Preludium do gry o nowy Irak

Mosul to klucz do irackiej części kalifatu. Jego utrata może oznaczać koniec marzeń o stworzeniu państwa opartego na pierwotnych, czystych naukach proroka.

Ofensywa na Mosul z całą pewnością doprowadzi do wyzwolenia tego miasta i pokonania Państwa Islamskiego (IS) w całym północnym Iraku. Nie ulega wątpliwości, że połączone potencjały militarne rządowej armii irackiej, szyickich formacji paramilitarnych z al-Hashd al-Shaabi (Siły Ludowej Mobilizacji), kurdyjskich Peszmergów oraz koalicji pod wodzą Stanów Zjednoczonych (udzielającej walczącym na lądzie jednostkom głównie wsparcia lotniczego) pokonają ostatecznie islamistów z kalifatu. Jedyną niewiadomą pozostaje tylko to, ile czasu zajmie cała operacja oraz jak duże będą straty wśród ludności cywilnej i zniszczenia w infrastrukturze miasta.

Syndrom ciemiężonego

Choć kwestia zwycięstwa nad IS niewątpliwie ma duże znaczenie militarne i polityczne, to o wiele ważniejsze jest, jak będzie wyglądać Irak po wygraniu bitwy o stolicę prowincji Niniwa. Już teraz sam przebieg kampanii w północnym Iraku zależy od zróżnicowanych politycznych i strategicznych interesów poszczególnych jej uczestników. W negatywny sposób rzutuje to na działania operacyjne wokół Mosulu – osłabia ich efektywność i zapewne wydłuża czas trwania całej operacji. Uczestniczący w ofensywie szyici, Kurdowie i inne mniejszości rywalizują ze sobą nie tyle o palmę pierwszeństwa w rozgromieniu sił kalifatu, ile o jak największy wpływ na nadchodzące zmiany polityczne w kraju. Stawką w tej grze jest nie tylko status samego Mosulu w przyszłości, lecz także układ sił między głównymi społecznościami etnicznymi i wyznaniowymi Iraku. W tym sensie bitwa mosulska jawi się jako preludium do znacznie ważniejszej rozgrywki o to, jak będzie wyglądać nowy Irak.

W tej strategicznej rywalizacji najwięcej do powiedzenia mają oczywiście najsilniejsze grupy, czyli szyici i Kurdowie, najmniej zaś rdzenni mieszkańcy północnego Iraku – zwłaszcza Jazydzi i Asyryjczycy (w większości będący chrześcijanami). Przegranymi – choć z innych przyczyn – wydają się także sunniccy Arabowie. Dla szyitów ostateczne pokonanie Państwa Islamskiego – czego ważnym elementem i niejako dopełnieniem będzie odzyskanie Mosulu wraz z przyległymi obszarami północnego Iraku – prowadzi do utrwalenia procesu przejmowania pełni władzy i wpływów w Iraku. Proces ten rozpoczął się latem 2003 roku, kiedy amerykańscy żołnierze likwidowali ostatnie punkty oporu sił wiernych obalonemu dyktatorowi Saddamowi Husajnowi, a nowe władze podejmowały decyzje o rozwiązaniu zdominowanych przez sunnitów irackich sił zbrojnych i bezpieczeństwa. Późniejsze działania społeczności międzynarodowej na rzecz budowy w Iraku modelowego systemu zachodniej demokracji przedstawicielskiej – szczególnie wolne wybory parlamentarne – doprowadziły do rezultatu, który wobec sytuacji demograficznej w tym kraju był nieunikniony: pełnię władzy politycznej zdobyli szyici.

Dyskryminowani za rządów sunnickich, uznawani przez islamskich radykałów za heretyków i przez całe dekady poddawani w Iraku brutalnej opresji – teraz zaczęli brać odwet. Co więcej, wskutek historycznych zawirowań w ciągu ostatnich 30 lat, iraccy szyici w większości uznają duchowy, ideowy i polityczny prymat Teheranu (a raczej miasta Kom, gdzie znajduje się najważniejszy szyicki ośrodek teologiczny) oraz irański model ustrojowo-polityczny. W tej doktrynie nie ma miejsca na równoprawne traktowanie innowierców i wszystkich tych, którym nie podoba się władza polityczna szyickich duchownych, czyli ajatollahów. To dlatego od ponad dekady iraccy sunnici – ale także Kurdowie i inne mniejszości – są poddawani w Iraku subtelnym politycznym, społecznym i ekonomicznym represjom: pozbawiani stanowisk, wpływów i pracy w instytucjach centralnych, szykanowani wszędzie tam, gdzie większość stanowią zwolennicy Alego.

Nic zatem dziwnego, że odbite z rąk IS tereny zachodniego i północnego Iraku – zwłaszcza Ramadi, stolica osławionej prowincji Al-Anbar, wyzwolona ponad rok temu (28 grudnia 2015 r.) – do dziś są regionami o krajobrazie niczym z postapokaliptycznych filmów lub książek: zniszczonymi i zapomnianymi, bez mieszkańców (których aktywnie zniechęca się do powrotu do domów), bez programów odbudowy i rewitalizacji, bez planów inwestycji i włączenia ich w życie gospodarcze oraz społeczno-polityczne kraju. To dlatego wreszcie Bagdad – jeszcze dziesięć lat temu kosmopolityczna, wielowyznaniowa i wieloetniczna metropolia – stał się miastem zdominowanym przez szyitów, niegdyś będących niemal wyłącznie mieszkańcami ubogich przedmieść. Wszak według szyitów ten kraj ma być szyicki i politycznie ściśle powiązany z Iranem. Wprowadzony niedawno w Iraku zakaz sprzedaży napojów alkoholowych czy sprzeciwianie się pomysłom pojednania politycznego z sunnitami (w postaci projektu abolicji dla byłych członków partii Baas) to tylko kilka przykładów potwierdzających kierunek, w którym zdają się zmierzać obecnie iraccy szyici.

Kurdyjskie przebudzenie

Kurdowie iraccy – którzy w ostatnich dwóch latach (niespodziewanie nawet dla siebie samych) urośli do rangi jednych z głównych obrońców Iraku przed kalifatem – nie mają jednak złudzeń, że ich aktywny udział w wyzwalaniu Mosulu może im przysporzyć jakichkolwiek zdobyczy terytorialnych w tej części kraju. Przed powstaniem kalifatu Kurdowie w prowincji Niniwa i samym Mosulu stanowili niewielką mniejszość. Nie mają też żadnych historycznych roszczeń do tego regionu, więc nie zabiegają o partycypowanie w jego fizycznym podziale. Z pewnością jednak udział Peszmergów w operacji mosulskiej może w przyszłości ułatwić irackim Kurdom ewentualne rozmowy polityczne z Bagdadem na temat statusu np. regionu Kirkuku, o samym Kurdystanie nie wspominając. W tym sensie celem ich zaangażowania w Mosulu jest nie tylko zlikwidowanie zagrożenia ze strony kalifatu, lecz także działanie na rzecz utrwalenia własnych zdobyczy w północnym Iraku – na terenach daleko wykraczających poza historyczny obszar irackiego Kurdystanu i będących obiektami sporu z irackimi Arabami.

Nie można zapominać o tym, że kwestia kurdyjska wykracza poza geograficzne i polityczne ramy rozwoju sytuacji w samym Iraku. Kurdowie wykorzystali sprzyjające okoliczności geopolityczne w regionie bliskowschodnim i przebudzili się także w Syrii, Turcji, a nawet w Iranie. Mają nadzieję, jeśli nie na pełną niepodległość i suwerenność, to chociaż na szeroką autonomię polityczną i swobodę kulturową. Tym samym rozwój wydarzeń związanych z Kurdami będzie mieć natychmiastowy odzew w całym regionie bliskowschodnim.

Równiny Niniwy

Członkowie społeczności asyryjskich (chrześcijańskich), jazydzkich, turkmeńskich i wielu innych – pomni dramatycznych doświadczeń z lat 2014–2015 i ludobójstwa dokonanego wówczas na nich przez islamskich radykałów z IS – postanowili zagrać va banque i kilka miesięcy temu ogłosili koncepcję polityczno-ustrojową o nazwie „Równiny Niniwy”. Istotą tego projektu jest postulat przyznania regionowi historycznej Niniwy (nieco wykraczającemu poza obszar współczesnej irackiej prowincji o tej samej nazwie) autonomii społeczno-politycznej i ekonomicznej, a szczególnie zagwarantowanie miejscowym społecznościom wolności i praw religijnych, politycznych oraz kulturowych.

Jeszcze kilka lat temu już samo opracowanie i wysunięcie takich żądań było nierealne. Wobec tragicznych wydarzeń minionych trzech lat – zwłaszcza rzezi jazydów w okolicy góry Sindżar czy hekatomby chrześcijan w Mosulu, Qaraqosh, Bashice i wielu innych miejscowościach północnego Iraku – nie można dziwić się tamtejszym mniejszościom religijnym i etnicznym, że próbują podjąć działania na rzecz wdrożenia rozwiązań ustrojowych dających im choć cień szansy na uniknięcie podobnych dramatów w przyszłości. Tym bardziej że społeczności te otrząsnęły się po pierwszym szoku i podjęły walkę, czego przejawem mogą być tworzone od wiosny 2015 roku ich własne formacje paramilitarne (milicje). W świat (głównie zachodni, w tym do samego Watykanu) popłynęły wówczas dramatyczne, a dla wielu wręcz szokujące, wezwania irackich chrześcijan: „chcemy nie tylko waszych modlitw i wsparcia duchowego, ale przede wszystkim broni i amunicji!”. Dzisiaj oddziały zbrojne irackich chrześcijan to około 8–10 tys. bojowników, w większości już dość dobrze zaprawionych w bojach, choć znacznie gorzej wyposażonych i uzbrojonych od ich kurdyjskich czy szyickich towarzyszy walki z IS.

Wykluczona społeczność

Swoje oddziały samoobrony (operacyjnie umocowane w strukturach sił kurdyjskich) mają już także iraccy jazydzi, Turkmeni, a nawet Czerkiesi. To już znacząca siła militarna i trudno sobie wyobrazić, aby władze centralne w Bagdadzie mogły zdemobilizować te formacje w ramach próby neutralizacji politycznych aspiracji irackich mniejszości. Czara goryczy Asyryjczyków, jazydów i innych społeczności przelała się i dla nich nie ma już powrotu do dawnego Iraku – z jego nieefektywnym ustrojem politycznym, faworyzującym szyitów.

Na znacznie gorszej pozycji są sunniccy Arabowie. Szyici i Kurdowie oskarżają ich o co najmniej bierne sprzyjanie islamistom, więc nie mają w nowym Iraku szans na przebicie się ze swymi problemami i propozycjami. Dla głównych graczy w rozgrywce o przyszłość Iraku sunnici są zbędnym balastem, którego najlepiej się pozbyć – i to w dosłownym znaczeniu. To nie przypadek, że ofensywę na Mosul zaplanowano tak, aby zmusić pozostających w tym mieście cywilów (w zdecydowanej większości właśnie arabskich sunnitów) albo do pozostania w domach, co oznacza pewną śmierć, albo do natychmiastowego opuszczenia miasta, tyle że bez możliwości powrotu po zakończeniu wojny.

Sunnici zostaną zatem pozbawieni wpływu na losy swego kraju i udziału w jego nieprzebranym bogactwie. Prawdopodobnie przypadnie im los pariasów, co może stać się zarzewiem kolejnych konfliktów i dramatów dla całego Iraku – bez względu na to, jaki będzie jego przyszły kształt terytorialny i ustrojowy. Sunnici mogą już wkrótce zwrócić się ku islamskim radykałom – działającym w takiej czy innej formule organizacyjno-ideowej – w poszukiwaniu ratunku przed zagrożeniem dla całej społeczności, w wymiarze nie tylko polityczno-ekonomicznym, lecz także wręcz egzystencjalnym. Smutną prawdą pozostaje bowiem to, że za każdym razem, gdy iraccy sunnici wspierali islamistyczną partyzantkę i aktywność najpierw Al-Kaidy w Iraku, później Islamskiego Państwa Iraku i Lewantu, a ostatnio kalifatu (IS), zawsze działo się to w efekcie wzmożonych represji ze strony szyitów.

Ten zaklęty krąg można jednak przerwać. Świadczy o tym na przykład błyskotliwa strategia polityczna i militarna, wprowadzona w Iraku dekadę temu przez Amerykanów – tzw. surge (operacja wzmocnienia). Połączone działania militarne (w postaci znaczącego zwiększenia amerykańskiej obecności militarnej w Iraku) i polityczne (otwarcie na dyskryminowanych sunnitów przez dopuszczenie ich do udziału w rządach w kraju i korzyści z eksportu ropy) bardzo szybko doprowadziły do radykalnej poprawy sytuacji bezpieczeństwa w całym kraju i likwidacji zagrożenia ze strony ekstremistycznych struktur radykalnego islamu. Niestety, decyzja administracji prezydenta USA Baracka Obamy o wycofaniu sił amerykańskich z Iraku do końca 2011 roku doprowadziła szybko do odnowienia wspomnianego odwiecznego konfliktu sunnicko-szyickiego, a w ostatecznym rezultacie – do powstania Państwa Islamskiego i jego samozwańczego kalifatu.

Początek końca kalifatu?

Jakiekolwiek rozważania o przyszłości Iraku nie mogą oczywiście pomijać próby zarysowania dalszych losów Państwa Islamskiego, a w ogólniejszym ujęciu – perspektyw stojących przed irackimi strukturami islamskiego sunnickiego radykalizmu. Wyzwolenie Mosulu i większości północnego Iraku będzie oznaczało klęskę kalifatu tak w wymiarze politycznym, jak i militarnym. W tym kontekście jest bardzo prawdopodobne, że utrata Mosulu będzie oznaczać dla niego także utratę niemal całego irackiego dominium. Stolica prowincji Niniwa, będąca największą metropolią północnego Iraku, to klucz do irackiej części kalifatu – bez niej marzenia o zbudowaniu w Iraku organizmu politycznego opartego na pierwotnych, czystych naukach proroka zostaną całkowicie zaprzepaszczone.

Czy przełoży się to na przyszłość samego kalifatu, powołanego do życia w 2014 roku na części terenów Iraku i Syrii? Nie sposób tego wykluczyć, bo i w samej Syrii narasta presja militarna na tamtejszych islamistów – choćby w postaci ofensywy sił kurdyjskich na stolicę kalifatu Ar-Rakkę czy operacji interwencyjnego korpusu tureckiego w regionie pogranicza syryjsko-tureckiego.

Wszystko to może być zatem początkiem końca kalifatu w jego dotychczasowej formule. Choć przecież IS ma swe kolonie w wielu punktach świata – w Afryce Północnej i Zachodniej, w Azji Południowej i Południowo-Wschodniej czy w Jemenie, tak więc jego przyszłość nie jest uzależniona wprost od strukturalnej obecności w regionie Lewantu.

Perspektywy stojące przed samym Irakiem – w przeciwieństwie do losów bitwy o Mosul – nie rysują się w jasnych barwach. Liczba różnorakich, często będących ze sobą w sprzeczności, czynników wpływających na sytuację w tym kraju sprawia, że jego przyszłość jawi się jako wyjątkowo niepewna i niestabilna. Pokonanie Państwa Islamskiego nie jest – wbrew powszechnej opinii – warunkiem ustabilizowania oraz uspokojenia sytuacji w Iraku. Wiele wskazuje na to, że może być wręcz przeciwnie – odzyskanie Mosulu może okazać się otwarciem puszki Pandory, które wyzwoli wyznaniowe i etniczne demony destrukcji, niszczące struktury państwa irackiego. Jeśli tak się stanie, to Irak, jaki wyłoni się z odmętów bitwy mosulskiej, nie będzie w niczym przypominać tego, który znaliśmy dotychczas.

Tomasz Otłowski

autor zdjęć: US DoD





Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO