KURS DLA PRYMUSÓW

Po raz pierwszy wojskowi studenci z Polski pojechali na kurs dla przyszłych dowódców w Fort Benning.

Wstawaliśmy około czwartej rano, a pod koniec kursu pobudki były nawet o trzeciej. Później cały dzień na nogach. Maszerowaliśmy po gęstym lesie, walczyliśmy, przeszukiwaliśmy budynki i ludzi”, tak jeden z etapów szkolenia w USA wspomina sierżant podchorąży Mateusz Kotas z Wyższej Szkoły Oficerskiej Wojsk Lądowych we Wrocławiu. Do USA pojechał z kolegą z tej uczelni, sierżantem podchorążym Bartłomiejem Więckiem.

Kurs dowódczy dla kadetów Cadet Leadership Development, w którym Polacy wzięli udział, zorganizował Western Hemisphere Institute for Security Cooperation w Fort Benning (Instytut Współpracy nad Bezpieczeństwem Półkuli Zachodniej). Zwykle szkolą się tam kadeci z West Point, wojskowi z korpusu szkolenia oficerów rezerwy oraz podchorążowie z Ameryki Łacińskiej. Polacy podczas wakacyjnej edycji kursu dołączyli do grupy liczącej 128 osób. Byli jedynymi Europejczykami.

Szkoleniem w USA zainteresowało się kilkunastu studentów Wyższej Szkoły Oficerskiej Wojsk Lądowych we Wrocławiu. Uczelnia przeprowadziła wewnętrzne kwalifikacje, by wytypować najlepszych. Sprawdzano między innymi kondycję fizyczną i znajomość języka angielskiego. Ostatecznie wybrano podchorążych Kotasa i Więcka.

Kurs dla przyszłych dowódców trwał miesiąc. „Przez pierwszy tydzień mieliśmy właściwie wyłącznie wykłady”, opowiada podchorąży Kotas. Uczyli się między innymi o zasadach dowodzenia, cechach wyróżniających dobrego dowódcę, poznawali także prawa człowieka. „Wykładowcy dużo mówili o odpowiednim traktowaniu podwładnych, sposobie układania współpracy. Chodziło o to, by przestawić nasze myślenie. By dowódca nie mówił do swoich ludzi «naprzód», tylko «za mną”, opowiada Mateusz Kotas. Problemem dla żołnierzy był język wykładowy. Większość zajęć odbywała się po hiszpańsku, a obaj Polacy nie znali tego języka. Wykładowcy przekazywali im więc materiały przetłumaczone na angielski.

Później przyszedł czas na praktykę i przez drugi tydzień kadeci szkolili się z topografii i nawigacji w terenie. Ostatnie dwa tygodnie przeznaczono natomiast na zajęcia strzeleckie i taktyczne. Żołnierze zostali podzieleni na drużyny. Uczyli się między innymi tego, jak za pomocą kompasu i mapy odnaleźć oznaczone przez instruktorów miejsca w lesie. Trening z terenoznawstwa i nawigowania odbywał się za dnia i w nocy. „Najtrudniejsze były zajęcia nocne. Na odnalezienie wskazanych punktów mieliśmy trzy godziny, ale nie wszystkim udało się wykonać zadanie w wyznaczonym terminie”, wspominają studenci.

 

Tor dowódców

„Wasza kompania walczy na drugim brzegu rzeki. Żeby mogła kontynuować bój, musicie jej dostarczyć amunicję. Niestety, most jest zerwany”, tak zaczęło się jedno z trudniejszych zadań na kursie. Na pokonanie tak zwanego toru dowódców kadeci dostali zaledwie kilkanaście minut, a do dyspozycji kilka pozornie niepasujących do siebie przedmiotów. Deski, liny i beczki miały posłużyć do budowy prowizorycznego mostu. W trakcie pracy żołnierze byli bacznie obserwowani przez instruktorów. Oceniano zwłaszcza tych kadetów, którzy wykonywali zadania dowódców drużyn. Wykładowcy chcieli sprawdzić, czy żołnierze potrafią dobrze kierować swoimi podwładnymi w pododdziale. Polacy dowodzili zarówno na poziomie kompanii, jak i drużyny.

Ostatnim i zarazem najbardziej wymagającym etapem kursu było tygodniowe szkolenie z taktyki. „Wówczas czuliśmy największe zmęczenie. Wykonywaliśmy zadania w lesie niemal bez przerwy, spaliśmy w namiotach. Było duszno. Dokuczały nam wysokie temperatury i niemal stuprocentowa wilgotność powietrza”, opowiada sierżant podchorąży Bartłomiej Więcek. Żołnierze działali zgodnie z czarną taktyką (walka w terenie zabudowanym), szkolili się w szturmowaniu obiektów, przeszukiwaniu obiektów i ludzi, uczyli się, jak odpowiadać na ostrzał przeciwnika.

 

W czołówce

Podczas miesięcznego szkolenia polscy studenci kilkakrotnie zostali wyróżnieni. Podchorążego Bartłomieja Więcka uznano za najlepszego kadeta wśród wszystkich uczestników kursu dla przyszłych dowódców. Poza tym Polacy zajęli wysokie lokaty na zawodach strzeleckich. Strzelali z karabinków M16A4 na odległość 25 metrów, ale cele na planszy wielkością odpowiadały tym, które w rzeczywistości znajdują się w odległości od 100 do 300 metrów. Bartłomiej za zdobycie 37 punktów otrzymał tytuł eksperta, co pozwoliło mu zająć trzecie miejsce w klasyfikacji ogólnej strzelców. Z kolei Mateusz uzyskał 30 punktów, za co otrzymał tytuł „sharp shooter”. Polacy wyróżniali się także na zawodach sprawności fizycznej: Więcek zajął piąte miejsce, a Kotas szóste.

„To było dla mnie wielkie przeżycie. Nigdy wcześniej nie wyjeżdżałem za granicę. Nigdy na co dzień nie posługiwałem się angielskim. Daliśmy sobie radę”, podsumowuje podchorąży Kotas. „Byliśmy dobrze przygotowani do wyjazdu. Wiadomości zdobyte na uczelni procentowały na zajęciach medycznych, sprawnościowych, taktycznych”.

Szkoła z Wrocławia zapowiada, że co roku będzie wysyłała do USA kolejnych swoich podchorążych.

Magdalena Kowalska-Sendek

autor zdjęć: M. Kotas i Franklina Huayan





Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO