Zapomniany bohater

Dla tych, którzy po zakończeniu wojny nie złożyli broni, „Rój” był postacią legendarną. Teraz ma szansę stać się nią również dla młodego pokolenia.

Inspiracją do nakręcenia filmu „Historia Roja, czyli w ziemi lepiej słychać” było spotkanie w 2003 roku Jerzego Zalewskiego z Janem Białostockim, wnukiem Ignacego Oziewicza, pierwszego komendanta Narodowych Sił Zbrojnych (NSZ). Pod koniec lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku Białostocki zebrał dokumentację filmową tej formacji – ponad 100 godzin świadectw żołnierzy NSZ-etu i Narodowego Zjednoczenia Wojskowego (NZW). Wiele z tych opowieści mogło być scenariuszem do filmu.

Zalewski wybrał historię Mieczysława Dziemieszkiewicza, ps. „Rój” – żołnierza NSZ-etu i NZW – bo, jak mówi, to młody bohater i postać, z którą mogą się identyfikować współcześni młodzi ludzie. „Rój” ma w sobie cechy Robin Hooda, Zorra, a nawet hrabiego Monte Christo. „Mój film jest opowieścią o żołnierzach Narodowego Zjednoczenia Wojskowego, których połączyła niezgoda na rzeczywistość, jaka nastała w Polsce po II wojnie światowej”, wyjaśnia reżyser.

Dla środowiska NSZ-etu „Rój” był postacią legendarną. Stworzył partyzancki oddział i podjął walkę przeciwko komunistycznej władzy. „To był temat zapomniany, a rolą artysty jest także odtwarzanie pamięci. Chciałem, aby mój film dotarł do młodych widzów, bo to oni najbardziej potrzebują tej pamięci. Jak rozumieć podtytuł filmu: »w ziemi lepiej słychać«? Oczywiście metaforycznie. Chciałem powiedzieć, że ci, co zginęli za Polskę, wiedzą o niej więcej aniżeli my”, dodaje Zalewski.

Kim był „Rój”

Film opowiada historię sześciu lat życia „Roja”. Wiosną 1945 roku został on wcielony do 1 Zapasowego Pułku Piechoty ludowego Wojska Polskiego w Warszawie. Zdezerterował w listopadzie tego samego roku, gdy jego brat został zamordowany przez sowieckich żołnierzy. Wstąpił do oddziału NSZ–NZW ppor. Mariana Kraśniewskiego „Burzy”. W odpowiedzi na dokonywanie przez Urząd Bezpieczeństwa masowych aresztowań w Ciechanowie i okolicy, na polecenie dowódcy kompanii Mariana Koźniewskiego „Waltera” stworzył patrol Pogotowia Akcji Specjalnej NZW. Dowodził kilkudziesięcioma akcjami na Mazowszu przeciw komunistom i siłom bezpieczeństwa, m.in. brał także udział w uwolnieniu 65 kolegów przetrzymywanych w więzieniu w Pułtusku.

Dziemieszkiewicz zginął 13 kwietnia 1951 roku w obławie we wsi Szyszki. Służba Bezpieczeństwa aresztowała rodziców dziewczyny „Roja” Aliny Burkackiej i wymusiła na niej współpracę. W tej akcji brało udział 270 żołnierzy z 1 Brygady Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego oraz funkcjonariusze Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego i Milicji Obywatelskiej. Gospodarstwo Burkackich, gdzie przebywał „Rój” wraz ze swoim podwładnym Bronisławem Gniazdowskim, ps. „Mazur”, zostało otoczone potrójnym pierścieniem tyraliery. Akcję grupy operacyjnej wspierał samolot zrzucający flary oświetlające teren. „Rój” i „Mazur” próbowali przedrzeć się przez obławę. Zginęli w krzyżowym ogniu broni maszynowej. Do dziś nie wiadomo, gdzie zostali pochowani. W 2007 roku prezydent Lech Kaczyński odznaczył pośmiertnie „Roja” Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski.

Podróż w czasie

Tytułową rolę reżyser powierzył piosenkarzowi Krzysztofowi Zalewskiemu. Chłopakowi spodobał się scenariusz, który czytał niczym powieść sensacyjną. „Reżyserowi zależało, abyśmy wyglądali jak żołnierze, więc przeszliśmy przeszkolenie wojskowe na poligonie w Wesołej. Przygotowywał nas żołnierz, który właśnie wrócił z misji w Afganistanie. Uczyliśmy się, jak zdobywać budynki, rzucać granatem, trzymać broń. Podczas tych warsztatów byliśmy ubrani w mundury, w których potem graliśmy w filmie. Żołnierze z jednostki patrzyli na nas zaciekawieni”, opowiada Krzysztof Zalewski.

Nie jest on zawodowym aktorem, lecz muzykiem. Zgodnie ze wskazówkami reżysera miał nie grać, lecz pozostać sobą. „Musiałem tylko przenieść się 60 lat wstecz i wyobrazić sobie, jak trudnych wyborów dokonywali wówczas moi rówieśnicy i jak ja zachowałbym się w sytuacji, w której znalazł się »Rój«. Oni musieli odpowiedzieć sobie na pytanie: czy poddać się sowieckiej okupacji i do końca życia chodzić ze spuszczoną głową, czy też podnieść głowę wysoko i podjąć przegraną z góry walkę?”, mówi odtwórca głównej roli.

„Podziwiam »Roja« za niezłomność charakteru i konsekwencję, za to, że był gotów poświęcić życie w imię ideałów. Nie wiem, czy na jego miejscu zachowałbym podobnie. Dobrze, że mówimy o żołnierzach wyklętych i że młode pokolenie ma szansę poznawać historię z filmowego ekranu”, przyznaje Krzysztof Zalewski. „Nikt nie ma jednak prawa zawłaszczyć tej legendy”.

Szybka akcja

„Historia Roja” jest zgodna z prawdą historyczną, choć nie jest to typowy film historyczny. Obrazuje tragiczne losy żołnierzy walczących po 1945 roku o wolną Polskę. Na ekranie, oprócz „Roja”, pojawiają się nie tylko żołnierze wyklęci, lecz także przedstawiciele ówczesnego reżimu. W pamięć zapadają prześladujący partyzantów ubek Henryk Wyszomirski oraz dowódca leśnego oddziału Zbigniew Kulesza, ps. „Młot”.

Akcja toczy się szybko, strzelaniny i zbrojne potyczki przeplatają się z napadami i egzekucjami. Dla widzów, którzy interesują się losami podziemia niepodległościowego, film jest w pełni zrozumiały. Gorzej z tymi, którzy nie mają takiej historycznej wiedzy. Brakuje wyjaśnienia pewnych wątków, a niektóre sceny są zbyt długie (film trwa dwie godziny i 15 minut). Pewien kłopot może sprawiać także pomieszanie filmowej fikcji i faktów historycznych. Reżyser Jerzy Zalewski ocenia, że elementów wymyślonych jest około 30–35%. Do fikcyjnych scen należy m.in. ta, w której matka Dziemieszkiewicza identyfikuje ciało syna. Kobieta twierdzi, że to nie on i mówi: „Nigdy go nie znajdziecie”. Obok niej stoją oficer UB, były kolega „Roja”, oraz jego dziewczyna ubrana w mundur bezpieki. Tymczasem nic nie wiadomo o tym, aby była ona pracownikiem UB.

Wierność historii

Na widzu wrażenie robią sceny batalistyczne, liczne sceny walki, świetna scenografia i kostiumy. O wierność szczegółom historyczno-militarnym dbali m.in. Stanisław Marek Łukasik oraz Jarek Kuczyński. „Musieliśmy odtworzyć na ekranie nie tylko powojenne realia, ale także zachowanie żołnierzy”, mówi Kuczyński. Wiedzę na ten temat czerpał z akt sądowych i osobowych, a także teczek funkcjonariuszy SB. Wiele prywatnych zapisków z tamtego okresu przetrwało w archiwum Narodowego Zjednoczenia Wojskowego. Materiały te trzeba było poddać analizie i dopiero wtedy układać z nich filmowe puzzle. To w archiwum znalazł m.in. dokument z sekcji zwłok „Mazura”. Lekarz napisał w nim, że na czapce partyzanta oprócz orzełka była także na emblemacie czaszka.

Mundury zostały wypożyczone od jednej z firm świadczących takie usługi, ale wymagały drobnych poprawek, np. trzeba było doszyć czarne naramienniki. „Ubiory partyzantów nie mogły wyglądać jak od krawca, dlatego prosiliśmy panie zajmujące się kostiumami, aby je patynowały”, opowiada Kuczyński. Konsultanci historyczno-militarni dużo też rozmawiali z aktorami, tłumaczyli im, jak trzymać broń i strzelać.

W „Historii Roja” po raz pierwszy „zagrał” strzelający (hukową amunicją) karabinek STG 43, niemiecka broń wyprodukowana pod koniec wojny. Po 1945 roku używała jej milicja, a w filmie posługuje się nią „Mazur”. „STG 43 można rozpoznać na wielu zdjęciach żołnierzy wyklętych”, mówi Jarek Kuczyński. „Rój” natomiast posługiwał się zdobycznym radzieckim pistoletem TT wz. 33 (była to popularna broń wśród żołnierzy Armii Czerwonej) oraz pistoletem maszynowym PPSz, czyli pepeszą. „Zależało nam, aby konkretnym bohaterom przypisać taką broń, jakiej faktycznie używali”, wyjaśnia Stanisław Łukasik.

W odtwarzaniu historycznych szczegółów pomagały stare fotografie, choć zdarzało się, że były przyczyną jeszcze większych wątpliwości. Dlaczego np. na zdjęciach „Rój” ma patki oficerskie, choć był podoficerem, a naramienniki w stopniu sierżanta? Dylemat nie został rozstrzygnięty, ale w filmie Dziemieszkiewicz nosi takie same insygnia, jak na tej fotografii.

Sporo jest tu scen batalistycznych, zagrało także kilkanaście grup rekonstrukcyjnych (ponad 100 osób), głównie przedstawiających żołnierzy podziemia niepodległościowego i służby bezpieczeństwa. „Z takimi ludźmi łatwiej się współpracuje niż ze statystami, bo wiedzą, jak się zachować przed kamerą i potrafią obchodzić się z bronią. Często mają własne mundury oraz broń”, mówi Stanisław Łukasik, który na planie odpowiadał m.in. za pojazdy. Na ekranie pojawiają się dwa rosyjskie czołgi T-34 (wypożyczone od prywatnego kolekcjonera z Nasielska), które wzięły udział w obławie na „Roja”, a także działa samobieżne SU-57 i SU-76 oraz pancerny samochód BA-64. „Pokazaliśmy potęgę sił KBW zaangażowanych w ściganie żołnierzy podziemia”, dodaje Łukasik.

Dbał on także o odpowiednie tablice rejestracyjne na pojawiających się w filmie pojazdach. Informacji o ich oznakowaniu szukał na zdjęciach archiwalnych, a także w rozkazach. W produkcji „zagrał” też citroen (zwany czarną cytryną), jakim jeździli wówczas funkcjonariusze UB, oraz wypożyczony z prywatnego Muzeum Motoryzacji i Techniki w Otrębusach sowiecki kabriolet ZiS 110 – podczas sceny pierwszomajowego pochodu poruszał się nim Bolesław Bierut.

Broń, podobnie jak mundury, pochodzi od specjalistycznych firm, które wypożyczają ją filmowcom. Łukasik ocenia, że ze względu na rozmach jedną z najtrudniejszych scen była obława na „Roja”, gdyż było w nią zaangażowanych wiele pojazdów oraz ludzi. „Korzystaliśmy też z kobiecych grup rekonstrukcyjnych zajmujących się odtwarzaniem ówczesnej mody – zagrały w scenach pokazujących powojenną Warszawę”, opowiada Łukasik.

Małgorzata Schwarzgruber

autor zdjęć: materiały prasowe





Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO