MANEWRY Z TRAKTATEM

Jeśli doniesienia o łamaniu przez Moskwę postanowień traktatu INF będą się potwierdzać, Zachód nie może zapomnieć o lekcji wyciągniętej z historii zimnej wojny.

 

Tegoroczna edycja publikowanego przez Departament Stanu USA raportu „Przestrzeganie i stosowanie umów i zobowiązań dotyczących kontroli zbrojeń, nieproliferacji i rozbrojenia” to pierwszy oficjalny dokument, w którym znalazło się potwierdzenie pojawiających się na Zachodzie od kilku lat przypuszczeń na temat naruszania przez Federację Rosyjską postanowień traktatu o broni nuklearnej średniego i krótszego zasięgu (INF Treaty). Możemy w nim przeczytać między innymi: „Stany Zjednoczone ustaliły, że Federacja Rosyjska narusza swe zobowiązania wynikające z traktatu INF, zakazujące jej posiadania, produkcji oraz testów w locie odpalanych z lądu pocisków manewrujących (GLCM) o zasięgu od 500 do 5500 km oraz posiadania czy produkcji wyrzutni takich pocisków”. To zdanie nie rozstrzyga wprawdzie, z jakiego rodzaju naruszeniem mamy do czynienia, ale w zestawieniu z innymi doniesieniami pozwala na analizę obecnej sytuacji między sygnatariuszami traktatu.

 

Traktat i jego konsekwencje

Podpisany przez Michaiła Gorbaczowa i Ronalda Reagana w grudniu 1987 roku w Waszyngtonie traktat zabrania jego stronom posiadania i testowania balistycznych oraz manewrujących systemów rakietowych bazowania lądowego o zasięgu większym niż 500 km, a mniejszym niż 5500 km. Jego „ofiarami” padły między innymi amerykańskie pociski Pershing II, odpalane z wyrzutni samochodowych pociski Tomahawk, a także radzieckie SS-20, dzięki czemu ryzyko „ograniczonej, taktycznej wojny nuklearnej” na Starym Kontynencie w znaczny sposób zostało zminimalizowane.

Pierwsze wzmianki o możliwym naruszaniu przez Rosję postanowień traktatu pojawiły się w prasie w 2007 roku i były łączone z przeprowadzonym wówczas testem pocisku manewrującego systemu Iskander (tzw. Iskander-K). Niestety, wciąż mamy niewiele informacji na temat tej konstrukcji, przy czym niewiadomą jest nie tylko zasięg, lecz także status – doniesienia o wprowadzeniu pocisku do służby zbiegają się z tymi, według których nie uzyskał on jeszcze gotowości operacyjnej. Nie wyklucza to jednak nowej wersji iskandera z grona „podejrzanych”.

W wypadku pocisków manewrujących określenie zasięgu może nastręczać sporych trudności. W traktacie jest bowiem mowa o „maksymalnym dystansie, jaki pocisk może pokonać, lecąc standardowym trybem aż do wyczerpania paliwa, określony przez odwzorowanie ścieżki lotu względem ziemi, licząc od miejsca startu do miejsca uderzenia”. Pocisk manewrujący, w przeciwieństwie na przykład do balistycznego, może jednak zmieniać wysokość i kierunek lotu, co wpływa na zasięg i utrudnia jego jednoznaczne określenie. Jeśli pocisk leci do celu odległego o 500 km od miejsca startu, może pokonać 600 km.

W raporcie Departamentu Obrony stwierdzono jasno, że naruszenie INF dotyczy pocisków cruise, co jednoznacznie wyklucza inny system, który jeszcze dwa lat temu był wymieniany w tym kontekście. Mowa tu oczywiście o pocisku Rubież, nazywanym przez wicepremiera Dmitrija Rogozina „zabójcą systemów antyrakietowych” (te odpalane z wyrzutni kołowych pociski międzykontynentalne – ICBM – najprawdopodobniej trafią do użytku w 2015 roku).

Dostępne zdjęcia iskandera w wersji manewrującej pozwalają zauważyć pewne podobieństwa konstrukcyjne do innego pocisku – używanego przez flotę SS-N-21 (jego lądowe wyrzutnie zostały, nomen omen, zniszczone w myśl traktatu INF). Zasięg wersji morskiej wynosi około 2400 km, a w odmianie lądowej, oznaczonej kryptonimem SSC-X-4, pocisk miał możliwość osiągnięcia celów na dystansie do 3 tys. km.

Niestety zasięg pocisku Iskander-K nie jest znany, a dane szacunkowe różnią się nawet kilkakrotnie. Według niektórych opinii, prace nad takim pociskiem nie naruszają traktatu INF. Co więcej, nie jest on wymieniany przez tak specjalistyczne źródła, jak raport „Ballistic & Cruise Missile Threat”, opracowywany przez Narodowe Centrum Wywiadu Lotniczego i Kosmicznego (National Air and Space Intelligence Center – NASIC) we współpracy z Agencją Wywiadu Wojskowego (Defense Intelligence Agency – DIA) i wywiadem marynarki (Office of Naval Intelligence – ONI), co musi rodzić wątpliwości, co do jego faktycznego statusu.

Z drugiej strony nowe pociski pojawiły się w materiałach filmowych z ubiegłorocznej wizyty ministra obrony Siergieja Szojgu w 114 Brygadzie Rakietowej, stacjonującej w obwodzie astrachańskim, oraz czerwcowej w 26 Brygadzie Rakietowej w Łudze, niedaleko Sankt Petersburga. Jeśli jednak pocisk Iskander-K osiągnął zdolność operacyjną i znajduje się już w jednostkach, to naruszenie traktatu INF dotyczy systemu innego typu. Anonimowi przedstawiciele administracji Baracka Obamy twierdzą, że niezgodny z układem pocisk nie jest jeszcze w użyciu. Brak możliwości jednoznacznego określenia sprawcy całego zamieszania nie uniemożliwia jednak całkowicie odpowiedzi na inne pytanie – dlaczego?

 

Stary układ, nowe realia?

Rosja ma co najmniej kilka powodów do tego, by doprowadzić do rewizji postanowień traktatu. Chodzi między innymi o posiadanie pocisków średniego i pośredniego zasięgu przez państwa z nią sąsiadujące lub leżące w bliskim sąsiedztwie, na co zwracał uwagę już w 2007 roku prezydent Władimir Putin. Wprawdzie żadne z nich nie zostało wówczas wymienione z nazwy, ale łatwo się domyślić, że chodzi tu przede wszystkim o Chiny, a w mniejszym stopniu także Pakistan, Iran czy nawet Indie.

Jak tego rodzaju uzasadnienie odejścia od zapisów INF zostałoby jednak przyjęte w Waszyngtonie? Część ekspertów, bliższych raczej Partii Republikańskiej niż Demokratycznej, uznaje, że traktat jest korzystny dla Europy, ale ogranicza Stany Zjednoczone w innych częściach świata. Pociski pośredniego zasięgu byłyby także idealnym narzędziem tak zwanego natychmiastowego globalnego uderzenia (Conventional Prompt Global Strike – CPGS). Nie da się zatem całkowicie wykluczyć podjęcia w przyszłości dialogu mającego na celu takie zmiany w traktacie, które umożliwiłyby sygnatariuszom rozmieszczenie objętych nim systemów poza Europą. Tyle że należy się zastanowić, czy takie argumenty nie są dla Moskwy tylko wymówką.

Broń średniego zasięgu była w radzieckiej doktrynie militarnej narzędziem służącym do prowadzenia ograniczonej wojny jądrowej na europejskim teatrze działań. Umożliwiały ją bez konieczności sięgania po systemy strategiczne, a zatem pozwalały na swego rodzaju odseparowanie Europy Zachodniej od USA, przynajmniej dopóki na Starym Kontynencie nie pojawiły się pociski Pershing II i Tomahawk w wersji GLCM. Wprowadzenie ich na nowo do gry mogłoby zatem być obliczone na wbicie klina między państwa NATO.

Tym razem przedmiotem targów nie byłyby oczywiście nieistniejące pociski amerykańskie, ale niewykluczone, że ich miejsce zajęłyby elementy rozwijanego europejskiego etapowego adaptacyjnego systemu obrony przeciwrakietowej (European Phased Adaptive Approach – EPAA) czy też na przykład znajdujące się w Niemczech, Belgii, Holandii, Włoszech i Turcji bomby nuklearne B-61. W tym sensie systemy średniego zasięgu mogłyby być elementem gry politycznej, być może nawet bez formalnego wycofania się Rosji z INF – wystarczyłoby jedynie umiejętne dozowanie informacji na temat jego naruszania. Amerykanie musieliby brać wówczas pod uwagę stanowiska państw europejskich, które często nie chcą doprowadzić do zaognienia relacji z Moskwą, oraz wewnętrzne uwarunkowania polityczne.

Kwestii potencjalnego naruszenia przez Federację Rosyjską układu INF nie można jednak ograniczać tylko do aspektów politycznych. Trzeba pamiętać o powtarzanych od lat deklaracjach na temat rosyjskiej reakcji na rozmieszczenie w Europie elementów amerykańskiego systemu obrony antyrakietowej. W debacie publicznej termin „tarcza antyrakietowa” najczęściej jest rozumiany jako uniwersalne narzędzie, swego rodzaju parasol zdolny do ochrony przed każdego rodzaju zagrożeniem rakietowym. A przecież projektowany przeciwko pociskom balistycznym krótkiego i średniego zasięgu system nie ma być używany przeciwko pociskom manewrującym lecącym lotem profilowanym na małej wysokości i dysponujących niewielką skuteczną powierzchnią odbicia. Pociski skrzydlate byłyby zatem idealnym środkiem ataku między innymi przeciwko tak zwanym bazom systemu Aegis Ashore w Polsce czy w Rumunii. W wypadku naszego kraju ich zasięg wcale nie musiałby przekraczać 500 km (o czym warto pamiętać w dyskusji nad kształtem systemu obrony powietrznej RP).

Jeśli doniesienia o łamaniu przez Moskwę postanowień traktatu będą się potwierdzać, Zachód nie może zapomnieć o lekcji wyciągniętej z historii zimnej wojny – SS-20 zniknęły z Europy nie wskutek dobrej woli kierownictwa Politbiura, lecz w wyniku chłodnej kalkulacji. Wydawało się, że lepiej je wycofać, niż podjąć ryzyko wynikające z obecności na kontynencie pershingów II i tomahawków.

Rafał Ciastoń

autor zdjęć: Militarium Studio MS, Mattz90/Fotolia





Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO