Kisiel z mózgu

Uczestnicy Specjalnego Obozu Szkoleniowego Commando oczekujący fajerwerków, luf pełnych ognia i dynamicznych akcji, bardzo się na szkoleniu z Kisielem, operatorem GROM-u, zawiedli.

Pewnego dnia, wczesnym popołudniem uczestnicy SOS Commando ćwiczyli desant ze stojącego na płycie lotniska śmigłowca Mi-8. Szef i główny instruktor Sylwester ganiał ich w tę i z powrotem. W pewnym momencie odebrał telefon, a po krótkiej rozmowie oznajmił: „Dzwonił Kisiel. Powiedział, żebyście na jego przyjazd byli wykąpani i wyspani”.

Natychmiast spakowali wyposażenie, załadowali się na pakę wojskowego stara i wyruszyli z Leźnicy Wielkiej do Karolewa, gdzie na skraju wioski znajduje się niezwykle popularna wśród miłośników airsoftu i wszelkich działań militarnych baza Go-System.

Krzysztof, jeden z uczestników obozu, wspomina pierwsze wrażenie ze spotkania z Kisielem: „Sympatyczny gość, już na wstępie zaprezentował niekonwencjonalne zachowanie, rzeczywiście wysyłając nas wszystkich na godzinną drzemkę. Było to jednoznaczną zapowiedzią długiej, wypełnionej intensywnymi działaniami, nocy i następującego po niej dnia”.

Specjalne obozy szkoleniowe Commando są prowadzone od siedmiu lat przez sekcję młodzieżową łódzkiego oddziału Związku Polskich Spadochroniarzy, przy wsparciu 25 Brygady Kawalerii Powietrznej. Inicjatorem i organizatorem kolejnych edycji jest Sylwester Winiarski, z zawodu ratownik medyczny, specjalista Combat Tactical Casualty Care, który szkolił w tej dziedzinie żołnierzy kawalerii powietrznej przed wyjazdami do Afganistanu, następnie zaś, jako ratownik, sam uczestniczył w tej misji. 

Na pomysł zaproszenia Kisiela, instruktora taktyki specjalnej z Defendu, Winiarski wpadł przed siódmą edycją, nauczony doświadczeniem lat poprzednich. Powyrzucał z programu zajęć elementy efektowne, ale nie bardzo pasujące do logiki szkolenia. Skupił się na działaniach lądowych, a odrzucił wodne, chociaż uczestnicy zawsze bardzo je lubili. Rozwinął za to zieloną i czarną taktykę, w opuszczonej fabryce w Piekarach ćwiczył wysokościówkę i walkę w pomieszczeniach.

Podobnie jak w ubiegłym roku, wielką atrakcją miało być desantowanie do działań ze śmigłowca, jednakże wspierająca obóz 25 Brygada Kawalerii Powietrznej wykonywała w tym czasie ważne zadania. Trochę szkoda, ale rekompensatą były loty w tunelu aerodynamicznym w Ośrodku Szkolenia Aeromobilno-Spadochronowego w Leźnicy Wielkiej.

Przede wszystkim czekano jednakże na Kisiela, byłego operatora Wodnego Zespołu Bojowego Jednostki Wojskowej GROM, weterana misji w Iraku i Afganistanie, autora znakomitej książki „Trzynaście”, traktującej o jego trzynastu latach służby w elitarnej formacji. Miłośnicy dynamicznych akcji, oczekujący fajerwerków i luf pełnych ognia, bardzo się jednak na tym Kisielu zawiedli.

Tło taktyczne

Krzysztof wspomina, iż były operator GROM-u nie rozpoczął zajęć od spodziewanej musztry bojowej, lecz kazał wziąć notesy, długopisy, a następnie zrobił wykład o planowaniu operacji: „Już po kwadransie z całą pewnością było wiadomo, że najbliższa doba będzie po brzegi wypełniona żmudną, sztabową robotą, przeplataną takimi atrakcjami, jak zbieranie i dostarczanie danych do utworzonego już na początku Tactical Operation Center. Dopiero gdzieś tam na samym końcu, jeśli się uda jako tako poskładać i utworzyć realny plan operacji, nastąpi uderzenie”.

Pierwsze godziny działania czterech sześcioosobowych sekcji rozpoznawczych w terenie i sztabowców pochylonych nad planami w TOC-u nie wróżyły sukcesu. Fabuła, czyli tło taktyczne operacji, była nieskomplikowana. Karolew został opanowany przez złych mieszkańców sąsiedniej miejscowości. Napastnicy nie wyrządzili wprawdzie większych szkód, ale uprowadzili burmistrza. Zakładnik był przetrzymywany w kryjówce, w leśnej jamie. Burmistrz cierpiał na cukrzycę, więc należało mu o określonej porze podać insulinę. Jak donosił wywiad, w obiekcie mogły się również znajdować niebezpieczne substancje.

Kisiel tłumaczył: „Obserwujemy obiekt przez dłuższy czas, żeby zauważyć prawidłowości w zachowaniu porywaczy. To nam umożliwi zaplanowanie najdogodniejszego momentu do ataku. Jak dotąd, zachowują się dość swobodnie, co będzie ułatwieniem. Podobnie jak to, że puszczają muzykę i jest głośno. A może uderzyć, kiedy zapadnie cisza? Bo jak sobie popijają, to potem będą spali”.

Instruktor podkreślał, że scenariusz nie może być sztywny: „Zwiadowcy, wychodzący w kolejnych patrolach, zbierają jedynie strzępki obserwacji. W TOC-u musicie je składać w całość i wyciągać wnioski, reagować na dynamikę wydarzeń. Tak planujemy operację, żeby doprowadzić ją szczęśliwie do końca”.

Nagle dodał z uśmiechem: „A jak nie będzie sukcesu?”. I sam sobie odpowiedział: „To będą przemyślenia”.

Mętlik w głowie

Mijające godziny uskładały się w dobę. Do TOC-u napływały nieustannie nowe informacje, w bazie przeciwnika sytuacja była dynamiczna, więc po kolejnych analizach operatorzy musieli weryfikować plany.

Dla Krzysztofa były to niezapomniane przeżycia: „Ciągły natłok informacji i postępujące zmęczenie powodowały fajny mętlik w głowie. Z czasem połączenie prostych faktów stawało się nie lada wyzwaniem, a o sukcesie akcji decydowały szczegóły. Procesy myślowe zachodziły o wiele dłużej, a pod koniec ćwiczeń wydawało się, że pracujemy z opóźnionym zapłonem. Współpraca sztabowców z działającymi w terenie drużynami zwiadowczymi nie wychodziła najlepiej. Część informacji, które do TOC-u docierały, była przez nas albo źle interpretowana, albo gdzieś umykała istota przekazu. Wiele z nich nie pokrywało się ze sobą, a presja czasu wcale nie pomagała”.

Dla Tomasza, inżyniera mechatroniki i wojownika zaawansowanego w symulacjach militarnych, treść zajęć prowadzonych przez Kisiela nie była niczym nowym, gdyż niejednokrotnie uczestniczył w szkoleniach prowadzonych przez żołnierzy GROM-u, Jednostki Wojskowej Komandosów czy 25 Brygady Kawalerii Powietrznej. Zaskoczyła go pozytywnie formuła. „Analizowanie kolejnych naszych planów i zwracanie uwagi na niedociągnięcia było dla mnie pouczające. Wypracowywałem już sobie kolejną wizję operacji, po czym pojawiał się Kisiel i mówił: przegapiliście »ten kamień«, a przez »ten kamień« cały plan tracił sens. Świetna forma ćwiczenia myślenia, choć nie dla wszystkich. Nie wystrzeliliśmy ani jednego pocisku, co niektórym się nie podobało. Narzekali, że nudno, nic się nie dzieje, a dla mnie i dla tych, którzy zaangażowali się w planowanie, to była znakomita nauka. Szczególnie osoby mające już jakąś wiedzę z taktyki specjalnej, dzięki partnerskiej rozmowie i fachowym konsultacjom z byłym operatorem jednostki GROM, znacząco mogły rozwinąć swoje kompetencje”.

Szturm przez ścianę

W trakcie ostatniej odprawy przed rozpoczęciem operacji, po blisko 30 godzinach działań rozpoznawczych i roboty sztabowej, w TOC-u robiło się nerwowo. Część wojowników, zmęczona i niewyspana, przyjmowała role statystów. A nie było już czasu na odtwarzanie zdolności bojowej, czyli spanie po kątach, gdyż zmrok zapadał, wkrótce należało rozpocząć operację.

Jak ją jednak rozpocząć, skoro Kisiel uświadamiał im po raz kolejny, jak wiele spraw jeszcze nie zostało dopiętych? „Cztery sekcje na zmianę przez dobę prowadziły obserwację, a nam nadal brakuje szczegółów, ciągle wielu rzeczy nie wiemy”, upominał. Zadawał pytania, kazał wskazywać szczegóły na stole plastycznym, żeby nie było tak, że podczas szturmu będą wchodzili do kryjówki przez ścianę. I na koniec rzucił: „Czy ktoś widział coś, co może sugerować, że jest to pojemnik z substancjami chemicznymi?”.

Nie było jasnej odpowiedzi, ale jak się okazało, zwiadowcy dostrzegli potykacz, więc teren mógł być zaminowany. I zaraz kolejna lawina pytań: „A kto widział burmistrza? Gdzie był? Co robił? W jakim jest stanie? Dlaczego nie korzystacie z możliwości fotografowania telefonem? Każdy coś ma, więc trzeba to zebrać w jedną całość”.

Gdy próbowali odtworzyć sytuację na stole plastycznym, wszechogarniające zmęczenie sprawiło, że mieli kłopoty z konfiguracją terenu, wskazaniem kierunków i określeniem stron świata. Kisiel skwitował to jednym zdaniem: „Jeśli nie ma dobrego planu, nie ma mowy o sukcesie operacji”.

Szansa się jednakże pojawia, bo w efekcie negocjacji, uczestniczące w grze Paulina i Iza poszły do kryjówki podać burmistrzowi insulinę. Terroryści mieli swoje powody, żeby zadbać o zakładnika. Tylko jakoś nikt nie pomyślał, by obecność dziewczyn w obiekcie przeciwnika wykorzystać operacyjnie. Co gorsza, chwilę później się okazało, że ratowniczki zostały zatrzymane, skute kajdankami i w czasie szturmu mogą stanowić żywe tarcze.

Wreszcie padło hasło rozpoczęcia operacji. Cóż, o szturmie, który zaraz potem nastąpił, nie można powiedzieć, że był brawurowy. W sumie odbył się bez jednego wystrzału. Operatorzy wprawdzie weszli do obiektu, ale zgodnie z obawami Kisiela – przez ścianę rachitycznej budowli. Opanowali jakoś sytuację, uwolnili koleżanki. Gorzej było z ewakuacją burmistrza, gdyż kluczowa w tej rozgrywce postać ważyła ponad miarę i możliwości ratowników. Czas mijał, do przeciwnika nadciągała odsiecz, a wydobywanie ogromnego chłopa z dołka, gdzie uwiązł, trwało wyjątkowo długo.

Kto do wojska?

Po szturmie przychodzi czas na refleksję. Sylwester zapewnia, że obóz był grą dla zaawansowanych: „Nikt nie przyjedzie jedynie dla zabawy w wojnę, bo to za duży wysiłek fizyczny, zbyt wiele ciężkiej, żmudnej roboty, a za mało właśnie zabawy”. Po co więc przyjeżdżają? Czy mają plany związane z wojskiem? Mniej więcej połowa uczestników – a pytał wszystkich – deklaruje zainteresowanie służbą w armii. Niektórzy realizują swoje plany niemalże od ręki. Podczas zajęć w Leźnicy Wielkiej Cezary przeprowadził z wojskowymi poważne rozmowy. Zdaniem szefa obozu idealny jest następujący układ: „Na obozie wykonujemy swoją robotę, zaszczepiamy ideę, ludzie zapalają się do wojska, a za rok werbujemy następnych”. Dodaje też, iż w szkoleniach sporadycznie uczestniczą również wojskowi.

Odmienną filozofię prezentuje Krzysztof, który w swoich planach życiowych nie uwzględnia służby wojskowej: „Mam sześć lat stażu w grach airsoft. Nie jest to dla mnie jedynie pusta zabawa w strzelanki. Należę do pokolenia, które ominęła służba zasadnicza, uważam jednak, że każdy młody człowiek powinien być zaznajomiony z bronią i – jak to określa – szeroko pojętymi taktykami ludzi lasu. Szukam po poligonach wrażeń również ze względu na wewnętrzną potrzebę samorozwoju i sprawdzania swoich granic”.

Piotr Bernabiuk

autor zdjęć: Seweryn Paczesny





Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO