W OBJĘCIACH PANÓW WOJNY

Dzieci bawią się w wojnę w piaskownicach, na podwórkach, wykorzystują do tego gry komputerowe. Dla większości z nich kończy się to niegroźnymi siniakami albo wyświetlonym na monitorze napisem „game over”. Dla 350 tysięcy młodych ludzi wojna nie ma jednak nic wspólnego z zabawą.

Podajemy komputerowi dane o zbliżających się wojnach i rewolucjach. On odpowiada, jakiego rodzaju zabawki mamy produkować, by sterować umysłami dzieci od narodzin”, wyjaśnia Sel, właścicielka fabryki zabawek. Produkuje się tu plastikowe karabiny i miniaturowe bomby, figurki znanych z ludowych wierzeń wampirów, które może unicestwić jedynie krzyż w kolorze skóry białego człowieka, środek wymiotny czy komiksy o przygodach superbohatera toczącego walkę na śmierć i życie z potworem z Peru. Bo tęgie głowy z pomocą komputera obliczyły, że konflikt Stanów Zjednoczonych i Peru to tylko kwestia czasu. „Za 15 lat te dzieci wyruszą na wojnę, by zabijać Peruwiańczyków z przyjemnością”, dodaje Sel.

To tylko jeden z wątków w filmie Alejandro Jodorowskiego „Święta góra”. Ten nakręcony w 1973 roku obraz w kontrowersyjny, surrealistyczny sposób przekazał jedną z najbardziej okrutnych prawd o ludzkości: dorośli z przerażającą łatwością wkręcają dzieci w tryby wojennej machiny. Trzy dekady później, gdy świat już nie mógł odwracać wzroku od coraz bardziej palącego problemu dzieci żołnierzy, walczących na frontach kilkudziesięciu wojen na całym świecie, na specjalnej sesji Zgromadzenia Ogólnego ONZ 17-letnia Elisa powiedziała: „Wojna i polityka od zawsze były grą dorosłych, a dzieci od zawsze były stroną, która przegrywała”.

Pionkami w tej grze jest obecnie około 350 tysięcy dzieci żołnierzy. Według UNICEF walczą w szeregach 55 grup zbrojnych w 21 krajach. Dane te zmieniają się jednak z każdym miesiącem, bo podczas gdy jedne konflikty wygasają, inne wybuchają. Ostatnim polem działania wojskowych i rebeliantów rekrutujących nieletnich do walki stała się Syria.

Najwierniejsi na świecie

Choć plaga dzieci żołnierzy ma olbrzymi zasięg terytorialny i uderza w skrajne części globu, to dotknięte nią społeczności łączy wiele wspólnego: wysokie wskaźniki przyrostu naturalnego i bezrobocia, duży odsetek populacji w wieku przedprodukcyjnym i chaos spowodowany przeciągającym się konfliktem zbrojnym. To najmłodsi najdotkliwiej odczuwają biedę, głód, utrudniony dostęp do edukacji, a przez to i brak perspektyw, wreszcie – nieustające poczucie strachu.

„Gdy wojna przybiera długi, wyniszczający charakter, często brakuje kandydatów do sił zbrojnych, bojówek czy oddziałów partyzanckich”, uważa doktor Agnieszka Bieńczyk-Missala z Instytutu Stosunków Międzynarodowych UW. „Rekrutacja dzieci bywa najłatwiejszym, choć bezprawnym sposobem na zasilenie oddziałów”.

Wszystko to nakręca spiralę przemocy, za którą odpowiadają „panowie wojny”. A oni doskonale wiedzą, jak wzmocnić swoje szeregi: urządzają naloty na wioski, gdzie mordują dorosłych i porywają dzieci, prowadzą agitację w szkołach i obozach dla uchodźców, przygarniają pod swoją „opiekę” zabłąkane sieroty, a nawet kupują dzieci od rodziców. Zdarza się, że to ci ostatni wpychają swoje latorośle w ich objęcia.

„Niektórzy rodzice oczekują, że dzieci zarobią w ten sposób dodatkowe pieniądze”, wyjaśnia Małgorzata Bajko, psychotraumatolog w Centrum Wsparcia Psychologicznego INEO. „Dobrowolnie wysyłają je do armii, gdzie mają zapewnione wyżywienie i odzież oraz większe szanse na przetrwanie”.

„Dzieci to bardzo dobrzy rekruci: są posłuszne, można je zastraszyć, łatwo nimi sterować”, uważa doktor Patrycja Grzebyk z Instytutu Stosunków Międzynarodowych UW. „Dorośli kosztem dzieci mają wsparcie na polu walki, które w wielu specyficznych warunkach jest niezastąpione. To również nieoceniona siła robocza do prac wokół armii: idealnie nadają się na kurierów czy ładowniczych amunicji”, dodaje Małgorzata Bajko.

Dzieci są wreszcie doskonałymi rekrutami, bo ich utrzymanie jest tańsze: mało jedzą i nie domagają się zapłaty za służbę. Dzięki postępowi militarnemu przeszkodą nie jest już używanie przez nie broni. Niegdyś ciężkie i skomplikowane w obsłudze karabiny maszynowe dziś ważą zaledwie trzy kilogramy, więc po krótkim treningu i z odpowiednią „motywacją” mogą posługiwać się nimi nawet kilkulatki.

Nie zawsze jednak najmłodsi są rekrutowani siłą. Niejednokrotnie z niekłamanym podziwem patrzą na uzbrojonych mężczyzn, którzy budzą postrach i którym jako jedynym w okolicy zdaje się niczego nie brakować. Przyłączenie się do nich małoletni uważają za przepustkę do lepszego świata.

„Chcą również mieć poczucie, że przynależą do czegoś, zwłaszcza, jeśli żyją w społeczności, która uległa całkowitemu rozkładowi. […] Chcą należeć do czegokolwiek choć minimalnie zorganizowanego, a te grupy takie właśnie są”, mówił w ubiegłym roku w rozmowie z CNN Ishmael Beah, politolog i ambasador dobrej woli ONZ, który po śmierci najbliższej rodziny, w wieku 12 lat został wcielony do rządowej armii w czasie wojny domowej w Sierra Leone.

Doktor Krystyna Kmiecik-Baran, psycholog dziecięcy, zwraca uwagę na jeszcze inny aspekt problemu: „Dorosły człowiek zazwyczaj chroni dziecko, nie tylko swoje. Dlatego ci, którzy rekrutują dzieci, liczą na to, że dzięki temu łatwiej osiągną swój cel”.

Mark Kaye z Save the Children uważa, że partyzanci i wojskowi są całkowicie świadomi, jak poważny wpływ na dzieci ma służba wojskowa. I dodaje, że jednym z działań tej organizacji jest uświadamianie dowódcom, jak wielkie krzywdy wyrządzają najmłodszym, wcielając ich do grup zbrojnych.

Na razie to tylko jednak pobożne życzenia. Skoro nawet kombatanci stojący po „jasnej stronie mocy”, walczący w obronie pokoju, demokracji czy wolności, nie mają skrupułów, gdy przychodzi im zabić dziecko, dlaczego mieliby je mieć opętani ideologią, władzą lub żądzą pieniędzy dowódcy wojskowi i watażkowie z krajów Trzeciego Świata?

Pranie mózgu

Nie każde dziecko wcielone do rządowej lub powstańczej armii dostaje do ręki karabin. Część z młodocianych służy jako kucharze, tragarze, łącznicy, szpiedzy, a w wypadku dziewczynek (według UNICEF mogą stanowić nawet 40 procent dzieci żołnierzy) – seksualne niewolnice. Mark Kaye podkreśla: „Dzieckiem żołnierzem jest nie tylko to, które nosi broń”.

Niezależnie od pełnionych funkcji dzieci zawsze przechodzą pranie mózgu, między innymi poprzez uzależnianie ich od alkoholu i narkotyków. „Dawali mi pigułki, po których byłem jak szalony. Zaczynałem więc bić ludzi po głowie i ranić ich, dopóki nie krwawili. Kiedy efekt pigułek mijał, czułem się winny. Gdybym pamiętał osoby, które skrzywdziłem, poszedłbym do nich prosić o wybaczenie”, wspominał w rozmowie z Human Right Watch 13-latek z Liberii. Przechodzą też testy krwi i mordercze treningi, które mają zahartować do służby.

„Jeżeli dziecko dorasta w świecie, który jest brutalny, przynosi cierpienie i śmierć, to dokładnie takiego przekonania nabiera o życiu i dorosłości”, wyjaśnia Małgorzata Bajko. „Dorośli, którzy powinni chronić dzieci, często giną na ich oczach. Dziecko wyciąga wtedy prosty wniosek: albo będę sprawcą, albo ofiarą”.

Doktor Krystyna Kmiecik-Baran podkreśla, że dziecko nie ma rozwiniętego instynktu samozachowawczego, a do dwunastego roku życia także nie myśli abstrakcyjnie, zatem po prostu może nie mieć świadomości, że kogoś krzywdzi lub że może zginąć. Jako przykład Giuseppe Carrisi w książce „Dzieci-żołnierze. Kalami idzie na wojnę” przytacza wywiad, którego udzieliła jedna z mieszkanek algierskiej wioski zaatakowanej przez grupę nastolatków. Na antenie szwajcarskiej telewizji opowiadała, jak z zimną krwią chłopcy zamordowali dziewczynkę i grali jej głową w piłkę.

„Dzieci traktują konflikt zbrojny jako swoistą zabawę”, mówi doktor Grzebyk. „Jeśli nauczymy je zabijać, to będą to robić. I staną się okrutniejsze niż dorośli, bo nie mają jeszcze odpowiednio wykształconej moralności. Nie zdają sobie sprawy, jakie mogą być konsekwencje ich działań”.

Spotkania w snach

Gehenna dzieci żołnierzy nie kończy się wraz z ucieczką lub uwolnieniem. „Gdy wracasz, bardzo trudno jest połączyć się na nowo ze społecznością”, stwierdziła w programie „Here and Now” Grace Akallo, założycielka i dyrektor UAWCR, pozarządowej organizacji działającej na rzecz kobiet i dzieci. W wieku 15 lat Akallo została siłą wcielona do Armii Bożego Oporu, jednej z najbardziej brutalnych ugandyjskich bojówek, dowodzonych przez samozwańczego proroka Josepha Kony’ego. Zdemobilizowane dzieci, zwłaszcza jeśli były wykorzystywane seksualnie, są często odrzucane przez najbliższych i otoczenie, co tylko rozdrapuje ich rany. „Przekłada się to na intensywność zjawisk patologicznych i przyczynia do niedorozwoju społecznego”, wyjaśnia doktor Bieńczyk-Missala.

Bezpowrotnie te dzieci tracą też szansę na edukację, tworząc zręby pokolenia analfabetów, nie tylko niezdolnych do wypracowania pokoju w swoich ojczyznach, lecz także funkcjonowania w społeczeństwie. „Udział w działaniach zbrojnych wpływa na dzieci destrukcyjnie. Odizolowane od rodziny i społeczeństwa, nie mają szansy na właściwy rozwój i poznanie zasad panujących w społeczeństwie. Nie są w stanie oddzielić wojny od pokoju. Nie znają granic zadawania cierpienia, dlatego powrót do normalnego życia jest niemożliwy bez psychologicznego wsparcia”, dodaje analityczka.

Małgorzata Bajko wymienia całą listę symptomów zespołu stresu pourazowego (PTSD), który jest udziałem dzieci żołnierzy: ponowne przeżywanie tragedii (w koszmarach sennych i na jawie), rozdrażnienie, pobudzenie, nagłe ataki złości i fizycznej agresji, stany lękowe i depresyjne, zachowania autodestrukcyjne czy unikowe, czyli unikanie miejsc, sytuacji i ludzi, którzy mogą przypominać o wydarzeniach z przeszłości. To tego dochodzą symptomy fizjologiczne: moczenie się, dreszcze, płacz, palpitacje serca oraz chroniczne zmęczenie i nieuzasadniony ból różnych części ciała.

Sztandarowy proces

UNICEF podaje, że od 1998 roku udało się zdemobilizować ponad sto tysięcy małych żołnierzy i udzielić im wsparcia.W ośrodkach rehabilitacyjnych specjaliści próbują przywrócić ich do normalnego funkcjonowania w społeczeństwie i wymazać koszmary z przeszłości. „Nie możemy wątpić w to, że dziecko żołnierz ma szansę na normalne funkcjonowanie, na spokój, uśmiech, miłość”, wyjaśnia Małgorzata Bajko.

Dlatego na rzecz demobilizacji, pokonania traum u nieletnich żołnierzy i ich reintegracji działają dziesiątki organizacji na całym świecie. Jedną z ostatnich ich akcji jest Puchar Pojednania Dusz, czyli piłkarskie zawody dla byłych dzieci żołnierzy. Zwycięska drużyna pojedzie do Madrytu, gdzie zwiedzi stadion Santiago Bernabeu i spotka się z zawodnikami Realu Madryt.

To jednak działania doraźne. W dodatku kosztowne (według UNICEF utrzymanie i rehabilitacja dziecka kosztują około 2600 złotych miesięcznie) i karkołomne. „W czasie służby dzieci mają wszystko: jedzenie, zabawy, łatwy zysk, poczucie bezpieczeństwa i władzy”, mówi doktor Grzebyk. „Gdy zostają zdemobilizowane, trafiają do ośrodków rehabilitacyjnych, gdzie każe im się uczyć. To jest znacznie mniej pociągające niż zabawa z kolegami, bieganie z karabinem, jazda samochodem”.

By zapobiec eskalacji zjawiska, Rada Bezpieczeństwa ONZ omawia problem na corocznych sesjach. Jak dotąd, wniosek jest jeden: lista organizacji zbrojnych i armii rządowych, które rekrutują nieletnich, od kilku lat właściwie się nie zmienia. „To wstyd dla społeczności międzynarodowej, że wiemy, kto rekrutuje dzieci, ale nic z tego nie wynika”, uważa doktor Patrycja Grzebyk. Jej zdaniem należałoby zastosować efektywne sankcje, czyli takie, które są ukierunkowane na osoby, reżimy zaangażowane w rekrutowanie i wykorzystywanie dzieci do działań zbrojnych. „Jeśli koszty rekrutowania dzieci przewyższyłyby korzyści, przestałoby im się to opłacać. A obecnie wobec niektórych podmiotów sankcji nie ma lub są zbyt słabe, gdyż brakuje woli politycznej, aby przedłożyć dobro dzieci nad interesy gospodarcze czy polityczne”.

O brak woli politycznej z pewnością można posądzić Waszyngton. Od 2008 roku w USA obowiązuje Child Soldiers Prevention Act, czyli federalny statut, który ma zapobiegać militarnemu wsparciu państw rekrutujących dzieci do armii. Prezydent ma jednak prawo odstąpienia od tej reguły w imię interesu narodowego. W praktyce oznacza to tyle, że z amerykańskiej broni i technologii wojskowych swobodnie korzystają rządy w Czadzie, Sudanie Południowym, Jemenie i Demokratycznej Republice Konga, czyli państwach, o których z całą pewnością wiadomo, że wykorzystują w swoich armiach dzieci. Przykładem nie świeci też Wielka Brytania, gdzie już 16-letni chłopcy mogą zaciągać się do wojska. W praktyce stanowią nawet 20 procent rekrutów.

Istotny jest jeszcze inny problem, na który zwraca uwagę doktor Grzebyk: „Stosujemy europejskie standardy, ale w wielu państwach afrykańskich nastoletni chłopcy są traktowani jak dorośli, a ich udział w konflikcie zbrojnym jest postrzegany jako test męskości. Trudno zmienić taką sytuację, gdy jest zakorzeniona w kulturze danej grupy”.

Bez epilogu

Zdaniem niektórych ekspertów patową sytuację może przełamać pierwszy w historii wyrok Międzynarodowego Trybunału Karnego, który półtora roku temu skazał Thomasa Lubangę na 14 lat więzienia. Kongijski watażka, zwany rzeźnikiem z Ituri, był sądzony za wcielanie do Unii Kongijskich Patriotów dzieci żołnierzy. I choć proces spotkał się z ostrą krytyką (Lubanga ma na sumieniu między innymi masowe mordy i wyrzynanie w pień całych wiosek), doktor Patrycja Grzebyk uważa, że był to celowy zabieg: „Wydawałoby się, że słyszeliśmy o gorszych zbrodniach, ale to właśnie sprawa Lubangi została wybrana na sztandarową, żeby dać wyraźny sygnał, że rekrutowanie dzieci jest zbrodnią i będzie ścigane”.

Jednak nie zapowiada się, by dramat dzieci żołnierzy znalazł swój epilog. „Wspólnota międzynarodowa nie wypracowała skutecznych środków egzekwowania prawa międzynarodowego w odniesieniu do dziecka”, podsumowuje doktor Bieńczyk-Missala. „Należy oczekiwać, że zwłaszcza w społecznościach biednych, o niskim poziomie edukacji, gdzie występuje wysoki poziom przemocy, zjawisko dzieci żołnierzy będzie się utrzymywać”.

Mówiąc wprost: rozpięci w wygodnych fotelach w swych przestronnych gabinetach przywódcy państw zachodnich jeszcze długo będą „szczerze wstrząśnięci” i „głęboko zaniepokojeni” spoglądać w uwiecznione na fotografiach, pełne gniewu i lęku oczy uzbrojonych dzieci z dalekich krain. 

Aneta Wawrzyńczak

autor zdjęć: UN





Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO