurku
Znamy zwycięzców „EkstraKLASY Wojskowej”
NATO on Northern Track
W Rumunii powstanie największa europejska baza NATO
Systemy obrony powietrznej dla Ukrainy
Zachować właściwą kolejność działań
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Kosiniak-Kamysz o zakupach koreańskiego uzbrojenia
Czerwone maki: Monte Cassino na dużym ekranie
Bezpieczeństwo ważniejsze dla młodych niż rozrywka
Żołnierze ewakuują Polaków rannych w Gruzji
Żołnierze-sportowcy CWZS-u z medalami w trzech broniach
Sandhurst: końcowe odliczanie
Puchar księżniczki Zofii dla żeglarza CWZS-u
Wojskowy bój o medale w czterech dyscyplinach
Gen. Kukuła: Trwa przegląd procedur bezpieczeństwa dotyczących szkolenia
Wojna w świętym mieście, część druga
Rozpoznać, strzelić, zniknąć
Barwy walki
W Brukseli o wsparciu dla Ukrainy
25 lat w NATO – serwis specjalny
Active shooter, czyli warsztaty w WCKMed
Wojna na detale
Więcej pieniędzy dla żołnierzy TSW
Jakie wyzwania czekają wojskową służbę zdrowia?
NATO zwiększy pomoc dla Ukrainy
Morze Czarne pod rakietowym parasolem
Przełajowcy z Czarnej Dywizji najlepsi w crossie
Polscy żołnierze stacjonujący w Libanie są bezpieczni

Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO