MORSCY SAPERZY

Jednostki przeciwminowe są potrzebne zarówno w czasie wojny, jak i pokoju, ponieważ Bałtyk jest jednym z akwenów, na których kiedyś masowo stawiano pola minowe.

 

Polska Marynarka Wojenna ma po jednym dywizjonie trałowców w każdej ze swych flotylli. Razem jest to 17 trałowców – kilka odmian projektu 207, tak zwane plastyki, oraz trzy niszczyciele min projektu 206FM typu Flaming. Dwadzieścia jednostek przeciwminowych stanowi połowę uderzeniowych okrętów naszej floty wojennej.

 

Stałe zagrożenie

Na morzach Bałtyckim i Północnym oraz łączących je Cieśninach Duńskich w czasie dwóch światowych konfliktów postawiono prawie milion min morskich, z których około 600 tysięcy nadal pozostaje w głębinach. Poza nimi w morzu znajdują się bomby lotnicze i głębinowe oraz torpedy. Najdokładniej oczyszczony został rejon cieśnin, ale w innych miejscach ciągle są znajdowane pozostałości po wojnach.

Pomimo upływu dziesiątek lat broń ta jest nadal niebezpieczna dla żeglugi i rybołówstwa na tych akwenach. Potwierdził to incydent z 6 kwietnia 2005 roku, kiedy wydobyta z morza bomba lotnicza eksplodowała na pokładzie holenderskiego kutra rybackiego OD-1. Zginęło wówczas trzech członków załogi. We wrześniu 2013 roku na polskich wodach znaleziono zaś kilka torped (w większości ćwiczebnych) pochodzących z czasów II wojny światowej. W Bałtyku jest ich dużo, ponieważ trenowały tu załogi niemieckich U-bootów przed wyruszeniem na Atlantyk. Ukryte pod wodą zagrożenie powoduje, że zarówno dwa stałe zespoły okrętów przeciwminowych NATO, jak i siły narodowe będą miały zajęcie przez wiele lat. Nie tylko z powodu gigantycznej liczby min, torped i bomb. Również dlatego, że proces oczyszczania akwenu z takich pozostałości jest skomplikowany.

Jedną z jednostek zajmujących się oczyszczaniem morza z min jest 13 Dywizjon Trałowców z 3 Flotylli Okrętów w Gdyni. W jego składzie są wszystkie niszczyciele min projektu 206FM. OORP „Flaming”, „Mewa” i „Czajka” powstały w połowie lat sześćdziesiątych XX wieku jako trałowce. W latach 1999–2002 zostały przebudowane na niszczyciele min, ale zachowały zdolność do trałowania.

„Jest ona bardzo przydatna, co zauważyli organizatorzy wielu międzynarodowych ćwiczeń”, twierdzi komandor porucznik Krzysztof Rybak, dowódca 13 Dywizjonu Trałowców. „Od pewnego czasu marynarki wojenne skupiły się na niszczycielach, a tymczasem do wykrycia prostych min morskich nie potrzeba pojazdów podwodnych, wystarczy tylko trał”. Dlatego następcy Flamingów również mają mieć zdolność użycia trałów.

W gdyńskim dywizjonie znajdują się też cztery najnowsze trałowce bazowe typu Mamry (projektu 207M). Na okrętach OORP „Mamry”, „Wigry”, „Śniardwy” i „Wdzydze” podniesiono banderę w latach 1992–1994. Gdyńska jednostka ma również najstarszy trałowiec projektu 207, ORP „Gopło”, na którym banderę podniesiono w marcu 1982 roku.

Jednostki przeciwminowe Marynarki Wojennej obecnie nie są zbyt duże. Niszczyciel min typu Flaming ma 58,2 metra długości i 7,7 metra szerokości (zanurzenie 2,14 metra, wyporność 500 ton). Okręt wyposażony jest w pojazd podwodny „Ukwiał” oraz trały kontaktowe i niekontaktowe. Jego uzbrojenie defensywne składa się z zestawu artyleryjsko-rakietowego ZU-23-2MR i dwóch wyrzutni rakiet przeciwlotniczych Strzała S-2M. Dwa silniki dieslowskie Cegielski-Sulzer 6ATL25R o mocy 1500 koni mechanicznych pozwalają niszczycielowi rozwinąć prędkość 16 węzłów. Załoga liczy 51 osób.

Trałowiec bazowy jest znacznie mniejszy. Jednostka typu Mamry ma 38,6 metra długości, 7,2 metra szerokości (zanurzenie 1,7 metra, wyporność 216 ton). W wypadku trałowca „Gopło” zanurzenie jest większe o 0,2 metra i jednostka ta ma 225 ton wyporności. Nie ma zaś różnic w wyposażeniu. Gdyńskie „plastyki” obu typów mają trały kontaktowe i niekontaktowe. Na ich pokładzie rufowym znajdują się tory minowe. Przed nadbudówką umieszczono zestaw rakietowo-artyleryjski ZU-23-2MR. Dwa silniki wysokoprężne M401A1 o mocy 1000 koni mechanicznych każdy zapewniają im prędkość 14 węzłów. Trałowiec bazowy może zabrać na pokład 27-osobową załogę. Rozmiar jednostek ma wpływ na ich dzielność morską i autonomiczność pływania. Dlatego „plastyki” mogą w zasadzie operować tylko na Bałtyku. Na bardziej odległe akweny, morza Północne czy Śródziemne, wysyłamy niszczyciele min, a od niedawna również przekształconego w okręt dowodzenia logistyka ORP „Kontradmirał Xawery Czernicki”. „Dotychczasowe doświadczenia z udziału w sojuszniczych zespołach wskazują, że nasze nowe okręty powinny być przygotowane do działania w różnych warunkach klimatycznych”, uważa dowódca 13 Dywizjonu. W wypadku trałowców, których kadłub został wykonany z tworzywa sztucznego, znacznym ograniczeniem jest lód, ponieważ materiał ten po uszkodzeniu przez krę rozwarstwia się i chłonie wodę. Tym samym dochodzi do rozszczelnienia struktury wewnętrznej kadłuba jednostki. Z tego powodu dwieście siódemki rzadko wychodzą z portu między grudniem a marcem i tylko w ciągu dnia. Poza tym kadłuby z tworzyw są bardzo podatne na uszkodzenia. Nie wiadomo również, jak zachowałyby się one w wypadku poderwania na minie.

 

Szacowanie potrzeb

Marynarze podkreślają, że trałowca czy niszczyciela min nie da się niczym zastąpić. Minę morską może odnaleźć i unieszkodliwić okręt, który wyjdzie w morze. Przy czym wcale nie musi być ona pamiątką z przeszłości, ponieważ używają ich również terroryści.

„Mina morska prostego typu kosztuje trzy tysiące euro, a może spowodować straty gospodarcze liczone w dziesiątkach milionów”, zwraca uwagę komandor Rybak. Informacja, że terroryści wrzucili coś do wody na odcinku podejścia do jakiegoś portu, sparaliżowałaby jego funkcjonowanie. Jednocześnie trzeba by zweryfikować prawdziwość owej pogróżki i to byłoby zadanie okrętów przeciwminowych. Ich brak wiązałby się z koniecznością zwrócenia się o pomoc do innych państw, co wydłużałoby czas reakcji. Spowodowałoby to spadek wiarygodności państwa, na którego terytorium doszło do sytuacji kryzysowej. Wielu armatorów zaczęłoby wówczas omijać jego porty.

Co więcej, powstają coraz bardziej zaawansowane technicznie odmiany min. Opracowano na przykład takie, które potrafią same zagrzebać się w dnie i w ukryciu czekać, aż zbliży się do nich konkretna wroga jednostka – każdy typ okrętu ma odmienną sygnaturę, swoisty podpis, który nie jest jawny. Jego odkrycie to jedno z zadań morskiego rozpoznania. Zaprogramowana na podstawie takiej informacji inteligentna mina może przepuścić wiele przepływających w jej pobliżu jednostek, żeby zniszczyć lub uszkodzić tę właściwą. Jednocześnie ciągle produkowane są też proste miny morskie kotwiczne, pływające i zagrodowe. „Ich rodzaj i sposób postawienia zależą od celu, jaki chcemy osiągnąć. Istnieją zaczepne i obronne zagrody minowe. Pierwszą możemy na przykład zablokować wrogi port, a drugą utrudnić desant przeciwnika na swym wybrzeżu. Głębokość stawiania min zależy natomiast od jednostek, w które mają być wymierzone”, wyjaśnia komandor Rybak.

Według planów podporządkowanie 13 Dywizjonu Trałowców się zmieni. Przejdzie on z 3 Flotylli Okrętów do 8 Flotylli Obrony Wybrzeża, ale nadal pozostanie w Gdyni. Służący w nim marynarze liczą, że to do nich trafią następcy Flamingów. Program modernizacji Marynarki Wojennej przewiduje, że do 2022 roku zostaną zbudowane trzy niszczyciele min. Kadłuby tych okrętów mają być ze stali amagnetycznej, która jest odporna na uszkodzenia i korozję, a jednocześnie wyklucza aktywację zapalników min magnetycznych. „To dobre rozwiązanie, choć nie tanie. Dzięki stalowemu kadłubowi okręty te będą mogły operować na Bałtyku zimą”, stwierdza komandor Rybak. Marynarze zwracają też uwagę, że łatwiej naprawiać kadłub stalowy niż wykonany z tworzyw, a gdy jednostka zakończy służbę, prostsza będzie jej utylizacja.

Nie przewiduje się natomiast unowocześnienia trałowców. Pierwszych pięć „plastyków” zostanie wycofanych ze służby do 2022 roku, pozostały tuzin do 2026 roku, w ostatniej kolejności jednostki typu Mamry. Za to będą mogły zwalczać miny trzy patrolowce zbudowane w ramach programu „Czapla”. Mają zabierać moduł misyjny (część powstającego obecnie systemu „Kijanka” bazującego na sterowanych pojazdach podwodnych).

„Polsce są potrzebne siły przeciwminowe, aby zapewnić bezpieczną komunikację morską wzdłuż naszego wybrzeża morskiego oraz na torach wodnych do portów wojennych i handlowych”, mówi dowódca 13 Dywizjonu Trałowców. „Z przeprowadzonych przez nas analiz wynika, że do wykonania zadań o charakterze narodowym i wypełnienia zobowiązań sojuszniczych potrzebnych będzie w przyszłości sześć niszczycieli min”.

 

Rozpoczął się program modernizacji Marynarki Wojennej. We wrześniu zostały podpisane umowy na nowe niszczyciele min oraz okręt patrolowy.

W Porcie Wojennym na gdyńskim Oksywiu podpisano dwie strategiczne umowy na budowę nowych okrętów dla Marynarki Wojennej. Jedna z nich to aneks do umowy z 27 listopada 2001 roku na korwetę, który precyzuje kwestie związane z dokończeniem budowy jednostki i zmiany jej przeznaczenia. Okręt, który miał być korwetą wielozadaniową, będzie patrolowcem. ORP „Ślązak” o długości całkowitej 95,2 metra, szerokości 13,3 metra i zanurzeniu 3,3 metra oraz wyporności pełnej 2150 ton będzie mógł rozwijać prędkość ponad 30 węzłów. Autonomiczność, czyli nieprzerwany czas przebywania w morzu, wyniesie 30 dni. Jednostka zostanie wyposażona w zintegrowane systemy walki, łączności i nawigacji oraz radary obserwacji i kierowania ogniem. Jej uzbrojenie będzie się składać z armaty kalibru 76 milimetrów i dwóch działek 30-milimetrowych. Na rufie okrętu umiejscowiono lądowisko dla śmigłowca. ORP „Ślązak” ma mieć również infrastrukturę pozwalającą na bazowanie sił specjalnych. Patrolowiec zostanie przekazany Marynarce Wojennej pod koniec 2016 roku.

Inspektorat Uzbrojenia kolejną umowę na nowoczesne niszczyciele min Kormoran II zawarł z konsorcjum zadaniowym, które stworzyły trzy trójmiejskie spółki: Remontowa Shipbuilding oraz Stocznia Marynarki Wojennej i Ośrodek Badawczo-Rozwojowy Centrum Techniki Morskiej. Umowa dotyczy dwóch następnych okrętów. Według wymagań nowy niszczyciel min ma mieć długość około 58 metrów, szerokość 10,3 metra, zanurzenie kadłuba wyniesie 2,6 metra, a pełna wyporność 850 ton. Napęd zapewnią dwa silniki spalinowe o mocy 1000 kilowatów (przy małych prędkościach będą zastępowane przez silniki elektryczne napędu pomocniczego). Oczekiwania co do prędkości określono na co najmniej 15 węzłów, a zasięg ma być nie mniejszy niż 2,5 tysiąca mil morskich. Specjalistyczne wyposażenie będą stanowić między innymi dwa sonary – podkilowy i samobieżny SPVDS, zdalnie sterowane pojazdy jedno- i wielokrotnego użytku oraz zdalnie odpalane ładunki wybuchowe do niszczenia min. Na jednostce znajdzie się też dwuprzedziałowa komora dekompresyjna. Załoga ma liczyć 45 osób, będzie możliwość zaokrętowania jeszcze dodatkowych siedmiu pasażerów. Do uzbrojenia Kormorana II wejdą armata morska kalibru 23 milimetry, dwa wielkokalibrowe karabiny maszynowe i tyleż przenośnych przeciwlotniczych zestawów rakietowych. Polski niszczyciel min będzie miał klasę lodową L-3, która pozwoli mu na pływanie w drobno pokruszonym lodzie. Pierwsza jednostka zostanie przekazana MW w listopadzie 2016 roku, a następne dwie w latach 2019 i 2022.

Tadeusz Wróbel

autor zdjęć: Piotr Wojtas





Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO