SPECJALIŚCI OD SPRAW TRUDNYCH

Na wojnie niebo zbliża się do ziemi, a zagrożenie życia rodzi pytania o jego sens.

Mimo że od 1991 roku w zagranicznych misjach wojskowych wzięło udział ponad 80 kapelanów, nadal pada pytanie o ich rolę w wojsku. „Czemu nikt nie pyta, dlaczego żołnierzom na misjach towarzyszą lekarze czy psychologowie?”, zastanawiają się księża. Lekarz zajmuje się ciałem, kapłan ma natomiast ratować ludzką duszę.

 

Blisko żołnierzy

Żołnierze nazywają ich specjalistami od spraw trudnych. „Człowiek w niebezpiecznej sytuacji dotyka granicy życia i śmierci”, mówi ojciec profesor Józef Augustyn, redaktor naczelny kwartalnika „Życie Duchowe”. „Kapelan na misji daje wierzącym wsparcie duchowe”.

Podczas misji zdarzają się sytuacje, gdy kapelan jest szczególnie potrzebny żołnierzom. We Wszystkich Świętych, gdy zbierają się przy tablicy z nazwiskami poległych. Po mszy, gdy modlą się przy symbolicznym grobie zrobionym z worków z piaskiem, a nad bazą widać łunę ze zniczy. W Wigilię, gdy łamią się opłatkiem, czy podczas Wielkanocy, gdy dzielą się jajkiem. Najgorzej jest jednak wtedy, gdy zginie kolega. Taka śmierć przytłacza. To chwila, kiedy w bazie nastaje wielka cisza. „Ta cisza mówi, bo nie ma odpowiednich słów na taką okoliczność”, przyznają kapelani. Temu, który odszedł na wieczną wartę, pozostali oddają honor, a ksiądz odprawia mszę w jego intencji. Wtedy kapelan po prostu jest z żołnierzami, a jego obecność wpływa na nich kojąco.

Śmierć kolegi na misji to dla żołnierzy nowe doświadczenie. Pierwszą reakcją jest wściekłość z powodu ludzkiej bezradności, że nic już nie można zrobić. Nagle widzą, jak kruche jest życie.

W takich sytuacjach wzrasta zapotrzebowanie na księdza. Gdy kapelan razem z żołnierzami dźwiga ten krzyż, staje się on o połowę lżejszy. Początkowo w ludziach rodzi się gniew. Ważne jest, by nie przerodził się on w nienawiść do tych stojących po drugiej stronie. Zadaniem kapelana jest, aby do tego nie dopuścić.

Na co dzień wojskowi rzadko go odwiedzają. Ci bardziej religijni przychodzą do spowiedzi, proszą o odprawienie mszy w intencji dziecka, które właśnie się urodziło w kraju, albo po prostu pogadać. Rozmawiają o życiu i polityce, o trudnościach, rozterkach, nie tylko o tym, co ich boli, lecz także o małych radościach. Poza tragediami spowodowanymi atakiem wroga lub nieszczęśliwym wypadkiem, najczęstsze problemy, o których słyszy kapelan na misji, to stres i trudności w relacjach międzyludzkich. Rozmawiają niekoniecznie w kaplicy, czasami przy kawie lub na spacerze. A dobry kapelan, tak jak dobry dowódca, zawsze jest z żołnierzami i gdy trzeba – ich wysłucha. Co najważniejsze, jest jednym z nich. Nosi mundur tak jak oni, je w tej samej stołówce, a podczas alarmu wkłada kamizelkę kuloodporną i biegnie do schronu.

 

Spowiedź pod ostrzałem

Najpierw rzuca się w oczy mundur gromowca. Dopiero potem dostrzega się koloratkę. Na I zmianie Polskiego Kontyngentu Wojskowego w Iraku (najpierw w bazie Babilon, potem w Al-Kut) ksiądz podpułkownik Wiesław Okoń nie nosił koloratki. Od innych żołnierzy odróżniał go emblemat Ordynariatu Polowego Wojska Polskiego wpięty w klapę munduru albo biała stuła narzucona na ramiona.

Oglądamy zdjęcia z Iraku. Oczy księdza uśmiechają się do wspomnień. Do Wigilii w 2003 roku, gdy jeździł od posterunku do posterunku, aby podzielić się z żołnierzami opłatkiem. Do mszy odprawianej w kaplicy. Do dwóch przygarniętych szczeniaków, Saddama i Harrisa, które rozpoznawały polski mundur, a na Irakijczyków szczekały (podczas akcji odstrzeliwania dzikich psów wokół bazy żołnierze zabili ich matkę). Do współtowarzyszy misji. „Ten żołnierz”, ksiądz wskazuje postać na fotografii, „został potem ranny w Afganistanie. Ten kolega zginął w Iraku”.

Zadaniem żołnierzy na I zmianie PKW było urządzenie bazy, a kapelana – zorganizowane kaplicy, która z czasem stanie się także miejscem spotkań. Nad ołtarzem z paździerzowej płyty zawisła czasza spadochronu. Na kawałkach drewna dwóch żołnierzy – plastyków namalowało stacje drogi krzyżowej. Zanim na pierwszą zmianę irackiej misji dojechali dwaj pozostali kapelani, ksiądz Okoń był jedynym polskim duchownym w Iraku. Oprócz głównej bazy w Babilonie, powstawały wtedy sąsiednie, w Al-Hilli, Karbali i Al-Kut. Do każdej starał się dotrzeć chociaż raz w tygodniu, w konwoju albo śmigłowcem. Zasada, którą przyjął na misji, była prosta: być z żołnierzami w konwoju, na warcie, w stołówce, na boisku do gry w siatkówkę. Nie narzucać się, być zawsze w pobliżu. Taka obecność wzbudzała zaufanie i tworzyła poczucie bliskości. Dlatego wówczas zawiązywały się przyjaźnie, z których wiele przetrwało do dziś.

„Zawsze powtarzam moim wikariuszom, że kapelan ma być przede wszystkim księdzem, przyjacielem, a dopiero potem oficerem. Żołnierz szuka powiernika. W warunkach zagrożenia człowiek przewartościowuje swoje życie i wtedy jest mu bliżej do Boga”, mówi ksiądz Okoń. Wspomina, że na misji w Iraku żołnierze nie wstydzili się wiary: „Wielu nosiło różaniec. Niemal wszyscy uczestniczyli w mszach. Na wojnie łatwiej jest tym, którzy wierzą, bo mają oparcie w modlitwie, czerpią z niej siłę. Niekiedy ci, którzy w Polsce mijali się z Panem Bogiem, na nowo odnaleźli go w piaskach pustyni, prosili o chrzest czy brali ślub kościelny po powrocie do kraju”.

Czasem spowiedź odbywała się w niecodziennych warunkach. Jak wtedy, gdy alarm wywołany nocnym ostrzałem moździerzowym w Karbali poderwał także żołnierzy w sąsiednich bazach. W biegu odbierali od dowódcy rozkazy. Ksiądz Okoń czekał na nich na lądowisku dla helikopterów w Babilonie. To była krótka chwila: kilkudziesięciu żołnierzy zatrzymało się na moment – nakreślony w powietrzu znak krzyża i wypowiedziane głośno słowa rozgrzeszenia.

Kapelan udzielił zbiorowego rozgrzeszania, bo w warunkach zagrożenia życia nie ma czasu na indywidualną spowiedź, wystarczy wewnętrzny akt żalu.

 

Wojsko broni życia

„Lecieliśmy w niewiadomą”, wspomina ksiądz podpułkownik Piotr Majka, który w sierpniu 2003 roku dotarł do Babilonu. To była I zmiana i pierwsze duże wyzwanie dla wojska. Żołnierz zabiera ze sobą na misję kamizelkę i broń, kapelan – walizkę z przyborami liturgicznymi i różaniec. Oprócz miejsca do modlitwy potrzebne są mszał, kielich, hostie, kropidło, świece, olej. Nie było łatwo. Tym większa była radość, gdy z kawałków otrzymanej od Amerykanów sklejki udało się zbić ołtarz polowy. Stanął w kaplicy, która mieściła się w namiocie.

Na pytanie o rolę kapelana na misji ksiądz Majka odpowiada, że powinien on być z żołnierzami oraz sprawować sakramenty. „Ksiądz towarzyszy żołnierzowi, wysłucha go, pomoże spojrzeć na problem od strony wiary”, mówi ksiądz Majka. On sam w Babilonie odprawiał mszę codziennie, a do innych baz dojeżdżał w niedzielę i w święta – w konwoju lub zabierał go przejeżdżający patrol. Dużo rozmawiał z żołnierzami. Najczęściej opowiadali o rodzinie, bo to ona – jak mówili – nadaje życiu sens. Niekiedy mieli dylematy związane z pozbawieniem kogoś życia. „Wojsko broni życia, choć czasem trzeba użyć siły”, tłumaczył ksiądz kapelan.

Ksiądz Majka uważa, że kapelan na misji niesie inną pomoc niż psycholog. Czym innym bowiem są sprawy ducha i duszy, a czym innym jest psychika człowieka. Bywało, że ksiądz odsyłał żołnierza do psychologa, gdy było potrzebne wsparcie specjalistyczne; albo odwrotnie, gdy żołnierza trapiły jakieś dylematy moralne, psycholog radził mu spotkanie z kapelanem.

Jesienią 2013 roku Caritas Ordynariatu Polowego Wojska Polskiego razem z Departamentem Wychowania i Promocji Obronności MON zorganizowali sesję egzystencjalno-duchową „Człowiek i wojna”. Wzięli w niej udział księża kapelani Wojska Polskiego i psychologowie mający doświadczenia z misji bojowych oraz żołnierze. Rozmawiali o wojnie, lęku i poczuciu winy w obliczu śmierci, o tym jak przekraczać ludzką słabość, o celu i sensie ludzkiego życia.

Starszy szeregowy Janusz (III i IX zmiana w Iraku) i jego kolega, starszy szeregowy Radosław (VII zmiana w Afganistanie) z 25 Brygady Kawalerii Powietrznej w Tomaszowie Mazowieckim, podobnie jak inni żołnierze, dzielili się podczas sesji własnymi doświadczeniami z czasu spędzonego na misji. Obaj uważają, że kapelan jest tam potrzebny, a dzięki modlitwie w kaplicy nabierali sił, energii. Janusz uczestniczył w mszach, bo czuł taką potrzebę. Odbył w Afganistanie także kurs przedmałżeński. Radosław opowiadał kapelanowi o problemach z 12-letnim synem, radził się, jak rozmawiać ze zbuntowanym nastolatkiem, bo żona sama nie dawała sobie z nim rady.

W nauce Kościoła istnieje takie pojęcie jak „wojna sprawiedliwa” – żołnierz ma prawo stawać w obronie zagrożonych wartości, również z użyciem siły.

Według nauki Kościoła katolickiego, „uprawniona obrona może być nie tylko prawem, lecz także poważnym obowiązkiem tego, kto jest odpowiedzialny za życie drugiej osoby. Obrona dobra wspólnego wymaga, aby niesprawiedliwy napastnik został pozbawiony możliwości wyrządzania szkody. Z tej racji prawowita władza ma obowiązek uciec się nawet do broni, aby odeprzeć napadających na wspólnotę cywilną powierzoną jej odpowiedzialności”. Podjęcie działań zbrojnych jest usprawiedliwione pod czterema warunkami. Po pierwsze, „szkoda wyrządzana przez napastnika narodowi lub wspólnocie narodów musi być długotrwała, poważna i niezaprzeczalna”. Po drugie, użycie siły w obronie jest uprawnione „gdy wszystkie pozostałe środki okazały się nierealne lub nieskuteczne”. Po trzecie, muszą istnieć „uzasadnione warunki powodzenia”. I po czwarte, użycie broni „nie może za sobą pociągnąć jeszcze poważniejszego zła i zamętu, niż zło, które należy usunąć”.

 

Małgorzata Schwarzgruber

autor zdjęć: Arch. Wiesława Okonia





Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO