WOJOWNICY POZA CZASEM

Z dwoma żołnierzami z tej samej kompanii wojsk lądowych, starszymi szeregowymi Mateuszem Szczepanikiem i Błażejem Borkiem, którzy są również zawodnikami Polskiej Ligi Walk Rycerskich i walczą z rycerzami z całego świata, rozmawia Przemysław Górniak.

Jak się zaczęła Wasza przygoda z rycerstwem?

Mateusz Szczepanik: Zimą 2003 roku obejrzałem w telewizji reportaż z turnieju i zapragnąłem wziąć udział w takim wydarzeniu. Zrządzeniem losu dowiedziałem się, że w Grójcu działa bractwo rycerskie, którego członków znał jeden z moich kolegów. Pojechałem do nich na spotkanie. Kiedy powiedziałem, że chcę wstąpić do bractwa, na początek kazali mi zrobić sobie kolczugę. Zajęło mi to dwa lub trzy miesiące. I tak się zaczęło. Moim pierwszym turniejem był „Grunwald 2004”. Od tamtej pory nie opuściłem żadnego.

Błażej Bork: Mnie wciągnął Mateusz. Od jakiegoś czasu opowiadał w pracy o tym, czym się zajmuje. Minął jednak rok, zanim zdecydowałem się przyjść na pierwszy trening.

Mateusz Szczepanik: Gdy zaczynałem w 2004 roku, ruch rycerski był nastawiony na rekonstrukcję i bardziej teatralne bitwy, ale od tego czasu walki rycerskie ewoluowały i coraz bardziej przypominają sportową rywalizację. Moje początki to czas, gdy rycerstwo było hobby, oderwaniem od rzeczywistości. Błażej przyłączył się do ruchu, bo potraktował go jak dyscyplinę sportu. Można powiedzieć, że ja jestem rekonstruktorem, który staje się sportowcem, a Błażej odwrotnie. Sądzę, że to znak czasów.

Co się zatem zmieniło przez te dziesięć lat?

Mateusz Szczepanik: Moim zdaniem wszystko zmienia się na lepsze. Gdy ja zaczynałem, mieliśmy uzbrojenie kiepskiej jakości. Dopiero cztery, pięć lat temu zaczęły się pojawiać hartowane jego elementy. Pozwoliło to na zmniejszenie grubości blachy, a zatem ciężaru całości, bez utraty wartości ochronnej. Takie uzbrojenie jest zresztą zgodne z historią. Powstało też sporo podziałów wewnątrz ruchu. Niektórzy mówią, że to co robimy, nie jest rekonstrukcją. Jedni nazywają turnieje bojowe „ustawkami”, inni zarzucają, że nie odtwarzamy realiów pola walki. Trudno jednak oczekiwać byśmy wiernie rekonstruowali bitwy. W nich chodziło o zabijanie. My zajmujemy się turniejami rycerskimi, które były nastawione na sportową rywalizację. Kilka lat temu na pole wychodzili tak zwani niedzielni rycerze, jeżdżący na turnieje rekreacyjnie, raz na jakiś czas. Teraz ludzie, z którymi walczymy, to sportowcy, dbający o swoją kondycję.

To kwestia podejścia do rekonstrukcji samych zawodników, czy przez ostatnie lata zmieniła się też formuła walk rycerskich?

Mateusz Szczepanik: Na początku były tylko walki grupowe, takie jak rekonstrukcja bitwy grunwaldzkiej, w której na pole wychodzą dwie grupy, znające swoje role i dokładny przebieg starcia. To teatr, a nie prawdziwe zmagania. Walki sportowe są nieprzewidywalne, bo zamiast scenariusza walczącymi kieruje wola zwycięstwa. Oczywiście wprowadzono też zasady określające limity wagowe broni. Kiedyś pojedynek wygrywał ten, kto miał lżejszy miecz, a więc szybciej zadawał ciosy i zdobywał więcej trafień. Dzięki tym zasadom rezultat walki zależy teraz od umiejętności, a nie od wyposażenia.

Błażej Bork: Przyznam, że przed wstąpieniem do ruchu rycerskiego widziałem tylko filmy z zawodów. Gdy w listopadzie 2013 roku przyszedłem na pierwszy trening, zostałem ubrany w zbroję treningową i nie wiedziałem, jak się mam w niej poruszać. Niczego nie widziałem przez hełm i ciężko mi się oddychało. Z czasem jednak było coraz lepiej.

Mateusz Szczepanik: W sezonie turniejowym oprócz umiejętności bojowych ważny jest też wymóg poprawności historycznej. W rozgrywkach Polskiej Ligi Walk Rycerskich czołowe drużyny walczą o tytuł ligowego mistrza Polski w Sportowych Walkach Rycerskich. Te zawody są organizowane w halach sportowych i rządzą się własnymi zasadami. Na turniejach rycerskich, odbywających się zwykle w pobliżu zamków, jesteśmy nie tylko zawodnikami – przede wszystkim rycerzami. Ubiorem i oporządzeniem obozu musimy dopasować się do realiów określonego okresu historycznego. Skompletowanie odpowiednich ubrań czy utensyliów wymaga czasu.

Dlaczego wybraliście rycerstwo? Mogliście przecież wcielić się w legionistę, wikinga czy współczesnego żołnierza. A jeśli chodzi o sport, to jest wiele dyscyplin opartych na bezpośredniej walce.

Mateusz Szczepanik: Średniowiecze ma w sobie magię. Dla mnie ma najwięcej uroku ze wszystkich epok historycznych.

Błażej Bork: U mnie to była głównie ciekawość. Dobrze jest móc spotkać się na wspólnym treningu, odprężyć w gronie kolegów, z którymi można w jednej chwili ostro walczyć, by za chwilę usiąść przy jednym stole i omówić każdy cios. Poza tym można się przy tym znacznie wzmocnić fizycznie. Treningu bojowego z obciążeniem, jakim jest zbroja, nie da się porównać z niczym innym.

Zatem równie dobrze mógłbyś zostać gladiatorem…

Błażej Bork: Dla mnie ważne jest to, że jestem rycerzem. Jako dorosły mężczyzna mogę brać udział w tym, o czym mogłem tylko marzyć jako dziecko. To coś zupełnie innego niż sporty walki, których próbowałem do tej pory.

Mateusz Szczepanik: Ważna jest też rycerska sława. W pracy jestem starszym szeregowym, jednym z tysięcy. Gdy jednak wchodzimy w kręgi odtwórstwa, to wszyscy nas znają. W pewnym sensie turnieje przysparzają nam również sławy wśród znajomych i w pracy. Czasem słyszę, jak ktoś mówi: „Patrz, to ci rycerze!”.

Obaj jesteście starszymi szeregowymi, ale Mateusz pełni w drużynie funkcję dowódcy. Czy doświadczenia wyniesione ze służby wojskowej pomagają w wypełnianiu obowiązków kapitana drużyny rycerskiej?

Mateusz Szczepanik: Obserwując moich dowódców, nauczyłem się wielu rzeczy pomocnych w prowadzeniu drużyny. Tak jak w kompanii kieruje się nami tak, byśmy jak najlepiej wywiązywali się z naszych obowiązków, tak i ja muszę wybierać walczących, aby jak najlepiej wykorzystać ich umiejętności.

Błażej Bork: Wyszkolenie wojskowe pomaga też w samej walce. Ze względu na charakter pracy musimy dbać o kondycję. Takie przygotowanie daje nam lepszy start w szrankach. Liczy się też odporność psychiczna. Jako żołnierz nie boję się stanąć do walki. Poza tym jako wojskowy muszę sobą coś reprezentować. Chcę pokazać kolegom, że jestem wytrzymały i poradzę sobie ze wszystkim. Jestem żołnierzem, jestem twardy i się nie poddaję.

Dobrze, że wspomniałeś o kolegach, bo przecież walki rycerskie to sport zespołowy. Dla zawodników z przeszkoleniem wojskowym takie działanie w grupie to nic nowego. Czy pomaga wam doświadczenie ze służby?

Błażej Bork: Zarówno w wojsku, jak i rycerstwie trzeba pamiętać, że samemu nic się nie zdziała. W kompanii, batalionie czy w drużynie musimy ze sobą współpracować i na sobie polegać.

Mateusz Szczepanik: Przypomina mi to pewne zdanie, którą usłyszałem na szkoleniu: „Bohater ginie pierwszy”. W walce chodzi o drużynę, a nie tylko o ciebie. Nie możesz zgrywać bohatera, lecz musisz zrobić coś, co pomoże grupie. Ważne jest to, byś w walce mógł polegać na innych i by oni wiedzieli, że mogą polegać na tobie.

Błażej Bork: Na pierwszym turnieju zwróciło moją uwagę to, że Mateusz nigdy nie mówi „naprzód”, zawsze mówi „za mną” i do walki idziemy razem. Ważne jest to, że zanim zaczął wydawać rozkazy, był jednym z tych, którzy je przyjmowali. To pomaga mu postawić się na miejscu młodych zawodników, takich jak ja. Gdy przed walką mówi mi, bym skupił się na danym zadaniu, to wiem, że jest świadom, czego ode mnie wymaga. Ponadto w czasie walki chroni mnie, pozwalając na skupienie się na wyznaczonym celu.

Mateuszu, również w inny sposób dbasz o bezpieczeństwo członków swojej drużyny – własnoręcznie kujesz dla nich elementy uzbrojenia. Co skłoniło cię do zajęcia się płatnerstwem?

Mateusz Szczepanik: Na początku był to głównie czynnik ekonomiczny. Zbroje nigdy nie były tanie, a kiedy na rynek weszły hartowane, stały się nagle nawet trzy razy droższe. Gdy już zacząłem wykonywać elementy uzbrojenia, spodobało mi się, iż w moich rękach kształtuje się stal, którą przemieniam w coś, co później mnie chroni w czasie walki. I tak moje hobby rozszerzyło się o płatnerstwo. Zbroja, w której teraz walczę, to czwarty komplet, który zrobiłem. Każdy kolejny jest doskonalszy i coraz bardziej przypomina autentyczne egzemplarze średniowieczne, zarówno jeśli chodzi o technikę wykonania, jak i ostateczny efekt wizualny.

Przemysław Górniak

autor zdjęć: arch. M. Szczepanika





Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO