TAKTYKA ROZMOWY

W armii najnowszej technologii musi towarzyszyć rewolucja kulturowa, przygotowująca do sytuacji, których żołnierz nie zdoła rozwiązać za pomocą karabinu.

Nieopodal Kielc, w Korzecku, miejscowi Wislandczycy nie przyjęli swojego wojska przyjaźnie. Zarzucili patrol pretensjami: „Dlaczego przyszliście dopiero teraz? Gdzie byliście wczoraj, gdy tamci na nas napadli?”. „Tamci”, czyli kilkuosobowa bojówka rebeliantów, wtargnęli do cichej dotąd i spokojnej miejscowości, pobili byłego oficera sił zbrojnych Wislandii, obrabowali jego dom, ukradli samochód, zabili zwierzęta domowe. Zgwałcili też jego żonę. Trudno się więc dziwić wzburzeniu ludzi. Sponiewierana kobieta przez dłuższy czas uniemożliwiała negocjacje. Wreszcie, gdy do nich doszło, poszkodowany zażądał utworzenia, uzbrojenia i wyposażenia miejscowej milicji.

Ppor. Sławomir Mosoń z 6 Brygady Powietrznodesantowej, uczestnik patrolu, nie dziwi się reakcjom mieszkańców Korzecka: „Musieliśmy przeczekać wzburzenie ludzi, aż się uspokoją, bo inaczej do niczego byśmy nie doszli. Popełniłem przy tym błąd – obiecałem przysłanie środków łączności. Poszkodowany przyjął, że je z pewnością dostanie. A należało powiedzieć, że nie dostanie broni i łączności, bo najpierw muszą powstać odpowiednie procedury i dopiero wtedy mu pomożemy. Powinienem go ostrzec, żeby nie organizował bojówek”.

Konflikt etniczny

Ten drastyczny epizod stanowił fragment scenariusza kursu świadomości międzykulturowej w działaniach stabilizacyjnych szczebla taktycznego, zorganizowanego przez kieleckie Centrum Przygotowań do Misji Zagranicznych (CPdMZ). Nowością było zaproszenie na szkolenie oficerów jednego szczebla – dowódców kompanii i plutonów jednostek wojsk lądowych, a także przeprowadzenie zajęć praktycznych w terenie.

Młodzi oficerowie, w większości jeszcze bez doświadczenia misyjnego, w ciągu pierwszego tygodnia zajęć zgłębiali teoretycznie zagadnienia, przygotowując się do współpracy z ludnością cywilną w rejonie operacji. Kieleccy specjaliści dzielili się z nimi wiedzą na temat kształcenia kulturowego, prowadzenia negocjacji w środowisku odmiennym kulturowo, międzynarodowego prawa humanitarnego konfliktów zbrojnych. Poruszano między innymi tematy wielokulturowości, stereotypów kulturowych, gender, negocjacji, doktryn przeciwpartyzanckich, ochrony dóbr kultury…

Przez kolejne pięć dni uczestnicy kursu, wcieliwszy się w role specjalistów współpracy cywilno-wojskowej sił zbrojnych umownego kraju Wislandii, rozmawiali w terenie z miejscowymi ludźmi, żeby później przygotować „analizy sytuacji bezpieczeństwa w strefie działania oraz monitorować sytuację w środowisku cywilnym”.

Przygotowane tło taktyczne kursu zakładało, że napięte od pewnego czasu stosunki Wislandii z sąsiednią Mondą, wynikające z nieuregulowanych kwestii dotyczących eksploatacji niedawno odkrytych bogatych złóż surowców energetycznych, przerodziły się w krótkotrwały lokalny konflikt zbrojny. W efekcie działań politycznych i wojennych narastał również konflikt etniczno-religijny. Na terenie przygranicznym działały powstające spontanicznie siły samoobrony i ugrupowania paramilitarne, nasilały się akty przemocy, dochodziło do czystek etnicznych.

Trudna lekcja

Żołnierze musieli się zmierzyć z różnymi sytuacjami wynikającymi z narastającego konfliktu etnicznego. Brali między innymi udział w zaaranżowanym przez kieleckich specjalistów spotkaniu z przedstawicielkami organizacji Stop Przemocy Przeciwko Muzułmanom. Na progu ciasnego, biurowego pokoju patrol przywitała młoda kobieta w ciemnoczerwonej chuście na głowie. Wymykające się spod niej włosy, modne bransoletki na rękach, zdecydowane podanie mężczyznom dłoni świadczyły o jej przynależności do bardziej wyzwolonych przedstawicielek osiadłej w Wislandii mniejszości muzułmańskiej.

Ppor. Sławomir Mosoń i ppor. Konrad Kaczmarek z 12 Brygady Zmechanizowanej weszli do pokoju i na zaproszenie gospodyni zajęli miejsca za stołem. Kpt. Piotr Grabowski z 7 Brygady Obrony Wybrzeża, grający w epizodzie rolę ubezpieczającego, pozostał przy drzwiach, z bronią gotową do użycia. To od razu wywołało konflikt. „Proszę usiąść”, grzecznie, ale stanowczo powiedziała kobieta. Oficer odmówił: „Nie mogę, ze względu na procedury”. Muzułmanka parsknęła śmiechem: „Jakie procedury? Trzech rosłych i uzbrojonych mężczyzn czuje się zagrożonych obecnością dwóch kobiet? Nie możemy siedzieć, gdy goście stoją. Będziemy zatem rozmawiać na stojąco”, rzuciła w głąb pokoju, w kierunku koleżanki w błękitnej burce.

Panie po chwili ustąpiły i kapitan pozostał przy drzwiach, tyle że po niefortunnym wstępie później wcale nie było łatwiej. Gospodyni, chociaż cały czas grzeczna, miała coraz większe roszczenia. Przytaczała też kolejne przykłady świadczące o nietolerancji społeczności Wislandii wobec mniejszości muzułmańskiej i oczekiwała od wojskowych gotowych rozwiązań: „Dzieci muzułmańskie są prześladowane przez rówieśników, szczególnie dziewczęta. Oczekuje się nadto od nich udziału w zajęciach z wychowania fizycznego razem z chłopcami, a nawet pływania w jednym basenie. A chłopcy je potrącają. W żartach? To nie są żarty, gdy dorastające panienki są dotykane przez młodych mężczyzn. Poza tym w szkole wiszą wasze symbole religijne”.

Goście, początkowo zaskoczeni, z czasem coraz żywiej wdawali się w dyskusję. Negocjacje nie prowadziły jednak do sensownego finału. „Jeśli nie potraficie rozwiązać naszych kłopotów, to po co przyszliście?”, padały zarzuty kobiet. „Mamy zwrócić się do władz? Przecież to właśnie władze nas prześladują…”.

Wreszcie koniec spotkania, a zarazem trudnej lekcji. Po opuszczeniu sali przez oficerów por. Sylwia Marczak z CPdMZ zdjęła chustę i wyszła z roli muzułmanki: „Jestem żołnierzem, więc łatwo mi było sprowokować kolegów. Wiedziałam, że się stresują, a ja mam czas i mogę grać. Pokazałam im, że możemy się nie zrozumieć, chociaż mówimy tym samym językiem”.

Ppor. Sławomir Mosoń, siedzący w czasie negocjacji po drugiej stronie stołu, nie ukrywał, że przeszedł z kolegami trudną lekcję: „Szczerze mówiąc, miałem moment zawahania, gdy nastąpiło zderzenie naszej kultury z muzułmańską. Rozmowa mogła się skończyć na stojąco, w nerwowej atmosferze, co by nie ułatwiało osiągnięcia celu. W tej scence niełatwo było wykorzystać w praktyce teorię, żeby dojść do porozumienia z miejscowymi kobietami”.

Rozmowy na deptaku

Kolejny etap praktyki był rozgrywany w mieście. W słoneczny poranek na kieleckim deptaku – ulicy Henryka Sienkiewicza, przechodniom raczej się nie spieszyło. Świetnie, bo to powinno ułatwić żołnierzom rozmowy z mieszkańcami. Łatwiej będzie im się dowiedzieć, co niepokoi Wislandczyków, czy dostrzegają wokół siebie jakieś zagrożenia.

Pojawienie się mundurowych na głównej kieleckiej ulicy spacerowej wywołało ciekawość, ale też pewien niepokój przechodniów: „Co się stało, że wojskowi maszerują po ulicy w mundurach, pod bronią i zadają pytania? Niby mówią coś o ćwiczeniach, zapewniają że wszystko w porządku, ale czy to prawda?”.

Oficerowie, niespiesznie przemierzając trakt, prowadzili dziesiątki rozmów z przypadkowymi przechodniami, zatrzymywali się przy handlujących malinami i bobem, przy mamach z dziećmi, zaglądali do sklepów, do urzędów, spotykali się z duchownymi, w kościele ewangelicko-augsburskim oraz w „cerkwi”, będącej obecnie kościołem garnizonowym. Jeden z patroli odwiedził Caritas diecezji kieleckiej, gdzie ksiądz dr Stanisław Słowik opowiadał żołnierzom o problemach ludzi biednych i przedstawił systemem udzielania im pomocy. Starsze panie na placu Najświętszej Marii Panny podpytywały, czy przypadkiem nie będzie mszy z udziałem wojska.

Ppor. Konrad Kaczmarek chwilami był zaskoczony nie mniej od przechodniów: „Ludzie nie wiedzieli, czy jesteśmy rekonstruktorami, czy prawdziwymi żołnierzami. Niektórzy przechodnie przedstawiali się i sami chcieli z nami rozmawiać. Inni, zaskoczeni obecnością wojska w mieście, mieli strach w oczach ze względu na wydarzenia na Ukrainie”.

„Podchodziło do nas sporo osób starszych i sami z siebie pytali, co się stało. Mówiliśmy im, że mamy szkolenie w centrum kieleckim. Wtedy dopiero się otwierali. Generalnie mieszkańcy miasta reagowali pozytywnie, chociaż zdarzały się głupie zaczepki, szczególnie ze strony młodzieży”, dodał Michał Krzykacki z 17 Wielkopolskiej Brygady Zmechanizowanej.

Po powrocie do centrum szkolenia i zsumowaniu z pozoru niewiele znaczących informacji powstał sensowny i wypełniony treścią raport, który w realnych działaniach stanowiłby z pewnością cenną wiedzę dla prowadzącego operację dowódcy.

Świadkowie historii

Również w podkieleckich wioskach patrole miały pełne ręce roboty, ale tam wykonanie zadań łatwiej przychodziło żołnierzom niż w mieście – miejscowi byli znacznie bardziej otwarci. W Świętej Katarzynie, w dyrekcji Świętokrzyskiego Parku Narodowego, uczestnicy kursu rozmawiali o wilkach. Chodziło o to, by jak najwięcej dowiedzieć się o obyczajach tych groźnych zwierząt, jak licznie i jak często się pojawiają, czy wyrządzają szkody. Otóż, jak się okazało, wilki przychodzą z kompleksów leśnych od strony Świętego Krzyża, raczej pojedynczo, a czasami po kilka sztuk. Widzieli ich leśnicy, ale były też w tej sprawie telefony od mieszkańców wiosek. Nie zdarzyło się natomiast, by przechodziła tędy cała wataha.

W przyjętej konwencji ćwiczenia „wilki” były oddziałem partyzanckim i tak je opisywano w raporcie. Podobną umowność organizatorzy zajęć przyjęli w przypadku rozmów o pacyfikacji ludności przez hitlerowców w Woli Szczygiełkowej podczas II wojny światowej. Patrolowi, po rozmowach z młodszymi mieszkańcami wioski, znającymi wydarzenia z przekazu, udało się również odszukać naocznych świadków. Seniorzy, mimo upływu czasu, opowiadali o dramacie ze wzruszeniem. Oficerom również trudno było się ustrzec emocji. Odwiedzili miejsce pochówku pomordowanych, sfotografowali pomnik – wielkiego orła otaczającego skrzydłami tablicę pamiątkową. Na podstawie zebranego materiału powstał kolejny raport, ale opisujący tragedię tak, jakby miała miejsce przed paroma dniami.

„Wyobrażam sobie, jak silne nerwy musi mieć żołnierz CIMIC, który zbiera informacje dotyczące dramatycznych wydarzeń sprzed kilku dni, a nie sprzed wielu lat”, krótko skomentował ppor. Kaczmarek.

W tym samym czasie patrol, w którego skład wchodzili oficerowie 16 Pomorskiej Dywizji Zmechanizowanej, por. Paweł Baron oraz ppor. ppor. Jarosław Ziober, Wojciech Tuchalski i Rafał Gołaszewski, w kolejnej wiosce poszukiwał starych studni i naturalnych źródeł wody. Zgodnie z sytuacją taktyczną w wyniku działań dywersyjnych rebeliantów zagrożony był wodociąg. Oficerowie zatem odwiedzali kolejne gospodarstwa, żeby sprawdzić możliwości awaryjnego zaopatrywania ludzi w wodę.

Nabieranie śmiałości

Szkoleniowcy CPdMZ umieścili w scenariuszu zajęć praktycznych wiele niezwykle różnorodnych i odnoszących się do misyjnej rzeczywistości epizodów. Następnie towarzyszyli swym podopiecznym na każdym kroku, tak jak kpt. Waldemar Tutaj i kpt. Grzegorz Raźny, żeby ich obserwować, a potem omówić wykonywanie poszczególnych zadań.

Zdaniem kpt. Tutaja, uczestnicy kursu, żołnierze z jednostek bojowych, początkowo nie byli przygotowani na tak trudne sytuacje. „Oficerowie, przystępując do zadań praktycznych, uważali, że sprawa z nawiązaniem kontaktów i wyciągnięciem informacji jest prosta. Zadanie obnażyło jednak słabości żołnierzy. Dopiero z czasem nabierali oni śmiałości i zaczynali efektywnie działać”.

Kpt. Raźny jako przykład przytacza epizod z Korzecka: „Pani porucznik grająca zgwałconą kobietę zaatakowała ich i przez pewien czas uniemożliwiała zrobienie czegokolwiek. A przecież, dowodząc kompaniami czy plutonami wykonującymi zadania w środowisku cywilnym, żołnierze będą narażeni na takie sytuacje. Szkolenie przygotowywało oficerów nie tylko do rozmów, do negocjacji z cywilami, lecz także do sporządzania raportów zamykających każde zadanie. Dowódca, dla którego pracują, musi bowiem dostać od nich skondensowane wnioski, odpowiadające między innymi na pytania: czy wieś, w której byli, jest pozytywnie nastawiona do naszych wojsk? Czy można liczyć w niej na współpracę i uzyskanie informacji? Kto jest tam ważną osobą? Jak z nią nawiązać kontakt? Należy także przywódcy miejscowej społeczności zrobić zdjęcie ułatwiające rozpoznanie”.

Zdaniem mjr. Marcina Matczaka, kierującego przebiegiem wydarzeń szefa sekcji szkolenia do spraw kulturowych kieleckiego Centrum Przygotowań do Misji Zagranicznych, kurs spełnił oczekiwania: „Celem szkolenia było przygotowanie dowódców plutonów i kompanii do wykonywania zadań w ramach współpracy cywilno-wojskowej i wykorzystania świadomości międzykulturowej w czasie działań stabilizacyjnych. Nowością, a zarazem śmiałym eksperymentem było sprawdzenie umiejętności nabytych w trakcie zajęć teoretycznych w terenie, w Kielcach i gminach świętokrzyskich podczas spotkań w urzędach, w parafiach oraz rozmów z ludźmi na ulicy. Rozegraliśmy także epizody o dużej ekspresji, podczas których uczestnicy musieli się zmierzyć z dramaturgią zdarzeń, wzburzeniem ludzi przeżywających w trakcie konfliktu osobiste tragedie. Sądzę, że uczestnicy kursu przy okazji zrozumieli, na czym polega codzienna robota oficerów specjalistów zajmujących się współpracą cywilno-wojskową”.

Piotr Bernabiuk

autor zdjęć: Piotr Bernabiuk





Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO