W ogólnonarodowym referendum Szwajcarzy wypowiedzieli się za utrzymaniem powszechnego poboru wojskowego. Nie oznacza to jednak dyskusji nad przyszłością sił zbrojnych w tym kraju.
Szwajcaria jest krajem wyjątkowym – to jedyna na świecie demokracja zbliżona do bezpośredniej, gdzie to obywatele, a nie politycy, podejmują najważniejsze decyzje. Instrumentem do wyrażania vox populi jest referendum. Dotyczy to nie tylko takich spraw jak przystąpienie do strefy Schengen, związków partnerskich, legalności narkotyków czy ochrony nad zwierzętami, lecz także kwestii wojskowych – od ograniczenia lotów odrzutowych nad terenami turystycznymi po rozwiązanie sił zbrojnych. W 2014 roku obywatele tego kraju będą głosować na przykład w sprawie kupienia od Szwecji 22 odrzutowców Saab JAS 39 Gripen za 3,4 miliarda dolarów.
Tym razem rząd poprosił rodaków o odniesienie się do trzech kwestii: wprowadzenia ochotniczej służby wojskowej, obowiązku szczepień i przedłużenia nocnego czasu pracy stacji benzynowych. W żadnej z tych spraw nie było jednak ożywionej debaty publicznej i większych emocji. Największe zainteresowanie i kontrowersje wywołała nie kwestia wojska, lecz szczepień. Ostatecznie frekwencja wyniosła 46,9 procent uprawnionych. 73,2 procent ankietowanych opowiedziało się przeciwko likwidacji poboru. Za było 26,8 procent głosujących. Jak wynika z sondażu badania opinii publicznej, chęć zachowania poborowej armii jest większa wśród ludzi starszego pokolenia. Za utrzymaniem obecnego systemu opowiedziało się 68 procent ankietowanych powyżej 65. roku życia i tylko 40 procent osób w wieku 18–39 lat.
Zdaniem komentatorów to dowód na niezwykły szacunek Szwajcarów do armii, która jest uznawana za jeden z najważniejszych elementów tożsamości narodowej i fundament państwa. W tym kraju bycie żołnierzem jest powodem do dumy. Stanowi to wyraźne odstępstwo od europejskiej normy, gdzie bogate społeczeństwa nie chcą poświęcać swojego czasu na służbę ojczyźnie. W tym stuleciu już siedemnaście państw Starego Kontynentu zniosło lub zawiesiło pobór powszechny. Wystarczy wymienić sąsiadów Szwajcarii – Francja, która stworzyła współczesną koncepcję „obywateli w mundurach”, zrobiła to w 2001 roku, Włochy – w 2005, a Niemcy w 2011 roku. Wyjątkiem jest Austria, która w styczniu w czasie niezobowiązującego referendum opowiedziała się za utrzymaniem poboru.
Za pomysłem rezygnacji z poboru powszechnego stoi bardzo znana i aktywna, ale mało skuteczna organizacja o wiele mówiącej nazwie Grupa na rzecz Szwajcarii bez Armii (Gruppe für eine Schweiz ohne Armee). Powołano ją w 1982 roku. Zyskała rozgłos, kiedy w 1989 roku doprowadziła do ogólnonarodowego referendum, w którym spytano Szwajcarów, co sądzą o całkowitym rozwiązaniu sił zbrojnych. Taki pomysł poparło wówczas 35,6 procent głosujących, co było zbyt słabym wynikiem, by wprowadzić ten pomysł w życie. W 1992 roku w ciągu miesiąca zebrano pół miliona podpisów pod wnioskiem referendalnym w sprawie pozyskania amerykańskich odrzutowców F/A-18C/D Hornet. Rok później 57,1 procent głosujących opowiedziało się za transakcją.
Ataki pacyfistów
Niezrażeni niepowodzeniami pacyfiści w 2001 roku doprowadzili do kolejnego referendum na temat zlikwidowania wojska. Tym razem „za” było tylko 21,9 procent ankietowanych. Najnowsza tego typu inicjatywa trafiła pod obrady parlamentu w grudniu 2012 roku. Raz jeszcze podano argument, że armia z poboru jest przestarzała i zbyt kosztowna, nawet dla Szwajcarii. Przekonywano, że nie przystaje do współczesnych zagrożeń, takich jak terroryzm czy katastrofy naturalne. Dzięki poparciu ugrupowań pacyfistycznych i lewicy zebrano wymaganą liczbę głosów i doprowadzono do kolejnego referendum.
Warto dodać, że takie pomysły pojawiają się w Szwajcarii co kilka lat. W 2005 roku lewica postulowała zniesienie poboru i zmniejszenie sił zbrojnych do zaledwie 50 tysięcy żołnierzy, w tym 12 tysięcy zawodowych i 38 tysięcy ochotników. W 2008 roku pomysł wprowadzenia armii zawodowej postulowały lewicowe posłanki. Twierdziły, że wpisany w konstytucję obowiązek służby mężczyzn jest wbrew duchowi równouprawnienia i może naruszać prawo międzynarodowe.
„Przymus może być w sprzeczności z europejską konwencją praw człowieka, która zakazuje pracy przymusowej. Nie można zmuszać ludzi, by pracowali dla państwa za darmo”, głosiła Maria Roth-Bernasconi z Socjaldemokratycznej Partii Szwajcarii. Pomysłowi takiemu sprzeciwili się członkowie szwajcarskiego związku oficerów, którzy twierdzili, że wprowadzenie armii ochotniczej spowoduje, że będzie deficyt żołnierzy.
Słabości systemu
Wynik tego referendum nie kończy sprawy. Mimo klęski krytyków armii poborowej zwraca się uwagę na coraz mniejszą efektywność obecnego systemu. Powszechna służba wojskowa staje się taka tylko z nazwy. Średnio tylko co drugi Szwajcar wkłada mundur. Coraz więcej osób korzysta z możliwości odbycia zastępczej służby wojskowej. Od kilku lat nie trzeba już podawać powodu, dla którego chciałoby się to zrobić.
Szwajcaria zaczyna borykać się z takimi samymi problemami, jak Izrael, który też utrzymuje armię z poboru. Z badań wynika, że w obu wypadkach do wojska trafiają głównie osoby z mniejszych miast i wsi. Dla przykładu, o ile w Appenzellu Innerrhodenie – rolniczym i najmniejszym kantonie, do wojska trafia 80 procent Szwajcarów, o tyle w Zurychu wskaźnik ten wynosi poniżej 50. Unikanie służby to domena ludzi bogatych i znanych. Przy okazji referendum szwajcarska prasa przypomniała historię Rogera Federera. Ten jeden z najlepszych na świecie tenisistów uniknął służby z powodu problemów zdrowotnych.
autor zdjęć: Schweizer Armee