HISTORIA CIĄGLE ŻYWA

Polscy przeciwlotnicy  w ogniu walki – przeczesują niebo w poszukiwaniu samolotów z czarnymi krzyżami. Niemcy łapią chwilę oddechu po walkach z alianckim desantem. Oto Strefa Militarna.

To perymetr zewnętrzny bazy wsparcia ogniowego”, tłumaczy mężczyzna ubrany w mundur amerykańskiego żołnierza z czasów wojny w Wietnamie. „A bardziej po ludzku?”, pytam. „No, fragment zewnętrznego pierścienia, który ma tę bazę chronić”, dorzuca. Rozglądam się wokół: zasieki z drutu kolczastego, a na nich tabliczki ostrzegające przed minami, zamaskowane plandekami okopy, na workach osłaniających stanowiska karabinów maszynowych wylegują się jankesi. I kolejna tabliczka: „Home is where you dig it”, czyli „Dom jest tam, gdzie go sobie wykopiesz”. „Efektowne to”, przyznaję, a na twarzy mężczyzny w mundurze pojawia się zdawkowy uśmiech. „Na takie zloty zawsze staramy się przygotować coś ekstra. W ubiegłym roku odtworzyliśmy wietnamską wioskę, którą zajęli Amerykanie. Budowaliśmy już bunkier na 30 osób, odprawialiśmy mszę polową, nawet ładowaliśmy ciała poległych do specjalnych worków”, wylicza, ale po chwili dodaje: „W Strefie Militarnej bierzemy już udział po raz szósty i powoli kończą się nam pomysły”.

Ten mężczyzna to Michał Sekunda. W „cywilu” dyrektor w firmie zajmującej się między innymi szkoleniami z prawa pracy, tutaj natomiast to szef Stowarzyszenia Rekonstrukcji Historycznej „Rakkasans”. Nazwa grupy znaczy mniej więcej tyle, co „ludzie na opadających parasolkach”. Tak podczas II wojny światowej Japończycy określali spadochroniarzy ze 187 Pułku Piechoty 101 Dywizji Powietrznodesantowej armii Stanów Zjednoczonych. Potem rakkasans walczyli jeszcze na wielu frontach, między innymi w Wietnamie. I właśnie ten okres szczególnie zainteresował Sekundę i jego kolegów. Jakiś czas temu postanowili wskoczyć w buty (i mundury) żołnierzy z kompanii C 3 Batalionu. Dlaczego? „U wielu fascynacja zrodziła się po obejrzeniu filmów, choćby »Hamburger Hill«”, przyznaje Sekunda. „W Wietnamie rozgrywał się jeden z najdłuższych konfliktów nowoczesnego świata. Tlił się przez ponad 20 lat. To niezwykle ciekawa historia”, tłumaczy.

Członków Rakkasans wciągnęła ona bez reszty. „Do Wietnamu jeździliśmy dwa razy. Byliśmy na wzgórzu Hamburger Hill, gdzie podczas amerykańskiej interwencji rozegrała się jedna z najsłynniejszych bitew. W Stanach spotykaliśmy się z weteranami »naszego« oddziału”, wylicza Sekunda. Mówi o pieniądzach zainwestowanych w mundury, sprzęt. „Rekonstrukcja trzyma się mocno. Zajmują się tym ludzie bardzo różnych profesji. Dla nich to sposób na życie, odreagowanie codziennych stresów, ale też okazja, by nauczyć się czegoś wartościowego”, podkreśla. „Czy są wśród nas żołnierze? Oczywiście, służby czynnej, rezerwiści. U nas w tej chwili akurat nie. Ale niech pan idzie dwa stanowiska dalej i zapyta o kolegę »Ziółka«”, dodaje.

Spadochroniarz z „Playboyem”

Dwa stanowiska dalej kolejni „Amerykanie”, tyle że trochę bardziej współcześni. Siedzą w niewielkim okopie i na matach udających płytę lotniska. Za ich plecami sporych rozmiarów mapa Iraku z datą 26 marca 2003 roku (początek II wojny w rejonie Zatoki Perskiej). Grupa odtwarza 173 Brygadę Powietrznodesantową, której spadochroniarze podczas wojny w Iraku zajęli pola naftowe w pobliżu Kirkuku i Mosulu. Jedno pytanie i już po chwili ściskam dłoń kolegi „Ziółka”. „Podobno jest pan zawodowym żołnierzem...”, zagajam. „No tak, ale lepiej odeślę pana do naszego rzecznika”, odpowiada. Jeszcze moment i okazuje się, że osób z podobnym doświadczeniem jest tutaj więcej. „Ja sam na co dzień służę w 44 Bazie Lotnictwa Morskiego. Jestem technikiem pokładowym w załodze śmigłowca Mi-14PŁ. Tutaj siedzi były żołnierz Kompanii Reprezentacyjnej Wojska Polskiego, kolega jest z 12 Brygady Zmechanizowanej ze Szczecina, a mamy jeszcze młodego człowieka, który rozważa wstąpienie do armii…”, wylicza Konrad Cielibała, rzecznik grupy.

Dlaczego tak wielu żołnierzy chce się bawić w rekonstrukcję? „Czy ja wiem? Może to wynika ze specyficznego stosunku do munduru? Z szacunku do wszystkiego, co się z nim wiąże?”, zastanawia się Cielibała. „Poza tym nam pewnie trochę łatwiej odgrywać wojsko. To kwestia samodyscypliny, sposobu bycia, który nam wpojono z racji wykonywanego zawodu”, dodaje. Zaraz jednak zastrzega, że rekonstrukcja i prawdziwa służba w armii to jednak dwa różne porządki, które należy od siebie wyraźnie oddzielić. No i chłopaki oddzielają, wcielając się w role Amerykanów, a konkretnie żołnierzy ze 173 Brygady Powietrznodesantowej. Dlaczego akurat tych? „Głównie ze względu na akcję, którą przeprowadzili w Iraku”, przyznaje Cielibała. „Z samolotów wyskoczyło wówczas blisko tysiąc żołnierzy i był to największy tego typu desant od 1989 roku. Takich operacji praktycznie już się nie prowadzi”, dodaje.

Członkowie grupy 173rd „Northern Delay” niedawno mieli okazję porozmawiać o tym ze swoimi „pierwowzorami”. „173 Brygada nadal istnieje, co więcej pod koniec kwietnia jej żołnierze przyjechali do Polski, by szkolić się z naszymi chłopakami. Z Amerykanami spotkaliśmy się w Drawsku”, wspomina Cielibała. Dla rekonstruktorów to było prawdziwe święto. Na co dzień czas, który mogą poświęcić swojej pasji, upływa pod znakiem studiowania historii i zbieractwa. „Wyposażenia szukamy na Allegro czy eBayu”, tłumaczy Cielibała. Czasem chodzi o detale, które pewnie dostrzeże jeden obserwator na dziesięciu. „Widzi pan tego »Playboya«?”, rzecznik wskazuje na gazetę, która leży na jednej ze skrzyni ustawionych przy okopie. „To oryginalny numer z marca 2003 roku. Amerykańskie wydanie…”.

Polska bardziej modna

Strefa Militarna to jednak przede wszystkim II wojna światowa. Kilkadziesiąt metrów dalej można to poczuć każdym zmysłem. Przez wąskie parkowe alejki wolno przetaczają się czołgi: Sherman, T-34, Pantera… W uszach świdruje huk silników, do nosa wdziera się zapach przemieszanych z kurzem spalin. Tuż obok obozem rozłożyli się „Finowie”. „Amerykanie” zalegli na leżakach rozstawionych na piaszczystej plaży – Pearl Harbor na moment przed tym, jak rozpętało się piekło, Niemcy już tego piekła doświadczyli – liżą rany po starciach z aliantami podczas operacji „Market Garden”. Polscy przeciwlotnicy obsadzili działo i wypatrują celu na błękitnym niebie. Po chwili: jest! Tuż nad drzewami przemyka samolot. Na skrzydłach czarne krzyże. Poczta polowa przygotowuje do wysyłki kolejne listy, sanitariuszki opatrują rannych. I znów „Niemcy” – między szańcami wolno przechadza się dwójka ubrana w wysokie buty i czarne mundury.

„Ich jest zawsze dużo”, przyznaje Tomasz Sawicki z Grupy Rekonstrukcji Historycznej „Borujsko” i potwierdza to, co słyszałem już dziś kilkakrotnie: najwięcej grup rekonstrukcyjnych w Polsce odtwarza właśnie oddziały niemieckie z czasów II wojny światowej. Dlaczego? Trudno o jednoznaczne wytłumaczenie. „Może dlatego, że wyposażenie Niemców najłatwiej skompletować. Na Allegro można to zrobić w trzy godziny. Na ubranie i wyposażenie polskiego żołnierza potrzeba nawet kilku miesięcy…”, tłumaczy. No ale, jak przyznaje po chwili, trudno jednoznacznie rozstrzygnąć, co jest tutaj skutkiem, a co przyczyną. Równie dobrze może być tak, że niemieckiego sprzętu jest dużo, bo duże jest zainteresowanie…

Tak czy inaczej „polskich” grup powoli przybywa. Rośnie zainteresowanie wojną obronną z września 1939 roku, Żołnierzami Wyklętymi, ale nie tylko. Podczas Strefy Militarnej Sawicki z kolegami wcielili się w rolę żołnierzy walczących pod Monte Cassino. Właśnie weszli do obróconej w ruinę włoskiej wioski. Sawicki wita się z ludźmi, którzy przystają przy ekspozycji. Brudnymi dłońmi maże po twarzach chichoczące dzieciaki. Jego kolega opowiada o bitwie i samej grupie. Wreszcie mamy chwilę, by porozmawiać.

„Ten domek budowaliśmy trzy dni”, mówi z dumą Sawicki, wskazując na zrujnowany budynek za swoimi plecami. W ogóle taka rekonstrukcja to rzecz może i przyjemna, ale na pewno niełatwa: polowanie na mundury, uzbrojenie, ślęczenie nad książkami, wspólne ćwiczenia. Pomaga w tym dryg do musztry, rozeznanie w wojennej taktyce, słowem: doświadczenie wyniesione z poprzedniej pracy. A Sawicki był, uwaga, żołnierzem zawodowym: „Służyłem w 15 Wielkopolskiej Brygadzie Kawalerii Pancernej [rozformowana w 2007 roku – przyp. red.]. Byłem sierżantem. Z wojska odszedłem, ale pasja do munduru została. Teraz jestem dyrektorem w firmie ochroniarskiej, ale mam więcej czasu na rekonstrukcję”.

Na koniec zaglądam do „Niemców”, ale nie na pierwszą linię, tylko na tyły. Wojskowy namiot w rogu parku, przed nim tablica „Deutsches Soldatenkino”. Wchodzę do wnętrza i wpadam na ogromnych rozmiarów projektor. Jak się okazuje – atrapę. Kino jednak działa, dzięki komputerowi i rzutnikowi z naszych czasów (drobne odstępstwo, które nie psuje ogólnego efektu). Na ekranie rozpiętym naprzeciw wejścia przesuwają się właśnie czarno-białe obrazy. „W takich kinach niemieccy żołnierze oglądali kroniki filmowe i byli karmieni propagandą. Wyświetlano im także produkcje hollywoodzkie, a nawet filmy Disneya”, mówi Krzysztof Sanecki ze Stowarzyszenia Rekonstrukcji Historycznej AA7. Jego grupa odtwarza 7 Batalion Rozpoznania 4 Dywizji Pancernej Wehrmachtu oraz Polaków z 3 Dywizji Piechoty 1 Armii Wojska Polskiego. „Ale mnie interesują raczej Niemcy”. Dlaczego? Jak tłumaczy Sanecki, zaczęło się w 2002 roku od inscenizacji bitwy nad Bzurą. „Żołnierzy niemieckich” było tam jak na lekarstwo. „A jaki jest sens rekonstruowania wydarzeń historycznych bez drugiej strony?”, pyta. Wtedy właśnie narodziła się GRH Aufklärungsabteilung 7 der 4 Panzer Division. „Byliśmy jedną z pierwszych grup odtwarzających wojska niemieckie z czasów II wojny światowej”, wspomina Sanecki. Na swojej stronie internetowej stowarzyszenie bardzo mocno dystansuje się od nazistowskiej ideologii. To zresztą, jeśli chodzi o grupy „niemieckie”, swoiste credo. Ale i tak „Niemcy”, z którymi rozmawiam, przyznają, że jest ich zbyt wielu. „Trudno się oprzeć wrażeniu, że w niektórych wypadkach może to prowadzić do relatywizowania historii”, słyszę. Ale to już temat na zupełnie inną dyskusję.

Wojskowość, nie tylko wojsko

Strefa Militarna odbyła się już po raz siódmy. Początki przedsięwzięcia wiążą się z pokazami ułańskimi, które pod Gostyniem organizowała grupa entuzjastów. „Wkrótce zapadła decyzja o poszerzeniu formuły”, wyjaśnia Krzysztof

Marzec ze Stowarzyszenia Historia Militaris. „W pierwszej strefie wzięło udział 200–250 rekonstruktorów i 20 pojazdów. Te proporcje zostały zachowane, tyle że dziś mamy tysiąc uczestników i 100 pojazdów. W organizację tegorocznego zlotu było zaangażowanych 70–80 osób z różnych środowisk. To największy tego typu zlot nie tylko w Polsce, ale też w Europie Środkowej”.

Według Marca kolejne strefy to najlepszy dowód na to, że ruch rekonstrukcji historycznej ma się dobrze. „Kilka lat temu naukowcy z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu przeprowadzili badania poświęcone temu zagadnieniu. Z ówczesnych danych wynikało, że w Polsce działa około 400 grup rekonstrukcji historycznej. Obecnie jest ich 500–600”, tłumaczy i dodaje: „W grupach można spotkać coraz młodsze osoby, pojawia się w nich dużo dziewczyn. Śledząc działalność rekonstruktorów, coraz częściej można się przekonać, że historia wojskowości to nie tylko wojsko. Na naszych imprezach pojawiały się łączniczki, sanitariuszki czy powstańcy warszawscy”.

W niedawnej rozmowie z PAP-em prof. Tomasz Szlendak, socjolog z toruńskiego Uniwersytetu Mikołaja Kopernika, podkreślał, że ludzie chętnie angażują się w ruch rekonstrukcyjny, ponieważ pragną oderwania od szarej rzeczywistości, a dla wielu to jedyna szansa, by choć przez chwilę stać się „gwiazdą”. Widzowie z kolei coraz częściej szukają okazji, by historii dotknąć. Zobaczyć ją w mniej podręcznikowym, a co się z tym łączy bardziej rzeczywistym wymiarze.

Łukasz Zalesiński

autor zdjęć: Łukasz Zalesiński





Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO