KRUCHA STABILIZACJA

Mali ma demokratycznie wybranego prezydenta, który musi rozwiązać wiele problemów podzielonego politycznie kraju.

Prezydenckie wybory w Mali społeczność międzynarodowa uznała za wielki sukces. Niemniej jednak sytuacja wewnętrzna w tym afrykańskim kraju nadal pozostaje bardzo skomplikowana. Co jakiś czas przypominają o sobie dżihadyści, których francuska ofensywa zmusiła do zejścia do podziemia. Zamieszkujący zaś północ Mali Tuaregowie nie zrezygnowali z zamiaru stworzenia tam własnego państwa.

Powrót do demokracji

W drugiej turze wyborów prezydenckich w Mali, 11 sierpnia, spektakularne zwycięstwo odniósł były premier Ibrahim Boubacar Keïta. Zagłosowało na niego 78 procent wyborców. Formalnie nowy prezydent objął urząd na początku września. Zagraniczni obserwatorzy uznali, że wybory spełniły standardy demokratyczne. W ich pierwszej rundzie wystartowało ponad 20 kandydatów. Jednak frekwencja na północy Mali była o wiele niższa niż na południu. Gubernator regionu Kidal podał, że na 35 tysięcy zarejestrowanych wyborców wydano tylko 15 tysięcy kart do głosowania. „Nie idę na głosowanie. Jestem za Azawadem, nie Mali”, przytoczono w depeszy Reutersa wypowiedź 23-letniego studenta. Podobną opinię o stosunku do malijskiego państwa usłyszał specjalny przedstawiciel ONZ Bert Koenders od szefa jednego z tuareskich klanów Intallahs ag Attahera.

Rewolta tamtejszych Tuaregów w pierwszych miesiącach ubiegłego roku doprowadziła do puczu wojskowego, podziału kraju i utraty kontroli przez rząd w Bamako nad dwiema trzecimi terytorium Mali. Niebawem rządy separatystów zostały obalone przez islamistów. Prezydent Keïta obiecał podczas kampanii wyborczej podjąć dialog z mieszkańcami północy kraju.

Celem rozmów ma być trwały pokój. Spełnienie tej obietnicy przez prezydenta nie będzie łatwe, gdyż wielu Malijczyków z południa odnosi się z wrogością czy wręcz nienawiścią do współobywateli z północy. Uważają bowiem, że są oni odpowiedzialni za nieszczęścia, jakie spadły w ostatnich latach na kraj. Dlatego wściekłość wielu wywołało lipcowe spotkanie tymczasowego prezydenta Dioncoundy Traoré z tuareskimi separatystami. Inna przeszkoda na drodze do pokoju to fakt, że mieszkańcy północy, należący do różnych grup etnicznych (poza Tuaregami zamieszkują ją Arabowie i czarnoskórzy Afrykanie), mają problemy z porozumieniem się między sobą. Reprezentują ich różne ugrupowania, jak Narodowy Ruch Wyzwolenia Azawadu, Islamski Ruch Azawadu i Wysoka Rada do spraw Zjednoczenia Azawadu czy też Ansar Dine.

Tymczasem bez dialogu Mali grozi nowa wojna z Tuaregami. Co prawda 18 czerwca 2013 roku rząd w Bamako zawarł rozejm z separatystami, ale jest on niepewny, ponieważ Tuaregowie twierdzą, że władze nie wywiązują się ze swych zobowiązań. W ostatnich dniach września doszło do starć między nimi a malijskimi żołnierzami w regionie Kidal. Według jego mieszkańców, walczyli bojownicy lojalni wobec Iyada ag Ghaliego, lidera islamskiej grupy Ansar Dine. 

Poza tuareskimi separatystami nadal groźni pozostają islamiści powiązani z Al-Kaidą, którzy co jakiś czas dokonują zamachów. Co najmniej dwaj cywile zginęli 28 września w Timbuktu, gdzie dwóch samobójców wysadziło koło obozu wojskowego samochód wypełniony materiałami wybuchowymi. Wielu żołnierzy zostało rannych.

Wzmacnianie armii

Dlatego prezydent Keïta w czasie Zgromadzenia Generalnego ONZ wezwał państwa regionu Sahelu do stworzenia wielonarodowych sił szybkiego reagowania mogących wesprzeć armie kraju, któremu zagrożą islamiści. „Sytuacja w Mali ustabilizowała się, ale to nie znaczy, że jest tak w całym Sahelu”, przyznał szef francuskiej dyplomacji Laurent Fabius. Minister dodał, że części islamistów udało się uciec z Mali do innych krajów i dlatego potrzebne jest zachowanie czujności oraz podejście do problemu w skali regionalnej. Konieczność takiej kooperacji potwierdził też premier Nigru, Mohamed Bazoum.

Plany utworzenia wielonarodowych sił szybkiego reagowania mają w Afryce długoletnią historię. Jednak jak dotąd żaden z nich nie został wcielony w życie. Na razie więc Mali ze wsparciem Unii Europejskiej stara się stworzyć własne, sprawne i efektywne siły zbrojne. Od marca tego roku szkoleniem malijskich żołnierzy zajmuje się 560-osobowa misja Unii Europejskiej, w której składzie jest 20 Polaków. [O udziale Polaków w tej misji pisaliśmy w 10. numerze PZ.] Obecnie w obozie wojskowym w Koulikoro przygotowywany jest trzeci batalion. We wrześniu zakończył się 10-tygodniowy trening batalionu Elou (Słonie), na początku czerwca zaś europejscy instruktorzy wyszkolili batalion Waraba (Lwy). Gdy unijna misja szkoleniowo-doradcza się rozpoczynała, zaplanowano przygotowanie czterech batalionów. Jednak dowodzący nią generał brygady Bruno Guibert wystąpił do liderów UE o jej przedłużenie co najmniej na przyszły rok. Pozwoliłoby to przeszkolić następne malijskie bataliony. Decyzja w tej sprawie ma zapaść przed końcem roku.

Niemniej jednak odbudowa malijskiej armii nie jest łatwa ze względu na podziały polityczne, a wielu wojskowych jest niezdyscyplinowanych i gotowych do wszczęcia zamieszek z różnych przyczyn. I tak 30 września grupa około 30 oficerów z garnizonu z Kati, którzy byli zaangażowani w pucz kapitana Amadou Sanogi w marcu w 2012 roku, wdarła się do siedziby komitetu zajmującego się reformą sił zbrojnych, strzelając w powietrze. Ich wystąpienie spowodowane było brakiem awansów na wyższe stopnie, które im obiecano.

Pierwsze wyszkolone przez unijnych instruktorów bataliony wysłano na północ kraju, gdzie współdziałają z siłami francuskimi, które od stycznia walczą w Mali z dżihadystami. W końcu września było w tym afrykańskim kraju 3200 żołnierzy z Francji. W połowie października wycofano kilkuset z nich. Jednak rząd w Paryżu zapowiedział, że pozostawi w Mali tysiącosobowy kontyngent.

Francuscy żołnierze mają zapewnić wsparcie armii malijskiej oraz siłom misji pokojowej Narodów Zjednoczonych. Zgodnie z rezolucją Rady Bezpieczeństwa ONZ nr 2100 z 25 kwietnia 2013 roku docelowo ma ona mieć 11 200 wojskowych i 1440 policjantów. Przy czym te liczby dotyczą sił łącznie z rezerwowymi batalionami. Realnie według danych ONZ z 31 sierpnia w Mali było rozmieszczonych 5201 wojskowych i 809 funkcjonariuszy policji. Półroczny budżet misji to około 367 milionów dolarów.

Gros żołnierzy, którzy służą pod błękitną flagą, przybyło do Mali w ramach misji Unii Afrykańskiej, którą zastąpiła ONZ. Największy kontyngent, ponad 1200 ludzi, dostarczył Czad. Około 1100 żołnierzy i policjantów przybyło z Togo. Duże są również kontyngenty z Nigru (862) i Senegalu (796).

Tymczasem we wrześniu pojawiły się problemy z dyscypliną Czadyjczyków. Około 150 z nich opuściło swe posterunki w rejonie Tessalit. W ten sposób czadyjscy żołnierze protestują przeciwko zbyt długiej służbie w Mali. Czad przysłał na początku tego roku około 2000 wojskowych jako wsparcie francuskiej ofensywy przeciwko islamistom. W walkach zginęło 38 z nich. Do tego pojawiły zarzuty wobec czterech czadyjskich żołnierzy o zgwałcenie kilku kobiet w mieście Gao, co może przerodzić się w ostry konflikt z miejscową ludnością.

Tadeusz Wróbel

autor zdjęć: UN





Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO