I PO CO MY STALI NA MAJDANIE?

Od pierwszych strzałów w Donbasie minął ponad rok. Konflikt tli się w najlepsze, raz na parę miesięcy buchając żywym ogniem.  

Marszrutka kursująca na trasie Kurachowe–Kramatorsk mieści 19 osób. Pilnowanie liczby widniejącej na tabliczce ma zapewnić komfort jazdy, bezpieczeństwo i rozsądną amortyzację pojazdu. Autobus właśnie rusza w trasę z ponad 40 podróżnymi. W plątaninie osób, wypchanych zakupami bagaży i pomalowanych na niebiesko poręczy stoi żołnierz. Wycieńczony, z pooraną wiatrem twarzą i brudem za paznokciami, beznamiętnie wciska głowę w zawilgoconą od zaduchu szybę. Raz na kilka kilometrów wydusi z siebie krótkie zdanie, jednak przez większość podróży odpływa gdzieś w przestrzeń. Jeżeli tocząca Ukrainę wojna mogłaby przybrać ludzką postać, to spoglądałaby na świat właśnie jego oczami.

Mimo dyplomatycznych zabiegów Zachodu żołnierze obu stron wciąż zajmują pozycje na linii frontu. Na porozumienie nie widać żadnych szans. Nikt również nie zamierza odpuścić. W końcu to ziemia ich przodków oraz, jeżeli wystarczy sił, ich wnucząt. Nawet jeżeli część z nich miałaby spakować bagaże i przyjechać ze Lwowa, Rostowa, Kijowa czy Moskwy. Odpuścić nie zamierzają również politycy. Tylko ludzie, ci, którym dach własnego domu zawalił się na głowę, którzy przemykają ulicami w cieniu salw artyleryjskich, wreszcie ci, którzy opłakują śmierć swoich bliskich, mają motywację do zawarcia pokoju. Ich głosów, dochodzących ze schronów i piwnic, ani żołnierze, ani politycy wydają się nie słyszeć.

Przyszłość przynosi nadzieję

Ulica Żmury leży równolegle do lotniska donieckiego, około 3 km na południowy wschód. W rosyjskim żargonie kryminalnym „żmury” to ciała zabitych porzucone przez oprawców. To właśnie w tej części Doniecka zaczyna się strefa walk. Nad opustoszałymi chodnikami pochylają się nadpalone, poorane pociskami kamienice. Te, które nie zostały zniszczone w wyniku bezpośredniego trafienia, zieją pustką z powybijanych przez fale uderzeniowe okien. Między klatkami żerują stada bezpańskich psów. Część z nich, wciąż w obrożach, buszuje w betonowych śmietnikach, część snuje się bez celu. Zwierzęta nie zwracają już uwagi na huk dział
i serie wystrzałów dobiegające z sąsiednich ulic. Czujny jest jedynie Rem, krótkowłosy owczarek niemiecki, który na widok obcych rzuca się do bramki i podnosi alarm. Za nim, z ogrodzonej gęstym płotem daczy, wychodzi kobieta w średnim wieku. Ze skromnym ubiorem kontrastuje uśmiech pełen złotych zębów. „Front zaczyna się tam, będzie jakieś 600 metrów”, Lilja wskazuje ręką kierunek za swoim domem. „O, słyszycie? Znowu walą. Dom córki zniszczony, na szczęście zdążyła wcześniej wyjechać. U nas tylko szyby powybijało”.

W gorszych dniach Lilja ze strachu chowała się pod stołem albo w komodzie. Wiedziała, że stare meble nie uchronią jej przed ostrzałem, ale trudno zracjonalizować lęk, kiedy wszędzie wokół spadają bomby. Ciężko wytłumaczyć również zachowanie psa, który przez cały ten czas pilnował swoich właścicieli. Rem wyczuwał, kiedy na posesję jego panów ma spaść rakieta. Lecące z naddźwiękową prędkością grady dają zwykle 2–3 s na reakcję. Jest to moment, w którym wytracają swoją prędkość i wyprzedza je odgłos odpalenia wyrzutni. Owczarek wyczuwał zagrożenie kilka minut wcześniej. Uciekał z podwórza do domu i wchodził pod stół. „My się stąd nie wyniesiemy, o nie, nie”, powtarza raz za razem Lilja. „Mieszkam tu z mężem od 18 lat, pracowałam w zakładzie naprzeciwko. Zresztą był to zakład zbrojeniowy. Zrządzenie losu, prawda? Teraz, jak jest wojna, nie pracujemy nigdzie. Ale radzimy sobie, dzieci nam pomagają. No i czuwa nad nami Rem”.

Wasze wojska są u nas

Po drugiej stronie ulicy stoi ponura, wysoka na kilka pięter hala. Okna, które jeszcze niedawno oświetlały składające broń ręce, teraz leżą w stosach szkła u podstawy ściany. Oprócz dźwięków zgrzytających na wietrze kawałków blachy, budynek hipnotyzuje ciszą. Niedawno wycelowane w zakład pociski zniszczyły biegnącą wzdłuż ulicy linię wysokiego napięcia. Nikt nie trudził się ponownym stawianiem słupów, ale pozostałym na miejscu ludziom udało się przywrócić prąd. „Co zrobić? Kiedyś to musi się skończyć”,
Lilja uśmiecha się, świecąc złotymi zębami. „Przyszłość przynosi wielkie nadzieje”.

Kilkaset metrów dalej, zaraz za kamienicą z wystającym ze zburzonego mieszkania telefonem, znajduje się jedna z pozycji separatystów. Przy workach z piaskiem, którymi obłożono bok kamienicy, stoi dwóch żołnierzy. Niespiesznie palą papierosy i bawią się z błąkającymi wokół psami. Reszta oddziału schowała się w piwnicy. Zza jej uchylonych drzwi wygląda zarośnięta twarz: „Wy wrogowie, naziści. Kto was opłaca? 9 maja świętujecie pod swastyką”, oskarżenia padają wraz z wydychanym dymem. Ciężko stwierdzić, ile w nich prawdy, a ile okrutnego żartu. „Tam dalej, za lotniskiem, stacjonują Polacy. Dwie kompanie”.

Mężczyzna przez większość swojego życia pracował na budowie. Z dumą pokazuje styrane ręce, wypina odzianą w mundur pierś. W wojnie ojczyźnianej stracił dwóch dziadków. Pierwszy z nich zginął w 1941 roku, gdzieś w okolicach Smoleńska. Drugi w 1944, podczas marszu na Berlin. On sam bije się od maja. Po jego postawie widać, że wojną był przesiąknięty, zanim jeszcze chwycił za broń. Bez śladu wahania w głosie stwierdza, że z Doniecka do Kijowa to jeden dzień walk. Ale Kijów to nie koniec. Europa czeka na wyzwolenie tak samo, jak 70 lat temu. „Wasze wojska są u nas? Są, za lotniskiem. A nasze u was są?”, mężczyzna marszczy siwą brodę w ponurym uśmiechu. „Nie ma? Ale będą. Idźcie z Bogiem”.

Na nas już czas

Wykrzywione, przecięte blizną usta zaciskają się w skupieniu. Ukraiński żołnierz właśnie wrócił z linii ognia, przed chwilą jego ludzie dostali mocno w kość ze stodwudziestek. Zresztą w Piskach zawsze jest gorąco. Pomimo trwającego porozumienia o zawieszeniu broni, walki nie ustały nawet na jeden dzień. Separatystom zależy, żeby wyprzeć siły antyterrorystyczne (ATO) z przedmieść Doniecka. Oprócz przejętego zimą lotniska, z pozycji w Piskach i Wesołem wciąż walą Ukraińcy. Dla armii ukraińskiej to jedyny przyczółek umożliwiający jakąkolwiek kontrofensywę, jednak w Kijowie już się o niej nie myśli. Po blisko 300 dniach z tej części frontu zostaje ściągnięty Prawy Sektor. Owiane legendą siły ochotnicze zostawiają po sobie jeden blokpost (posterunek) i BTR z namalowanym czerwoną farbą napisem „viktoria”. Pozycji wciąż broni zaprawiony w boju batalion Dnipr-1, ale w życie ochotników powoli wkrada się rutyna.

„Widzisz te poskręcane pręty? W tym miejscu spadł moździerz. Dwóch trochę oberwało, ale żyją”, mężczyzna siada przy rozpalonym ognisku i starannie miesza w garnku. Przy warzącej się strawie czujnie waruje pies. Po minach kręcących się wokół zbrojnych również widać zniecierpliwienie. Raz na jakiś czas przez pozycję na pełnym gazie przejeżdżają pojazdy, gdzieś nieopodal słychać strzały, wybuchy, nad drzewami unosi się gęsty dym. Nikt na toczącą się wokół wojnę nie zwraca uwagi. W końcu to nie ich wachta. „Tam dalej mamy punkt obserwacyjny. Da się przejść, tylko uważajcie na snajperów”.

Do sieci umocnień prowadzi długi na kilkaset metrów, wydrążony w kleistym piachu okop. Wokół odsłonięta przestrzeń. Można podziwiać przedmieścia Doniecka, okoliczne wsie, zazielenione pola. Żołnierze przyzwyczajeni do tego widoku skupiają się na codziennych czynnościach. Ktoś myje zęby, ktoś naprawia metalowy element schronu, starszyzna właśnie dopija kolejną kawę. Wśród nich snajper i dwójka zwiadowców, którzy szykują się na kolejną akcję. Dłoń zaciska się na przewieszonym przez plecy SWD, papieros wędruje do ust. „W imieniu naszym i naszych kolegów dziękujemy bratniemu narodowi, Polakom, za okazane wsparcie”, snajper zawiesza głos, patrzy po zebranych. „My kamikadze, na nas już czas”, niedopalone papierosy lądują wśród łusek, ciężkie buty rozkopują błoto.

Zapiski z miejsca pamięci

Na drodze prowadzącej do Pisków leży zardzewiały wrak ukraińskiego czołgu. Pojazd został trafiony w prawą burtę, na wysokości gąsienic. Eksplozja rozerwała stal od środka, wybebeszyła wnętrze. Urwana wieżyczka odleciała parę metrów na bok. Ktoś na wraku złożył wieniec, za jeden z reflektorów wcisnął bukiet polnych kwiatów. W tym samym czasie kilkaset kilometrów dalej ubrane w pomarańczowe kamizelki kobiety sprzątają plac. Na betonowych płytach leżą stosy uschniętych kwiatów i wypalonych zniczy. Wśród nich zdjęcia upamiętniające poległych, spisane na kartkach sentencje, ukraińskie flagi i symbole narodowe.

W ciągu roku Majdan z miejsca bitwy zamienił się w miejsce pamięci. Praktycznie każdy jego fragment to niewielki ołtarzyk poświęcony tym, którzy zginęli w imię wyższych wartości. Na zdjęciach twarze ludzi w każdym wieku, każdej płci, o różnych życiorysach i z różnymi planami na przyszłość. Pomiędzy tym kaski motocyklowe, hełmy budowlane, tarcze wykonane ze stalowych płyt i studzienek. Gdzieniegdzie graffiti, którymi oznaczano barykady.

Niektórzy przechodnie zawieszają na nich wzrok, jednak miasto już dawno zostawiło ten czas za sobą. Wśród pospiesznych kroków i różnych rozmów można wyłapać nawoływania wolontariuszy zbierających datki na walczących w Donbasie żołnierzy. Można również spotkać zgarbioną, ubraną w niebieski płaszcz staruszkę, która nieśmiało, trochę ze strachem porządkuje przestrzeń wokół jednego ze zdjęć. Za opartą o niski murek tarczę chowa małe zawiniątko. Nikt nie zwraca na nią uwagi. Po drugiej stronie placu grupa kilkunastu osób ustawiła się obok namiotu, w którym można się zaciągnąć na front. Zbiegowiska pilnują żołnierze bez dystynkcji, milicjanci, stojący w parach tajniacy. Protestujący nie wykonują żadnych ruchów, trzymają jedynie płachty z wypisanymi czarną farbą hasłami. Na jednej z nich można przeczytać: „I po co my stali na Majdanie?”.

Michał Zieliński

autor zdjęć: Michał Zieliński





Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO