PUNKT ZWROTNY

Nie była to wolna i demokratyczna elekcja, a jej przeprowadzenie miało mieć głównie efekt propagandowo-polityczny.

 

Niedawno rozpoczął się czwarty rok krwawej, brutalnej wojny w Syrii. Wiele wskazuje na to, że będzie to decydujący moment dla tego konfliktu. Być może daleko jeszcze do jego zakończenia, ale widać już pierwsze oznaki, świadczące o zbliżającym się przełomie, który zdecydowanie może przechylić szalę na stronę władz w Damaszku. Siły lojalistyczne od kilku miesięcy kontynuują serię zwycięskich ofensyw w centrum i na zachodzie kraju. Stopniowo, lecz coraz wyraźniej, reżim Baszara al-Asada odzyskuje inicjatywę strategiczną i operacyjną, spycha rebeliantów do defensywy. Począwszy od skutecznej, błyskawicznej ofensywy w masywie górskim Kalamun (jesień 2013 roku), aż do niedawnego zdobycia Homs (gdzie w maju 2011 roku rozpoczęło się zbrojne powstanie przeciwko rządom Al-Asada), reżim kroczy niemalże nieprzerwanie od zwycięstwa do zwycięstwa. Strategicznego znaczenia tej sytuacji nie zmieniają lokalne wiktorie rebeliantów na północy kraju.

Miarą pewności siebie reżimu było podjęcie decyzji o przeprowadzeniu wyborów prezydenckich w kraju (3 czerwca 2014 roku). Dotychczas prezydent Syrii był „wybierany” przez parlament i „zatwierdzany” w ogólnonarodowym referendum. Formalnie były to zatem pierwsze powszechne wybory głowy państwa w tym kraju. Oczywiste jest jednak, że z pewnością nie była to wolna i demokratyczna elekcja, a jej przeprowadzenie miało mieć głównie efekt propagandowo-polityczny, ukazać Syrię jako niemal normalnie funkcjonujące państwo, targane jedynie wywrotową działalnością terrorystów. Jednak fakt, że w ogóle pomysł wyborów powszechnych w kraju przeoranym trzyletnią wojną został zrealizowany, daje do myślenia.

 

Przechylona szala

Ostatnie sukcesy sił rządowych były możliwe dzięki zaistnieniu wielu sprzyjających Damaszkowi okoliczności. Warto przyjrzeć się im bliżej. Po pierwsze, już od kilkunastu miesięcy mamy do czynienia z szybko postępującą dekompozycją i marginalizacją Wolnej Armii Syryjskiej (WAS), jeszcze dwa lata temu będącej najważniejszą strukturą rebelii w Syrii. Dzisiaj to zaledwie cień formacji z pierwszych miesięcy rebelii, a jej istnienie możliwe jest już tylko dzięki wytężonej reanimacji finansowej i logistycznej ze strony Zachodu i arabskich monarchii znad Zatoki Perskiej. Skłócona i wewnętrznie podzielona, WAS straciła w listopadzie 2013 roku większość swych dotychczasowych najbardziej wartościowych dowódców i najlepsze oddziały, które opuściły wówczas jej szeregi i weszły w skład nowo sformowanego Frontu Islamskiego.

Front to „umiarkowanie” islamistyczna organizacja opozycyjna, powołana z inicjatywy Arabii Saudyjskiej i Kataru jako alternatywa dla grup powiązanych z Al-Kaidą, przy czym określenia „umiarkowany” użyto wyłącznie dla porównania tej grupy z będącymi tu punktem odniesienia strukturami radykalnych dżihadystów. W praktyce miarą „umiarkowania” bojowników Frontu Islamskiego ma być więc na przykład to, że nie mordują oni od razu alawitów lub chrześcijan na zajmowanych przez siebie terenach, ale dają im czas do namysłu i wybór: albo nawracacie się na prawdziwy (sunnicki) islam, albo możecie uciekać, pozostawiając dorobek całego życia. W wypadku syryjskich chrześcijan, jest to jednak dorobek i spuścizna ponad dwóch tysięcy lat – chrześcijańskie gminy w dzisiejszej Syrii zakładał wszak jeszcze sam święty Paweł z Tarsu…

Po drugie, od dłuższego czasu narasta rywalizacja między skrajnymi islamskimi ekstremistami walczącymi w Syrii. Islamiści podzielili się na grupy mające pełne błogosławieństwo kierownictwa Al-Kaidy (Front al-Nusra) i takie, które działają w Syrii wbrew zaleceniom współczesnych „ojców dżihadu” (Islamskie Państwo Iraku i Lewantu) i dzisiaj częściej walczą między sobą niż z siłami prorządowymi. Zażarte walki między grupami islamistycznymi to obecnie w wielu regionach Syrii (głównie na wschodzie i północy) dominujący czynnik niestabilności i główna przyczyna ofiar wśród lokalnej ludności.

Po trzecie, wiele rejonów Syrii, zamieszkanych w większości przez poszczególne społeczności wyznaniowe, religijne lub etniczne (Kurdowie), zostało w minionym roku opanowanych przez lokalne milicje i skutecznie oczyszczonych z działających tam różnego rodzaju rebeliantów. Większość z tych paramilitarnych grup samoobrony od niedawna jest szczodrze wspierana bronią, sprzętem i amunicją przez reżim Al-Asada, który traktuje je jako element nowej strategii walki z sunnicką rebelią. Wyjątkiem są syryjscy Kurdowie, którzy nie chcą pomocy władz i konsekwentnie starają się zachować neutralność w toczącej się wojnie. Niestety, w ciągu całego 2013 roku skutecznie przeszkadzało im w tym Islamskie Państwo Iraku i Lewantu. Ci islamiści próbowali bowiem opanować kurdyjskie enklawy na północy kraju, przy granicy z Turcją. Kurdyjskie milicje nie tylko jednak skutecznie stawiły opór radykałom, ale nawet przeszły do ofensywy i wyparły islamistów znacznie dalej na południe, zdobywając kilka zajętych wcześniej przez nich miast. Co ciekawe, wszędzie tam arabscy sunnici witali Kurdów jak wyzwolicieli.

 

Zbrojne ramię

Aby w pełni zrozumieć znaczenie i kontekst aktualnych wydarzeń na frontach wojny syryjskiej oraz ich wpływ na przyszłość tego konfliktu, warto cofnąć się o dwa lata, do połowy 2012 roku. To właśnie wtedy reżim – już od roku zwalczający zbrojne powstanie sunnickiej większości społeczeństwa kraju – zorientował się, że jego władza zaczyna się chwiać w posadach. Strategia militarnego zdławienia społecznego buntu, stosowana intensywnie od maja 2011 roku, okazała się nieskuteczna. Działania sił rządowych, prowadzone w jej ramach, polegały głównie na brutalnym pacyfikowaniu kolejnych, ogarniętych niepokojami miast i miasteczek przy zastosowaniu klasycznych operacji przeciwpartyzanckich. Taka strategia władz doprowadziła jednak wyłącznie do zaognienia konfliktu i jego rozprzestrzenienia się na cały obszar kraju.

Główną przyczyną fiaska tych działań była szczupłość sił, którymi reżim mógł dysponować, bez obaw o ich rozpad wskutek dezercji i masowego procederu przechodzenia żołnierzy na stronę przeciwnika. Armia syryjska – choć generalnie utrzymywana z poboru, któremu podlegali głównie stanowiący większość w kraju sunnici – w całkiem sporej części składa się jednak z jednostek i formacji półzawodowych, tworzonych na zasadzie kastowej, według kryterium wyznaniowego i ściśle powiązanego z nim polityczno-ideologicznego.

Przez ostatnie cztery dekady faworyzowani pod tym względem byli przede wszystkim przedstawiciele rządzącej w Syrii społeczności alawitów – synkretycznego nurtu religijno-mistycznego funkcjonującego na pograniczu szyickiego islamu. Beneficjentami tego systemu byli także syryjscy szyici, chrześcijanie różnych obrządków oraz druzowie. Jednostki armii syryjskiej, w których szeregach większość stanowili reprezentanci tych mniejszości, należały do najpewniejszych i najwierniejszych z punktu widzenia reżimu.

Gdy na początku maja 2011 roku władze w Damaszku zdecydowały się podjąć próbę stłumienia sunnickich protestów w kraju przy użyciu wojska, miały świadomość, że operacja ta będzie skuteczna jedynie wtedy, gdy powierzy się jej wykonanie wybranym formacjom. Zwykłe jednostki armii, w których sunnici stanowią sporą część kadry oficerskiej oraz większość szeregowych żołnierzy, z oczywistych względów nie nadawały się do realizacji tego celu.

Do grona sił cieszących się szczególnym zaufaniem reżimu należało kilka doborowych jednostek wojsk lądowych, w tym formacji specjalnych. Baszar al-Asad może być przede wszystkim pewien wierności i lojalności swoich pretorianów, czyli Gwardii Republikańskiej. Formacja ta, będąca elitą elit w syryjskich siłach zbrojnych, składa się z jednej wzmocnionej dywizji pancernej (jej stan etatowy przed wybuchem wojny to około 25 tys. żołnierzy!) i jest rozlokowana wokół Damaszku oraz w bezpośrednim sąsiedztwie pałacu prezydenckiego.

Nie ma także wątpliwości co do lojalności wobec władz kilku dywizji armii regularnej, takich jak 1, 3 i 4 Dywizja Pancerna oraz 5 i 7 Dywizja Zmechanizowana. Szczególną pozycję pośród nich zajmuje elitarna, wydzielona 4 DPanc., najbardziej „alawicka” ze wszystkich regularnych jednostek syryjskich. Dowodzona przez gen. Mahera al-Asada (młodszego brata prezydenta Syrii), jest najlepiej wyposażoną, uzbrojoną i wyszkoloną jednostką regularnych sił lądowych armii syryjskiej. Pod tym względem może się równać jedynie z Gwardią Republikańską. 4 Dywizja Pancerna wielokrotnie zresztą dowiodła swej wierności wobec reżimu i skuteczności, a jej żołnierze okryli się ponurą sławą podczas pacyfikacji sunnickich miast i regionów Syrii. Jej zła sława jest tak wielka, że ponoć wystarczy obecność na froncie już nawet jednej (!) kompanii czołgów z jej składu, aby rebelianci ustępowali pola niemalże bez walki.

Całkowicie lojalne wobec reżimu są także oddziały sił specjalnych, podzielone na 12 regimentów (każdy liczący nominalnie przed wojną po około 1,5 tys. żołnierzy), stacjonujące wokół Damaszku oraz na zachodzie i południu kraju. Warto odnotować, że w syryjskich realiach formacje sił specjalnych mają niewiele wspólnego z tymi na Zachodzie. Są to raczej dobrze wyszkolone i wyposażone oddziały, będące odpowiednikami zachodnich lekkich i mobilnych formacji szybkiego reagowania. Co ważne, siły specjalne Syrii są także zdominowane przez przedstawicieli syryjskich mniejszości i ich wierność wobec reżimu jest uznawana za bezdyskusyjną.

Warto też pamiętać, że całkowitą lojalność wobec władz – od samego początku konfliktu – prezentowały również syryjskie siły powietrzne oraz marynarka wojenna. Szczególnie ważna jest tu rola i postawa syryjskich lotników wojskowych – to dzięki wsparciu lotnictwa siły prorządowe mogły w 2013 roku przeprowadzić wiele udanych działań ofensywnych na lądzie. Brak ogłoszonej przez ONZ i egzekwowanej przez NATO strefy zakazu lotów – takiej, jaka istniała w czasie rebelii w Libii w 2011 roku – skutecznie ułatwia Damaszkowi dławienie działań rebeliantów przy użyciu sił powietrznych.

 

Sojusznicze wsparcie

Wierne reżimowi siły – szacowane w latach 2011–2012 na 80–100 tys. ludzi, a więc 28–30% stanu sił zbrojnych Syrii sprzed konfliktu – okazały się jednak niewystarczające do skutecznego stłumienia buntów w całym kraju. W większości ciężkie (pancerne), szkolone do klasycznych działań wojennych – źle radziły sobie w warunkach wojny asymetrycznej, narzuconej przez powstańców i prowadzonej głównie w terenie zurbanizowanym. Nie były też w stanie zapewnić reżimowi kontroli nad najważniejszymi ośrodkami miejskimi oraz strategicznie ważnymi szlakami komunikacyjnymi. Żywiołowy rozwój powstania i wsparcie, jakie syryjska rebelia otrzymała z zagranicy, sprawiły, że władze znalazły się w defensywie i w szybkim tempie straciły kontrolę nad kolejnymi regionami kraju. Pod koniec 2012 roku wszystko zdawało się więc wskazywać, że dni rządów Al-Asada są już policzone.

W tej krytycznej dla Damaszku chwili z pomocą przyszli starzy, wypróbowani sojusznicy, zarówno z regionu, jak i spoza niego: Iran, libański szyicki Hezbollah (Partia Boga) oraz Rosja. Dołączył do nich także Irak, którego szyickie w większości władze nie mogły pozostać głuche na apele o pomoc dla Syrii, płynące z bratniego Teheranu. Dzisiaj, z perspektywy czasu, widać, jak bardzo to sojusznicze wsparcie okazało się dla syryjskiego dyktatora bezcenne. Irańscy instruktorzy i doradcy z osławionego Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej w krótkim czasie zreorganizowali pozostałości syryjskiej armii i nadali im kształt bardziej odpowiedni do charakteru konfliktu toczącego się w Syrii.

Setki z nich wzięły zresztą czynny, bezpośredni udział w walkach w okolicach Damaszku, zwłaszcza wokół świętego dla szyitów kompleksu świątynnego meczetu Sayyidah Zaynab, kryjącego doczesne szczątki córki Alego („założyciela” szyizmu), prawnuczki Mahometa. Teren tej świątyni w połowie 2013 roku stał się areną szczególnie zażartych walk między siłami prorządowymi a islamistami z Frontu al-Nusra i innych grup dżihadystycznych. Sanktuarium Sayyidah Zaynab samo w sobie nie ma żadnego znaczenia strategicznego, tak więc upór, z jakim sunniccy islamiści chcieli je zająć, miał ewidentnie pozamilitarne (mistyczno-religijne?) przyczyny.

Równie cenna dla reżimu w Damaszku okazała się pomoc libańskiej Partii Boga. Tysiące doświadczonych w walkach z Izraelczykami i doskonale wyszkolonych bojowników Hezbollahu, wraz z kolejnymi tysiącami ochotników szyickich z Iraku, Bahrajnu, Iranu, a nawet Pakistanu, zasiliło liniowe jednostki syryjskich sił rządowych, wnosząc do ich działań element religijnego, fanatycznego zapału i umiejętności walki w mieście. Umożliwiło to przekształcenie tych formacji w sprawne i efektywne jednostki szturmowe, doskonale radzące sobie w walkach w terenie zurbanizowanym. A gdy Damaszkowi zaczęło brakować wykwalifikowanej kadry i personelu militarnego, na przykład pilotów samolotów bojowych i śmigłowców uderzeniowych lub techników personelu lotniskowej obsługi naziemnej, Irańczycy zadbali o zorganizowanie i opłacenie najemników z Korei Północnej, Białorusi i Ukrainy.

Rosja z kolei zapewniła reżimowi Al-Asada zarówno osłonę dyplomatyczną na forum Rady Bezpieczeństwa ONZ – skutecznie torpedując wszelkie inicjatywy Zachodu wymierzone w Damaszek – jak też dostawy (w tanim kredycie z odroczoną spłatą) tysięcy ton broni, amunicji, zapasowych części do sprzętu wojskowego, a nawet paliwa lotniczego. Niepotwierdzone informacje mówią też o dziesiątkach rosyjskich specjalistów i doradców, którzy od niemal dwóch lat mają pomagać syryjskim władzom w zdławieniu powstania w kraju. Podobno nawet na pierwszej linii frontu. Jeśli to prawda, to kreowałoby to nieco surrealistyczną sytuację, gdy język rosyjski byłby słyszany po obu stronach syryjskiego frontu – i w szeregach sił rządowych, i wśród islamistów z rosyjskiego Kaukazu, licznie przybyłych do Syrii w celu prowadzenia tam dżihadu.

 

Nieodwracalne zmiany

Generalnie, dzięki wsparciu sojuszników i przyjaciół z zagranicy, reżim Baszara al-Asada dość szybko zaczął odzyskiwać siły i w ciągu 2013 roku tory wojny syryjskiej zmieniły swój bieg. Dzisiaj ponownie nikt już nie pyta, kiedy Al-Asad upadnie, lecz raczej czy w ogóle są na to jeszcze jakiekolwiek szanse. Trudno obecnie przewidzieć, jak się potoczą wydarzenia w Syrii w najbliższym czasie, tak jak nie można prognozować, czy i kiedy konflikt może się skończyć. Być może potrwa on jeszcze długo, biorąc pod uwagę jego silne uwikłanie w dynamikę rywalizacji geopolitycznej między głównymi regionalnymi graczami (Iranem i Arabią Saudyjską) oraz fakt, że przekształcił się już w wewnątrzmuzułmańską wojnę religijną (między szyitami a sunnitami). Wojna zdaje się jednak powoli zbliżać do momentu, który może oznaczać koniec dotychczasowej aktywnej fazy antyrządowej rebelii. Niekoniecznie musi być to jednak równoznaczne z zakończeniem samego konfliktu – raczej będzie oznaczać jego przejście w fazę przewlekłej wojny partyzanckiej i wzmożonej aktywności terrorystycznej.

Prezydent Baszar al-Asad ma coraz większe szanse na uniknięcie losu Muammara Kaddafiego czy choćby nawet Hosniego Mubaraka. Zapewne utrzyma się u władzy w Damaszku, choć równocześnie jest wątpliwe, aby rządził terytorium w takich samych granicach, co przed 2011 rokiem. W ciągu ponad trzech lat wojny Syria faktycznie rozpadła się bowiem na wiele regionów i enklaw, które powstały według kryteriów wyznaniowo-religijnych i etnicznych. Nad wieloma z nich reżim nie ma już kontroli, jak na przykład nad terenami kontrolowanymi przez syryjskich Kurdów na północy czy wschodnimi prowincjami przy granicy irackiej, opanowanymi przez islamistów z Islamskiego Państwa Iraku i Lewantu.

Wskutek stosowanych przez obie strony na masową skalę czystek i przesiedleń, do historii odeszła już także charakterystyczna dla przedwojennej Syrii mozaika wyznaniowa i etniczna społeczeństwa tego kraju. Wiele regionów, kiedyś zamieszkiwanych zgodnie przez różne społeczności, dzisiaj stało się już niemalże homogenicznymi etnicznie lub religijnie. Jakiejkolwiek przyszłej koegzystencji współistniejących niegdyś obok siebie grup wyznaniowych nie będzie też sprzyjać morze przelanej między nimi krwi oraz ogrom wzajemnej nienawiści, zrodzonej w trakcie bratobójczej wojny. Syria, jaką znaliśmy kiedyś, już więc raczej nie powróci.

Tomasz Otłowski

autor zdjęć: UN/David Manyua, Freedom House





Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO