WYRWANE Z ZAPOMNIENIA

Tchnęli nowe życie w Biesa, Jak-11, MiG-19… Entuzjaści z 31 Bazy Lotnictwa Taktycznego w Poznaniu rekonstruują stare samoloty.

Pierwszy był Lim-2, czyli lekki samolot myśliwsko-szturmowy z 1953 roku. Przez dwanaście lat stał na terenie jednostki rakietowej w Oświęcimiu i spokojnie sobie niszczał. Żal było patrzeć, tym bardziej że właśnie ten egzemplarz był kiedyś w wyposażeniu 62 Pułku Szkolnego na poznańskich Krzesinach. Na szczęście dowódca z Oświęcimia miał otwartą głowę. „Chcecie, to bierzcie”, powiedział. A i na Krzesinach pomysłowi przyklaśnięto. Wrak prosto z oświęcimskiego placu trafił do hangaru remontowego w Poznaniu. Potem przyszło kilka tygodni mitręgi: sztukowanie części, polowanie na instrukcje, dzięki którym można by to wszystko złożyć do kupy. Długie godziny pracy po służbie. Ale było warto – dziś samolot wygląda, jakby dopiero co usiadł na ziemi po kolejnym locie.

Lim to jednak pestka w porównaniu z odrzutowcem MiG-19, który stał na pomniku w kołobrzeskim parku. Wystawiony na słońce, deszcz, wiatr i śnieg niemal rozpadał się w oczach. Wystarczyło mocniej uderzyć pięścią w jego poszycie, by zrobić w nim dziurę, a wodę z kabiny pilotów można było wybierać wiadrami. Samolot trzeba było zdjąć z cokołu, rozłożyć na kilka części i dopiero tak przewieźć do Poznania. Remont trwał blisko dwa lata.

I tak można by opowiadać jeszcze długo. Pasjonaci starych samolotów z 31 Bazy Lotnictwa Taktycznego do tej pory wyremontowali osiem maszyn i właśnie pracują nad kolejną. A każda z nich to oddzielna, wciągająca bez reszty historia.

Wielka historia w małym pokoju

Hangar stoi nieco na uboczu. Podłoga zasłana jest tu różnego rodzaju częściami, na ogromnym stole spoczywa rozgrzebany silnik samolotu, wokół którego kręci się kilka osób. Kto jednak chce zobaczyć prawdziwe serce tego kompleksu, musi pójść kawałek dalej – do niewielkiego pokoiku na tyłach. Pukam, wchodzę do środka i nagle czuję się tak, jakbym znalazł się w muzeum. Na półkach kolekcja wojskowych czapek, hełmów lotniczych, na ścianach pamiątkowe talerze jednostek, eskadr, pułków, ze starego portretu spogląda marszałek Piłsudski, a z wsadzonej w ramy wiekowej już fotografii – kapitan Wiktor Pniewski, przedwojenny komendant Stacji Lotniczej w Ławicy. Przeszklone szafy uginają się od opasłych tomisk o pożółkłych stronach. Jedną z nich dodatkowo wieńczy stary karabin pokładowy. Pośrodku pokoiku jest pokaźnych rozmiarów biurko. Na blacie pod szkłem ktoś złożył puzzle przedstawiające dwupłatowce z początku ubiegłego wieku, a wśród nich maszynę legendarnego „Czerwonego Barona”. „To wszystko warto by chyba gdzieś wystawić…”, zagaduję siedzącego za biurkiem Tadeusza Taniankę. „A był taki pomysł”, uśmiecha się w odpowiedzi. „Tylko nie bardzo wiadomo gdzie”.

Tanianka na Krzesiny przyszedł jeszcze w 1966 roku. Przez 30 lat należał do załogi samolotu An. Był mechanikiem pokładowym i dosłużył się stopnia starszego chorążego sztabowego. Kiedy odchodził do cywila, wezwał go ówczesny dowódca bazy: „Gdzie będziesz teraz szukał roboty? Możesz zostać u nas”. No i pan Tadeusz został. Najpierw naprawiał samoloty znajdujące się w służbie. Z czasem zaczął interesować się tymi, których czas dobiegł końca.

„Kiedy sprowadziliśmy do remontu pierwszego Lima, pułkownik Krupa, który wówczas dowodził bazą, powiedział, żebyśmy założyli stowarzyszenie”, wspomina Tanianka. Wkrótce powstało Stowarzyszenie Lotnicze „Aviata” i zaczęła rosnąć kolekcja starych samolotów wyrwanych z niebytu.

Filmowy lot Albatrosa

„Chce pan zobaczyć, jak to wygląda?”, spytał mnie sierżant Tomasz Osiński, jeden z żołnierzy zajmujących się odnawianiem starych samochodów z 31 Bazy Lotnictwa Taktycznego. „Tu zaraz obok stoi kilka z nich”.

Idziemy do sąsiednich pomieszczeń. Pierwszy ze stojących tam samolotów to TS-8 Bies – niewielka maszyna szkolno-treningowa, która w polskim wojsku była używana od 1957 roku do początku lat siedemdziesiątych XX wieku. Ten egzemplarz formalnie należy do Muzeum Uzbrojenia mieszczącego się w poznańskiej cytadeli. Muzealnicy przekazali go jednak na Krzesiny. Wierzyli, że samolot trafia w dobre ręce. Tutaj dostał drugie życie. Remont został ukończony w połowie września. Miał to być prezent na święto 2 Skrzydła Lotnictwa Taktycznego, któremu podlega krzesińska baza.

Wspinam się po skrzydle na górę i zaglądam do kabiny. Dwa miejsca: dla kursanta oraz instruktora, wolanty, zegary, wskaźniki. Ciasno. Wszędzie napisy cyrylicą. „Dlaczego?”, dopytuję. „Przecież to samolot polskiej produkcji i służył naszym pilotom”, dodaję. „Tak, ale polska armia była częścią Układu Warszawskiego, więc często w samolotach o podobnej konstrukcji montowano uniwersalne elementy”, tłumaczy sierżant Osiński. „Zresztą w czasie remontu samolotów czasem zmuszeni jesteśmy sięgać po zamienniki. O oryginalne części nie jest łatwo”. Tuż obok widzę Wilgę, przekazaną w depozyt przez Aeroklub Poznański. „Wojsko używało kiedyś tych samolotów jako łącznikowych”, wyjaśnia sierżant Osiński. A dalej już prawdziwe perły. W rogu hangaru stoi dwupłatowy Albatros – myśliwiec wyprodukowany w drugiej dekadzie ubiegłego wieku. To niestety replika, ale już sama historia jej powstania to temat na oddzielną, pasjonującą opowieść. „Pięć czy sześć takich maszyn powstało na potrzeby filmu, który jednak nigdy nie został zrealizowany. Jedną z replik autor przekazał na lotnisko w Poznaniu-Ławicy”, wspomina sierżant Osiński. I kiedy już się wydawało, że dwupłatowiec pozostanie jedynie barwnym gadżetem, zaczęły się po niego zgłaszać ekipy filmowe.

Samolotu użyto w filmie Jerzego Hoffmana „1920. Bitwa Warszawska” oraz sensacyjnej opowieści z początków ubiegłego wieku, z powstaniem wielkopolskim w tle, Łukasza Barczyka – „Hiszpanka”. „W filmach Albatros latał, co oczywiście było komputerowym trikiem. Faktycznie żadna z odnowionych przez nas maszyn nie wzbija się w powietrze”, podkreśla sierżant Osiński.

Wreszcie eksponat ostatni, ale kto wie, czy nie najcenniejszy: stojący w rogu hali autentyczny silnik od Fockego-Wulfa, najsłynniejszego niemieckiego myśliwca z czasów II wojny światowej.

Pasjonaci z Krzesin kompletowali kolekcję od 2003 roku. Niedawno została ona wpisana do rejestru zabytków.

Damy radę każdemu…

Tymczasem znów jestem w kantorku Tadeusza Tanianki i pytam: „Skąd wziął się pomysł, by odnawiać stare maszyny?”. „A wie pan, ile jest na świecie radzieckich Ił-10?”, odpowiada pytaniem pan Tadeusz. „Można je policzyć na palcach jednej ręki. Podobnie z Ił-2, a przecież w czasie II wojny to były jedne z najpopularniejszych samolotów szturmowych świata. Podobno do dziś zachowały się tylko trzy niemieckie stuckasy. I tak też jest w Polsce. Przez naszą armię przewinęły się dziesiątki modeli samolotów. Dziś o wielu z nich mało kto pamięta”.

Większość wycofywanych maszyn kończyła na złomowisku. Część lądowała na pomnikach. „Efekt był zwykle podobny”, przyznaje Tanianka. „Niedaleko Piekar można oglądać Su-7, o którego podobno wystarał się ksiądz. W Krośnicach pod

Miliczem stoi w parku Jak-11. Z punktu widzenia lotników to zabytek klasy zero. Niestety jest bardzo zniszczony”.

Inny problem to dokumentacja. Jeszcze niedawno wraz z wycofaniem samolotu zazwyczaj lądowała ona w piecu. Jako obłożona klauzulą tajności nie moga dostać się w niepowołane ręce. Dlatego odnawianie starych samolotów to praca wyjątkowo żmudna. Pomagają znajomości i… anielska cierpliwość. Trzeba wypytywać innych maniaków lotnictwa, szperać w internecie, myszkować po archiwach. Tyle że jeśli człowiek siedzi w lotnictwie od kilku dziesięcioleci, jest mu łatwiej.

„Mam mnóstwo kolegów, którzy podzielają moją pasję”, uśmiecha się Tanianka, a po chwili wyciąga z półek prawdziwe białe kruki. „To wydany przez Niemców podręcznik dla pilotów Luftwaffe”, pokazuje księgę pełną rycin z przekrojami samolotów, silników i opisami. Chwilę później oglądam księgę dla pilotów radzieckich. „Kiedy zajmowaliśmy się Jak-11, udało mi się zdobyć pięć instrukcji do tego samolotu. A każda z nich miała po tysiąc stron”, wspomina Tanianka i dodaje: „Dla pasjonatów takie książki to skarb. Miałem już chętnych, którzy chcieli je kupić. Tyle że one nie są na sprzedaż”.

Ambicją członków stowarzyszenia Aviata jest skompletowanie wszystkich modeli maszyn, które stacjonowały na Krzesinach. Brakuje już naprawdę niewiele. „Wkrótce do naszej bazy ma dotrzeć odrzutowiec F-16 w najstarszej wersji A”, mówi pan Tadeusz. „A co będzie później?”, pytam. „Nie wiem. Ale jedno jest pewne: nie ma samolotu, któremu nie dalibyśmy rady”, usłyszałem w odpowiedzi.

Tyle że podczas kolejnych rekonstrukcji jego współpracownicy będą musieli poradzić sobie sami. Na Krzesiny przyjechałem 20 września. Niespełna dwa tygodnie później na stronie jednostki przeczytałem, że Tadeusz Tanianka zmarł.

Łukasz Zalesiński

autor zdjęć: GOT 31BLT





Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO