CZEKAM NA ROLE DOWÓDCÓW

Z Erykiem Lubosem o filmach, problemach weteranów misji i stresie bojowym rozmawia Magdalena Kowalska-Sendek.

Niedawno na ekrany kin wszedł film Jana Jakuba Kolskiego „Zabić bobra”. Głównym bohaterem jest żołnierz jednostek specjalnych. Jakim człowiekiem jest filmowy Eryk?

Swego czasu Jan Jakub Kolski przygotowywał się do nakręcenia filmu o jednostce GROM. Obserwował żołnierzy, którzy należą do najlepszych na świecie, podczas szkolenia i przygotowań do udziału w misji. Gdy zbierał materiał do filmu, który na razie jeszcze nie powstał, zastanowiła go bardzo ciekawa kwestia. Zadał sobie mianowicie pytanie, co się dzieje z operatorami po wojnie. Wtedy właśnie zaczął kiełkować pomysł, by pokazać historię o tym, co się dzieje, kiedy opada kurz misji. Powstał w ten sposób profil Eryka – człowieka, który wraca do domu z wojny.

Z jakimi demonami musi się zmierzyć Eryk?

Na plakacie reklamującym film jest informacja, że to obraz o miłości i innych demonach. Dla mnie jednak jedynym demonem w tym filmie jest przeszłość. Jest ona tym straszniejsza, że przed bohaterami nie ma żadnej przyszłości, nie ma nadziei na nowe. Jest tylko to, co za nimi. Eryk to człowiek, który po powrocie z piekła próbuje na nowo odbudować swoje życie, a oparcia szuka w miłości. Niestety, ten budulec okazuje się nietrwały, przez co bohater traci grunt pod nogami.

W Polsce po raz pierwszy na dużym ekranie pojawia się temat stresu bojowego.

„Zabić bobra” dotyka zagadnienia syndromu postfrontowego. Żołnierze, podobnie jak bohater filmu, moim zdaniem nigdy całkowicie nie wracają z wojny. To kwestia ogromnego poziomu adrenaliny, której w normalnym życiu nie da się zastąpić. Nie twierdzę jednak, że wszyscy po misjach mają taki problem. Żołnierze przechodzą przecież testy sprawdzające ich zdolność do służby. Kolski w swoim filmie pokazuje brutalną prawdę o powracających, pozostawionych potem bez żadnego wsparcia. To też efekt naszych czasów. Żyjemy w przeświadczeniu, że złe rzeczy dzieją się daleko od nas. Sytuacja na Ukrainie pokazuje jednak, że wcale tak nie jest. Dziwi mnie, że nasze społeczeństwo tak mało wie o misji, którą mają do wykonania żołnierze, i tak mało ją rozumie.

Jest Pan militarystą?

Nie. Jestem starym punkiem. Wiem jednak, że poziom wiedzy na temat konfliktów i zagrożeń jest w narodzie bardzo niski. Wygodnie nam się żyje z poczuciem, że wojna nas nie dotyczy. Tymczasem ona jest za zakrętem, tuż za ścianą. Inna sprawa, że bycie patriotą to coś więcej niż wywieszanie 3 maja flagi i rozpalanie grilla na balkonie.

Film „Zabić bobra” trafił do kin w momencie, kiedy obserwowaliśmy tragiczne wydarzenia na Krymie. W tym roku polscy żołnierze kończą służbę w Afganistanie. W takim kontekście produkcja nabiera nowych znaczeń.

Powiem więcej. Jak kręciliśmy ten film, to w polskich górach odnaleziono Włodzimierza N., byłego żołnierza, który chorował na zespół stresu pourazowego, czyli PTSD. Już wtedy pomyślałem, że nasza praca nabiera wartości symbolicznych. Teraz, kiedy produkcja weszła do kin, rozgrywają się wypadki na Ukrainie. Dodatkowo kończy się nasza misja w Afganistanie. Powinniśmy pamiętać, że wracający do domu żołnierze to nasi chłopcy. Odróbmy tę lekcję. Witajmy ich z honorami!

To może być trudne zadanie. Nie wszyscy Polacy rozumieją potrzebę wysyłania żołnierzy na misje. Dowody można znaleźć chociażby na forach internetowych, gdzie wojskowi bardzo często są obrzucani obelgami.

Takie rzeczy robią zakompleksieni goście. Ludzie niepodpisujący się nazwiskiem nie mają hamulców, obrażają wszystkich, tak że często godzą w honor wszystkich żołnierzy, opluwają polski mundur. Czują się bezkarni, bo są anonimowi.

Wróćmy do PTSD. W jaki sposób przygotowywał się Pan do roli Eryka? Czy poznał Pan mundurowych, którzy cierpieli na tę chorobę?

To nie było proste zadanie. Tak naprawdę kondycja psychiczna żołnierzy po misjach jest tajemnicą. Tworząc postać, opierałem na rozmowach z osobami, które znają problem, choć bezpośrednio ich nie dotyczył, oraz na swoich wyobrażeniach o tym, co po wojnie może się dziać w głowie żołnierza. Wiedzy szukałem także w różnego rodzaju periodykach, wywiadach i internecie.

Czyli nie było jednego konkretnego człowieka, który byłby wzorem?

Nie spotkałem się z żadnym żołnierzem, który cierpi na PTSD, a którego mógłbym w jakiś sposób sportretować. To raczej taka układanka, gra wyobraźni. To także przypuszczenia Janka Kolskiego i kwestia mojej dziwnej osobowości.

Czy przeszedł Pan jakieś przeszkolenie wojskowe przed wejściem na plan?

Miałem okazję szkolić się pod okiem najlepszych. Mam do tego smykałkę. Lubię być pod butem, być dyscyplinowanym. Lubię się też buntować przeciwko zasadom, udowadniać, że coś potrafię. Jak mi każą podciągnąć się 50 razy na drążku, to ja zrobię dodatkowo 30 podciągnięć. A co! Pan Bóg dał mi koordynację ruchową, nie mam w sobie lęku, lubię adrenalinę. Więc jakoś to wychodzi.

Myślał Pan kiedyś o służbie w armii?

Czasami myślę, że minąłem się z powołaniem. Kto wie, może zamiast aktorem powinienem zostać żołnierzem. Gdyby teraz wybuchła wojna, od razu poszedłbym w kamasze. To przecież mój obowiązek.

Gdzie chciałby Pan służyć?

Oczywiście w GROM-ie 2305. Podoba mi się ta jednostka i ludzie, którzy w niej służą. Z chęcią dołączyłbym do najlepszych.

Mundur Panu pasuje…

Bo ja czuję się w nim fantastycznie. To moje drugie ja. Mundur jest bardzo męski i daleki od stylu dzisiejszych modnych facetów, noszących rogowe okulary i dziwne grzywki. No i żołnierze nie są tacy słodcy i mili. Są po prostu twardzi.

Film „Zabić bobra” powstał wcześniej niż serial „Misja Afganistan”. Wygląda więc na to, że najpierw nabawił się Pan PTSD, a później wyjechał na wojnę. Czy możemy porównywać bohaterów – żołnierzy, których Pan zagrał?

Najpierw byłem najemnikiem w „Oficerze”, później miałem PTSD, a dopiero potem pojechałem na wojnę. Wszystko na odwrót… Zbója z „Misji Afganistan” nie możemy porównać z Erykiem. Te dwa filmy to zupełnie inny rodzaj kina. Produkcja stacji Canal+ była przeznaczona dla innego widza. Zupełnie odmiennego odbiorcę ma „Zabić bobra”. Z jednej strony mamy dobre kino komercyjne, z drugiej – ambitne, niszowe.

Kiedyś w jednym z wywiadów powiedział Pan, że uwielbia grać ciężkie stany psychopatyczne. Czy tak jest też w wypadku filmu Jana Jakuba Kolskiego?

Rzeczywiście, coś w tym jest. Lubię te dziwne, ciężkie stany. Potrafię się w nich odnaleźć. Daję z siebie wszystko, bo lubię oswajać takie uczucia, pokazywać je widzom. Na amanta się nie nadaję, śpiewać nie umiem, więc w wodewilach nie wystąpię. Autobiografii nie piszę, obrazów nie maluję, nie jestem restauratorem ani biznesmenem. Umiem i lubię grać ekstremalne role. I niech tak zostanie.

Widzieliśmy Pana już w roli najemnika, policjanta i żołnierza. Czy jest szansa, że ponownie włoży Pan mundur na scenie?

Teraz to już chyba muszę czekać na role dowódców.

Magdalena Kowalska-Sendek

autor zdjęć: Michał Szlaga





Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO