Na strategicznym zakręcie

Izraelczycy przywykli już do życia w cieniu działań wojennych. Nigdy wcześniej jednak nie musieli stawić czoła tak nieprzewidywalnym zagrożeniom wynikającym z niestabilnej sytuacji w regionie.

 

Wyraźne pogarszanie się pozycji Izraela w regionie bliskowschodnim ma wiele przyczyn, zarówno o charakterze wewnętrznym, jak i zewnętrznym. Jak się jednak wydaje, ta tendencja została zapoczątkowana już latem 2006 roku. To wtedy nierozstrzygnięta izraelska kampania militarna w Libanie przeciwko Hezbollahowi nadszarpnęła wizerunek Izraela jako dotychczas niezwyciężonego regionalnego hegemona. Począwszy od tej „cichej klęski” Izraelczyków w wojnie libańskiej, przez późniejsze faktyczne zahamowanie procesu pokojowego z Palestyńczykami, aż po przegraną operację „Płynny ołów” w Strefie Gazy na początku 2009 roku – rola i pozycja Izraela w regionalnym układzie sił stale, systematycznie się zmniejszała.

Miary niepowodzeń w tej materii dopełniły i inne czynniki: niekorzystny dla państwa żydowskiego rozwój wydarzeń w jego najbliższym otoczeniu międzynarodowym po 2011 roku, stopniowe umacnianie się Iranu i jego postępujący „reset” z Zachodem, a także narastająca wrogość wobec Izraela i jego polityki ze strony społeczeństw i rządów wielu krajów zachodnich, zwłaszcza europejskich. Chyba jednak nic tak nie zaszkodziło międzynarodowemu położeniu Izraela, jak faktyczne załamanie się jego relacji z największym dotychczasowym sojusznikiem, czyli USA. W rezultacie skumulowanego oddziaływania tak wielu czynników Izrael znalazł się w połowie drugiej dekady XXI wieku w niezwykle niekorzystnym położeniu strategicznym.

Obawy przed wrogimi sąsiadami towarzyszyły Izraelczykom od początku ich nowożytnej państwowości. Geopolityka Izraela – której osią jest nieustanna walka o przetrwanie w wyjątkowo trudnym środowisku strategicznym, w otoczeniu państw w większości zmierzających (mniej lub bardziej jawnie) do unicestwienia państwa żydowskiego – opiera się m.in. na jak najściślejszym sojuszu z mocarstwem zewnętrznym, położonym poza regionem bliskowschodnim. W takim układzie ta potęga daje Izraelowi nie tylko gwarancje bezpieczeństwa militarnego i wsparcie politycznie na arenie międzynarodowej, lecz także udostępnia na korzystnych zasadach finansowych nowoczesne militarne technologie i uzbrojenie.

 

Zmiana polityki

Przez wiele dekad takim strategicznym patronem dla Izraelczyków były Stany Zjednoczone. Ale około 2005 roku coś zaczęło w tym sojuszu szwankować. Bezpośrednią i najbardziej oczywistą przyczyną stało się „utknięcie” USA w Iraku. Niekorzystny dla Waszyngtonu obrót wydarzeń w tej operacji skutkował bowiem pojawieniem się istotnych zmian w amerykańskim postrzeganiu różnych aspektów sytuacji na Bliskim Wschodzie. Miało to także oczywisty związek z przetasowaniami na scenie politycznej w USA i przechyłem poparcia amerykańskiej opinii publicznej na rzecz demokratów.

Ośrodki eksperckie i akademickie za oceanem zaczęły usilnie promować tezę, że Stany Zjednoczone muszą zarzucić tradycję faktycznego dostosowywania swojej strategii bliskowschodniej do polityki Tel Awiwu-Jafy, i powinny zacząć kierować się przede wszystkim własnymi interesami. Za jedną z ważniejszych kwestii wymagających zmiany uznano politykę USA wobec świata islamu, a także wobec konfliktu izraelsko-palestyńskiego. Ten ostatni Amerykanie zaczęli wtedy postrzegać jako źródło wszelkich kłopotów Zachodu na Bliskim Wschodzie.

Objęcie przez Baracka Obamę urzędu prezydenta Stanów Zjednoczonych w 2009 roku przypieczętowało kierunek niekorzystnych dla Izraela zmian w polityce amerykańskiej wobec Bliskiego Wschodu. Przesunięcia akcentów w polityce USA wobec tego regionu były jednak tylko zwiastunami nowości w strategii amerykańskiej. Podejmowane przez administrację prezydenta Obamy próby „nowego otwarcia” na świat islamu, „reset” względem Iranu czy też uporczywe popieranie niezbyt konstruktywnych działań Turcji i Arabii Saudyjskiej w regionie – wszystko to rodzi w Izraelu obawy o przyszłość strategicznego przymierza z USA. Zwłaszcza że Waszyngton zaczął również wywierać bezprecedensowe naciski na Tel Awiw-Jafę w celu szybkiego zawarcia układu pokojowego z Palestyńczykami, na warunkach godzących w istocie w interesy strategiczne Izraela, a także w zauważalny sposób obniżył poziom współpracy i wymiany informacji między różnymi organami władzy i instytucjami amerykańskimi a izraelskimi. Nic zatem dziwnego, że od kilku lat coraz częściej słychać w Izraelu opinie, iż Amerykanie faktycznie opuścili swego najwierniejszego sojusznika na Bliskim Wschodzie.

 

Źródło chaosu

Nieporozumienia w relacjach z USA nie stanowiłyby jeszcze problemu dla Izraela, gdyby nie inne czynniki, które pojawiły się w otoczeniu międzynarodowym tego państwa. Wybuch w 2011 roku rewolucji i wojen na Bliskim Wschodzie, a także w Afryce Północnej, składających się na Arabską Wiosnę, doprowadził w krótkim czasie do gwałtownego załamania kruchej równowagi strategicznej w tej części świata. Efektem takiego obrotu wydarzeń stał się totalny chaos, jaki zapanował od Libii, przez Egipt, Jemen, aż po Syrię i Irak. Relatywnie przewidywalne i do niedawna w miarę ustabilizowane (w skali realiów Bliskiego Wschodu) otoczenie państwa żydowskiego stało się tym samym całkowicie niestabilne i niemożliwe do jakiejkolwiek strategicznej kontroli oraz analitycznej predykcji. Szczególnie negatywna rola przypadła tu Syrii, która po 2011 roku stała się rozsadnikiem anarchii i chaosu w całym regionie.

Prawdziwe problemy nadeszły jednak w 2014 roku, gdy Islamskie Państwo Iraku i Lewantu (ISIS) powołało do życia kalifat. Pojawienie się na scenie bliskowschodniej kolejnego aktora szybko wpłynęło na dalsze dramatyczne pogorszenie sytuacji geopolitycznej Izraela. Bo choć na razie Państwo Islamskie (IS) nie czyni z postulatu wymazania Izraela z mapy świata swego pierwszorzędnego celu, to ideologia kalifatu nie pozostawia złudzeń, że raczej prędzej niż później kwestia „wyzwolenia” Al-Quds (Jerozolimy) znajdzie się na samym szczycie listy jego priorytetów. Tym bardziej że oddziaływanie ideologiczne i wpływy IS w regionie systematycznie rosną i zwiększa się liczba miejsc, w których powstają prowincje (wilajety) kalifatu. Jedną z najaktywniejszych i najbardziej skutecznych w działaniu jest prowincja Synaj, „flankująca” Izrael od południowego zachodu i w dalszej przyszłości mogąca zagrozić bezpośrednio terytorium państwa izraelskiego.

Chaos i niestabilność, które ogarnęły cały Bliski Wschód po 2014 roku, umożliwiły także szybki wzrost znaczenia i pozycji Islamskiej Republiki Iranu – tego „arcywroga” państwa żydowskiego. Iran latem 2014 roku stał się ostatnią deską ratunku dla chwiejącego się w posadach Iraku, ratując to państwo przed upadkiem, a jego stolicę przed zajęciem przez hordy siepaczy kalifatu. Od tego momentu Teheran – choć nieformalnie – stanowi w istocie bardzo ważny element skomplikowanego międzynarodowego układu sił, spajanego jednym wspólnym celem – powstrzymaniem (a potem zniszczeniem) Państwa Islamskiego. Irańczycy szybko odnaleźli się w tej dość dwuznacznej sytuacji. Korzystając z okazji, że ich zaangażowanie w Iraku w istocie jest warunkiem przetrwania rządu w Bagdadzie, przekuli to w dyplomatyczny sukces podczas genewskich rokowań, dotyczących porozumienia z Zachodem w sprawie programu nuklearnego. Zawarcie tego układu, a w nieodległej perspektywie realna szansa na zniesienie międzynarodowych sankcji ekonomicznych i finansowych, stanowi duży strategiczny sukces Teheranu, umacniający jego pozycję w regionie.

Ten „rapprochement” między Iranem a Zachodem ma jednak poważny skutek uboczny w postaci zwiększenia swobody działań Teheranu zmierzających do realizacji jego dalekosiężnych interesów strategicznych i ideologicznych. Nie dziwi więc, że Irańczycy zintensyfikowali ostatnio swe zaangażowanie w Syrii po stronie rządu Baszszara al-Asada, zwiększyli wsparcie dla Hezbollahu w Libanie, ruchu Hutich w Jemenie oraz społeczności szyickich rozsianych po całym Bliskim Wschodzie. To z kolei, na zasadzie geopolitycznego domina, musiało wywołać reakcję Arabii Saudyjskiej, głównego rywala Iranu w regionie i w świecie islamu.

W sytuacji, w której Irańczycy i Saudyjczycy stoją niemalże na krawędzi otwartej konfrontacji militarnej, Izrael powinien być beneficjentem. W istocie jednak ostatnie gwałtowne zaognienie relacji między Arabią a Iranem – dwiema regionalnymi potęgami, od dawna skonfliktowanymi – jeszcze bardziej osłabia geopolityczną pozycję państwa żydowskiego. Ponowne rozniecenie ognia religijnej konfrontacji sunnicko-szyickiej na Bliskim Wschodzie (a nawet i w Azji Południowej) jest bowiem czynnikiem, który dodatkowo pogarsza i tak fatalną sytuację pod względem bezpieczeństwa w całym regionie.

 

Syryjska pułapka

Obecnie Izrael nie ma wielu możliwości działania. Całkowita nieprzewidywalność zachodzących w regionie wydarzeń sprawia, że nie pozostaje mu nic innego, jak uważna obserwacja wydarzeń w otoczeniu państwa i reagowanie na nie. Nie jest to jednak wbrew pozorom działanie proste, nawet dla tak wysoce wyspecjalizowanych i doświadczonych służb, jak izraelskie. O pewnej nieporadności elit politycznych i wojskowych Izraela w kwestii redefinicji środowiska strategicznego kraju może świadczyć choćby to, że wciąż za największe zagrożenie dla bezpieczeństwa są uznawane „klasyczne” kierunki, a więc nie tylko Hezbollah czy Iran, lecz także reżim Al-Asada w Damaszku. To zapewne dlatego kilkakrotnie w ostatnich latach izraelskie lotnictwo bojowe dokonywało nalotów na magazyny wojskowe w ogarniętej wojną Syrii, w których miało się znajdować uzbrojenie przeznaczone dla libańskich sojuszników Damaszku. Prawdopodobnie także z tych samych powodów Izraelczycy nieformalnie wspierają w południowej Syrii tzw. umiarkowanych islamistów, walczących z syryjskimi siłami rządowymi. A istnieją też liczne i dobrze udokumentowane doniesienia, że w tym samym regionie ze wsparcia izraelskiego korzystali nawet lokalni komendanci Frontu al-Nusra, czyli syryjskiej ekspozytury Al-Kaidy. Rzecz zakrawająca na paradoks, ale jak najbardziej mieszcząca się w skomplikowanej „poetyce” realiów bliskowschodnich.

Z pewnością u podstaw tych działań – oprócz samej chęci osłabienia reżimu w Damaszku, będącego zdeklarowanym wrogiem Izraela – leży także dążenie do wykreowania w Syrii sytuacji, która wymusiłaby dalsze i mocniejsze zaangażowanie się Iranu. Stratedzy w Tel Awiwie-Jafie zdają sobie bowiem doskonale sprawę, że chaos w sąsiedniej Syrii, choć groźny, jest równocześnie doskonałą okazją do założenia swego rodzaju strategicznej pułapki, przeznaczonej zarówno dla Iranu i jego regionalnych sojuszników, jak i np. dla skłóconej z Izraelem Turcji. Izraelczycy mają zapewne nadzieję, że przedłużający się konflikt w Syrii stanie się dla interweniujących w obronie Al-Asada Irańczyków tym, czym ponad dekadę temu Irak okazał się dla Amerykanów – czyli strategicznym koszmarem, drenującym siły i środki oraz wymuszającym skupienie nań niemal całej uwagi i aktywności państwa kosztem innych ważnych kierunków i celów polityki międzynarodowej.

Szybko rosnące ostatnio zaangażowanie, zarówno samego Iranu, jak i Hezbollahu, w konflikt syryjski staje się zatem z perspektywy izraelskiej swoistą polisą ubezpieczeniową. Trudno bowiem oczekiwać, aby np. Hezbollah – od ponad trzech lat utrzymujący w Syrii stały kontyngent 10–15 tys. swych najlepszych bojowników i ponoszący tam znaczne straty – miał teraz ochotę i militarne możliwości na otwarcie drugiego frontu, czyli rozpoczęcie kolejnej wojny z Izraelem. Podobnie Iran, zajęty wspieraniem swych syryjskich, irackich, jemeńskich i bahrajńskich sprzymierzeńców, nie ma już zbyt wielu możliwości, aby skutecznie wywierać bezpośrednią presję na Izrael. Cierpi na tym bez wątpienia proirański Hamas oraz sama sprawa palestyńska. Geopolityka kieruje się jednak bezwzględnymi zasadami. A jeśli w taką pułapkę syryjską udałoby się złapać także i coraz bardziej buńczuczną Turcję, strategiczny sukces Izraelczyków byłby więcej niż pełny.

Czas pokaże, czy te izraelskie zamiary uda się zrealizować. Warto jednak odnotować, że Izrael jest obecnie jedynym państwem regionu, z którym Rosja zawarła formalne porozumienie o szczegółowej notyfikacji swych działań w przestrzeni powietrznej Syrii. Takiej umowy nie mają nawet Amerykanie, którzy jedynie otrzymują od Moskwy ogólnikowe zapowiedzi dotyczące działań rosyjskiego lotnictwa w takim czy innym regionie Syrii, co zresztą skutecznie blokuje (i tak wątłą) aktywność koalicyjnego lotnictwa nad tym krajem.

Dla Izraela i jego mieszkańców życie w cieniu ciągłego zagrożenia to od dawna codzienność. Nigdy jednak sytuacja w otoczeniu państwa izraelskiego nie była aż tak nieprzewidywalna. Wszystko to sprawia, że niemal dokładnie w 70. rocznicę powstania, państwo żydowskie znalazło się na ostrym zakręcie swej historii i chyba po raz pierwszy w jego dziejach przyszłość rysuje się raczej w ciemnych barwach.

Tomasz Otłowski

autor zdjęć: IDF





Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO