IRACKA LEKCJA DLA AFGAŃCZYKÓW

Przypadek Iraku powinien otworzyć oczy politykom afgańskim. Irakijczycy żegnali Amerykanów jak okupantów… i tak też postrzegają ich Afgańczycy w przededniu zakończenia operacji ISAF.

Sytuację w Afganistanie i Iraku łączy kilka faktów. Oba kraje są państwami muzułmańskimi, lecz w istocie podzielonymi wewnętrznie na frakcje sunnicką i szyicką, ale mającymi również w swojej społeczności inne mniejszości religijne. Afganistan i Irak są też organizmami wieloetnicznymi (Afganistan w znacznie szerszym znaczeniu). Wreszcie, na początku obecnego stulecia, oba państwa stały się obiektami amerykańskiej interwencji militarnej, a w konsekwencji – eksperymentu z budowaniem demokratycznych struktur opartych na zachodnich wzorcach.

Zderzenie doświadczeń

Kiedy w 2011 roku mieszkańcy Iraku świętowali wycofanie się amerykańskich żołnierzy, nikt się nie spodziewał takiego scenariusza – ich ojczyznę ogarnie brutalna wojna o charakterze religijnym, która w niedługim czasie pochłonie tysiące ofiar, a ponad milion osób zmusi do porzucenia swych domów i ucieczki w bezpieczniejsze rejony. Sukcesy Islamskiego Państwa w Iraku i Lewancie (ISIL), a szczególnie zajęcie Mosulu, sprawiły, że zwycięstwo ogłoszone w 2011 roku przez prezydenta Baracka Obamę okazało się błędną deklaracją. Istniejący od początku lat dziewięćdziesiątych problem iracki zdecydowanie odmienił swe oblicze, lecz objawił się ponownie w zmodyfikowanej, znacznie bardziej niebezpiecznej formie.

W Iraku nastał czas wojny z ekstremizmem religijnym w pełnym tego słowa znaczeniu. Choć sytuacja pozostaje dynamiczna i wymaga od międzynarodowej społeczności ogromnego wysiłku na rzecz wypracowania odpowiednich rozwiązań, już dziś należy przyjąć, że droga do stabilizacji powinna być przestrogą na przyszłość. Wojna w Iraku jest alarmem, zarówno dla całego regionu Bliskiego Wschodu, jak i dla sojuszu północnoatlantyckiego. Mimo że obecnie należy się skupić na podejmowaniu odpowiednich kroków w celu zażegnania tego konfliktu, najwyższy już czas na debatę nad konsekwencjami wyjścia NATO i Amerykanów z Afganistanu.

Wziąwszy pod uwagę genezę zachodniego zaangażowania w obu państwach, istnieje zasadnicza różnica między efektami odsunięcia od władzy reżimów w Iraku i Afganistanie. O ile w Iraku

Saddam Husajn został pozbawiony władzy, a następnie wykonano na nim wyrok śmierci, o tyle afgański reżim ruchu talibów, choć został błyskawicznie rozbity w 2001 roku, po kilku latach powrócił i do dziś pozostaje głównym graczem afgańskiej opozycji. Co więcej, talibowie mieli nawet możliwość otwarcia oficjalnego przedstawicielstwa w Katarze, które miało ułatwić negocjacje pokojowe z rządem Hamida Karzaja. Próżno wypatrywać dziś tego porozumienia, tymczasem poprzez akcje zbrojne i zamachy talibowie nadal kreują afgańską rzeczywistość.

Reasumując, w roku wyjścia wojsk NATO pod Hindukuszem działa co najmniej jedno silne ugrupowanie antyrządowe, które czeka na odwrót zachodnich żołnierzy, by walczyć o przejęcie władzy. W 2011 roku w Iraku takiego zagrożenia jeszcze nie zauważano.

Przyjrzyjmy się natomiast analogiom dotyczącym władzy w obu państwach. W Iraku, po obaleniu Saddama Husajna, powstał rząd, który miał się opierać na równowadze między grupami etnicznymi i religijnymi. W praktyce zaś stał się rządem zdominowanym przez szyitów, marginalizującym Arabów – sunnitów, za to z rosnącymi wpływami Kurdów.

Ponadto iracki rząd Nuriego al-Malikiego, realizując dość otwarcie politykę swojego szyickiego partnera – Teheranu, mocno naraził się liderom obozu sunnickiego w świecie muzułmańskim – Arabii Saudyjskiej, Katarowi czy Zjednoczonym Emiratom Arabskim. Gdy fundamentaliści z ISIL zaatakowali Irak, premier Al-Maliki oskarżył o udzielanie im wsparcia Arabię Saudyjską i Katar. Słabość irackich władz dla uważnego obserwatora była widoczna już w chwili wycofywania się Amerykanów w 2011 roku. Mimo tego powszechnie łudzono się, że ten rząd jakoś sobie poradzi. Wziąwszy pod uwagę konsekwencje tych nadziei, był to poważny błąd.

Tymczasem słabość rządu w Kabulu jest znacznie bardziej oczywista. Afganistan to arena rywalizacji kilku mocarstw regionalnych – Indii z Pakistanem oraz Iranu z Arabią Saudyjską. Poważniejszym problemem rządu wydaje się jednak to, że w kraju naprawdę niewiele brakuje do wybuchu konfliktu etnicznego. Uświadomiły to światu tegoroczne wybory prezydenckie, których przebieg pogłębił przekonanie, że afgański eksperyment z demokracją o charakterze etnicznym stwarza system dalece niedoskonały.

Etniczna mozaika

Afgańska wieloetniczność to kwestia, na którą obecność militarna Amerykanów czy NATO nie była w stanie i nie będzie też mogła w przyszłości wywrzeć większego wpływu. Jest to zagadnienie znacznie bardziej skomplikowane niż wieloetniczność iracka, gdzie mamy do czynienia przede wszystkim z kwestią kurdyjską (skądinąd bardzo ważną). W afgańskiej polityce prawie wcale nie chodzi o poglądy, lecz o tożsamość etniczną tego, kto je wypowiada. Dlatego nie powinno dziwić, że tadżycka północ głosowała na Abdullaha Abdullaha, a pasztuńskie południe na Aszrafa Ghaniego.

Misja amerykańskiego sekretarza stanu Johna Kerry’ego w bardzo gorącym politycznie okresie, na początku sierpnia, pomogła wypracować tymczasowe porozumienie dotyczące stworzenia rządu jedności narodowej. Jest to dobre rozwiązanie na teraz, ale nie daje żadnych gwarancji na łatwą współpracę w przyszłości. Pozytywnym aspektem w tej sprawie była jednak niewątpliwie dobra wola obu kandydatów, mających świadomość, jak niewiele potrzeba, by Afganistan stanął na skraju poważnego konfliktu politycznego na tle etnicznym.

Wieloetniczność to największa przeszkoda na drodze do zakończenia procesu transformacji w Afganistanie. Winą za taki stan częściowo należy obarczyć Hamida Karzaja. Prezydent – w odróżnieniu od premiera Iraku – utworzył rząd, w którym zapewnił stanowiska nie tylko weteranom dżihadu przeciwko Związkowi Radzieckiemu, lecz także wielu innym lokalnym watażkom, pochodzącym z różnych grup etnicznych. Zdecydowanie zbyt mało uwagi poświęcił natomiast budowie rzeczywistej jedności narodowej.

Głównymi wadami rządów Karzaja były jednak przede wszystkim nepotyzm, protekcjonizm i korupcja. To one przesądziły o tym, że dziś w Afganistanie większość społeczeństwa nie widzi nadziei w państwie jako instytucji, ale docenia klanowe koneksje i ochronną rolę rodziny, plemienia czy liderów lokalnych społeczności. Na tej podstawie pogłębiły się różnice pomiędzy regionami, których mieszkańcy, zamiast stanowić afgański monolit, wciąż czują się przede wszystkim Pasztunami, Tadżykami, Hazarami czy Uzbekami.

Wpływy sąsiadów

Jest jeszcze jeden istotny fakt: Irak w 2011 roku sąsiadował z Syrią, gdzie się zaczynał konflikt zbrojny. Nie uważano jednak wówczas, że mógł on istotnie zagrozić Bagdadowi. Tymczasem wojna w Syrii najzwyczajniej otworzyła drogę do destabilizacji Iraku. Wpływ sąsiada na niestabilny system jest natomiast nie do przecenienia. Na afgańsko-

-pakistańskim pograniczu od wielu lat niemal codziennie dochodzi do incydentów zbrojnych. Islamabad niezmiennie jest postrzegany przez Kabul (i vice versa) za zagrożenie dla stabilizacji. Do dziś granica państwowa w Pasztunistanie, zarówno dla władz w Kabulu, jak i mieszkańców regionu, w ogóle nie istnieje.

Fakty są jednoznaczne. Sytuacja w Afganistanie nie jest bardziej stabilna niż w Iraku w 2011 roku. Nie oznacza to jednak, że iracki scenariusz musi się w powtórzyć pod Hindukuszem. Przyszłość Afganistanu pozostaje kwestią otwartą. Kluczowym posunięciem i doraźnym ratunkiem może się okazać podpisanie przez Kabul porozumienia strategicznego ze Stanami Zjednoczonymi, które zacznie obowiązywać po zakończeniu misji ISAF. Na jego mocy w Afganistanie pozostanie amerykański kontyngent, który będzie mógł wspomóc afgańskie siły w walce z zacierającymi już ręce do władzy grupami fundamentalistów.

Ważna jest jednak świadomość, że spośród licznych słabości Afganistanu największą jest podatność na konflikty etniczne. Podzieleni wewnętrznie Afgańczycy nie będą w stanie przeciwstawić się siłom prowokowanym z zewnątrz, a walki etniczne mogą przygotować grunt pod powrót do władzy ruchu talibów. Bardzo prawdopodobne, że ewentualne przejęcie władzy w Afganistanie przez fundamentalistów może poprzedzić kolejna wojna domowa o podłożu etnicznym, przypominająca toczące się przed dwoma dekadami rozgrywki pomiędzy Tadżykiem Ahmadem Szahem Masudem, Uzbekiem Abdulem

Raszidem Dostumem, Pasztunem Gulbuddinem Hekmatiarem, Hazarą Ostadem Mohammadem Mohaqeqiem i innymi komendantami. W 1996 roku wszystkich Afgańczyków „pogodzili” talibowie i ich panislamska, fundamentalistyczna ideologia. Po 2014 roku istnieje podobne ryzyko.

Międzynarodowe wsparcie

Przypadek Iraku powinien otworzyć oczy politykom afgańskim. Irakijczycy żegnali Amerykanów jak okupantów i tak też postrzegają ich Afgańczycy w przededniu zakończenia operacji Międzynarodowych Sił Wsparcia Bezpieczeństwa (ISAF). Choć okupacja Afganistanu przez Zachód, pod wodzą USA, to sporo błędów strategicznych i niemocy wobec rebelii, jednak wiele udało się osiągnąć. Nastąpił rozwój infrastruktury, polepszyła się opieka zdrowotna i edukacja. Udało się też zainteresować afgańskie społeczeństwo demokracją, o czym świadczą tłumy przy urnach podczas ostatniej elekcji. Inną kwestią jest nieuczciwość władz i fałszerstwa wyborcze.

Strategiczny pakt z Waszyngtonem, którego nie chciał podpisać prezydent Karzaj, wydaje się w tej chwili jedynym tymczasowym ratunkiem. To coś, za co na nowy rząd z pewnością spadnie fala krytyki, ale może dać Afganistanowi jeszcze parę lat na transformację i załagodzenie konfliktów etnicznych. Może też dać nadzieję, że scenariusz z Iraku się nie powtórzy. Afganistan nadal potrzebuje jednak rozsądnego wsparcia, nie tylko Waszyngtonu, ale całej społeczności międzynarodowej, choć za kilka miesięcy, po zakończeniu misji ISAF, realia udzielania wsparcia całkowicie się zmienią.

Jakub Gajda

autor zdjęć: USMC





Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO